Jak tam u Państwa z postanowieniami wielkopostnymi? Muszę przyznać, że mój bilans nie wypadł najlepiej… Nie chcę jednak w tym miejscu fundować i Państwu, i sobie rachunku sumienia z okazji półmetku Postu – tym każdy powinien się zająć we własnym zakresie i w okolicznościach, nazwijmy to, bardziej intymnych. Chcę raczej podzielić się czymś, co w tym roku szczególnie przykuło moją uwagę i bardzo mnie ucieszyło.
Otóż rozmawiając ze znajomymi i czytając teksty autorów, z którymi współpracuję (dziękuję Wam za inspirację!), zauważyłam, z jaką świeżością i kreatywnością wielu z nich podchodzi dziś do postanowień wielkopostnych. I nie ma to nic wspólnego z duchowym wydziwianiem, szukaniem na siłę oryginalności czy podjęciem wyzwania pt. zrobić to tak, jak nigdy wcześniej. Chodzi po prostu o postanowienia spersonalizowane, szyte na miarę.
Czyli jakie? Takie, które nie są fikuśną, niezbyt pasującą do całej reszty broszką, jaką przypinamy sobie na te czterdzieści dni, bo tak trzeba, ale takie, które wyrastają z samego środka naszej codzienności wypełnionej tym, z czym sobie bardzo dobrze radzimy, i tym, w czym niedomagamy.
Drugie pozytywne zaskoczenie było takie, że owe postanowienia bardzo często są „zaludnione”. Mam wrażenie, że czasem o wiele łatwiej zrobić coś (bezpośrednio) dla Boga niż choćby dla rodzica czy współmałżonka i w ten sposób „przyklepać” duchowymi praktykami to, co jest prawdziwym bolącym miejscem, wymagającym tego, by się nim zająć.
Dlatego może zamiast postu od kawy (ofiarowanego w szlachetnej intencji), lepiej wybrać post od narzekania na drugą połówkę? Albo zdecydować się na jałmużnę… w postaci poświęcenia ukochanej osobie czasu, szczerego uśmiechu, czułego gestu? A może jest ktoś, kto od lat czeka na nasze „przepraszam”, „dziękuję” czy „kocham”? Niewykluczone, że powiedzenie tego jednego (jeszcze raz: jednego) słowa będzie najważniejszym wydarzeniem całego Wielkiego Postu nie tylko dla adresata, ale także dla nas samych. „Zaludnione” postanowienia są – jak dla mnie – doskonałym miksem tego, co człowiecze, z tym, co boskie i najlepszą drogą do prawdy i harmonii w naszym życiu.
Kolejna ciekawa rzecz, jaką zauważyłam, to odważne szukanie duchowych inspiracji w modnych trendach. Bo właściwie czemu by nie wziąć z nich tego, co najlepsze i kompatybilne z chrześcijańską wizją rzeczywistości, jeśli to odpowiada na nasze potrzeby (patrz: postanowienia spersonalizowane) i może być dla nas po prostu dobre?
Na topie jest minimalizm? Może więc warto przejrzeć szafę i rzeczy nienoszone od dwóch lat przekazać ubogim? Wszyscy mówią o uważności? Dlaczego nie zacząć bardziej świadomie przeżywać siebie, zdarzeń, w końcu relacji z Bogiem, którego w codziennym zabieganiu tysiące razy „przegapiamy”?
Takie właśnie – świeże – podejście do postanowień wielkopostnych wyraźnie pokazuje, że dla wielu z nas życie wiary i „normalne” życie to jedno. A to jest bardzo dobra nowina.