Mało które zdarzenie wywołało ostatnio takie emocje i ożywione debaty w necie jak incydent w Jeleniej Górze. Kierowca miejskiego autobusu chciał wyprosić pasażera, który wraz z dziećmi wiózł mechaniczną hulajnogę. Ten odmówił wyjścia, sprowadzono policję. Filmik utrwalający szamotaninę z płaczącymi dziećmi w tle wywołał u niektórych szok.
Jedni uznali, że policja zachowała się źle. Oczywiście kluczem do takiej reakcji był przede wszystkim dziecięcy krzyk. Głos zabrali znani autorzy, na przykład Tomasz Terlikowski. Jego zdaniem skoro pasażer nie stosował przemocy, przemoc wobec niego też była nieuprawiona. Trzeba było zastosować inne metody. Jakie? Odpowiedź nie padła.
Inni zwracali uwagę, że prawo trzeba czasem egzekwować siłą także wobec tych, którzy stosują tylko bierny opór. Ktoś żeby zawstydzić Terlikowskiego, wyobraził sobie scenę: człowiek stoi na ołtarzu i nie chce zejść. Skądinąd w Tyńcu już coś podobnego się zdarzyło. Zdaniem sporej grupy Polaków policjanci zachowywali się cierpliwie, nim użyli siły, kilka minut przekonywali krnąbrnego obywatela.
Jak zwykle ujawniły się skrajności: zwolennicy pełnej nieomylności policji zderzyli się z rzecznikami anarchii. Potem policja zaczęła przytaczać kolejne fakty. Kilka godzin wcześniej dzieci, jeszcze bez ojca, próbowały przewozić tę samą hulajnogę. Kierowca je wyprosił. Wyglądało to więc jak chęć przeforsowania swoich racji raz jeszcze – metodą faktów dokonanych.
Mężczyzna podobno pił alkohol. Ale policja choć go skuła i zawiozła na posterunek, nie zbadała alkomatem. Pojawiły się kolejne oskarżenia. Bohater zdarzeń miał być poszukiwany. Potem okazało się jednak, że w błahej sprawie chodziło o doręczenie wezwania. Tu już uruchomiła się policyjna skłonność do manipulacji.
Nie jestem pewien, czy policjanci nie przesadzili. Czy trzeba było delikwenta skuwać, zamiast wręczyć mu mandat? Równocześnie rozumiem ich irytację. Sądzę jednak, że gwałtowna reakcja niektórych wiąże się z tłem, a nie tylko tym pojedynczym przypadkiem.
Po pierwsze, czujemy się bombardowani przez reguły niejasne, nieznane, ustanawiane przez podmioty niskiego szczebla. W końcu wyproszenie z autobusu to naruszenie naszej wolności. Czy musimy wiedzieć, że jeleniogórska firma autobusowa nie życzy sobie hulajnóg na pokładzie? Uzasadnienie niby jest – obawa przed wybuchem akumulatora. Ale nie wszystkich to przekonuje. Kojarzy się z widzimisię monopolisty w dziedzinie przewozu, dominującego nad skazanymi na niego pasażerami.
Po drugie, często mamy poczucie, że rozmaite incydenty – w komunikacji miejskiej, ale także w pociągach czy po prostu w miejscach publicznych – nikogo nie obchodzą. Ileż razy widziałem takie sytuacje? Ot, choćby nagminne nienakładanie maseczek. Ludzi obawiających się zachorowania może to stresować. Ale kierowcy, a czasem i policjanci, ostentacyjnie odwracają głowę. Dlatego taki upór w egzekwowaniu zapisanego gdzieś małym druczkiem przepisu może jawić się jako nadgorliwość.
Okoliczność trzecia wiąże się z poczuciem, że coraz więcej u nas przemocy, nawet tej werbalnej. Dla jednych to przemoc państwa, dla innych – aktywistów rozmaitych ideologii, dla jeszcze innych – inwazja zwykłego chamstwa. Jedni szukają ochrony policji, ale inni postrzegają ją właśnie jako źródło przemocy.
I wszystko jest upolityczniane. W internecie roi się od wpisów o „PiS ZOMO”. Ale kiedy poseł Koalicji Obywatelskiej Adam Szłapka zażądał dymisji ministra Kamińskiego, ktoś przytomnie przypomniał, że kierowca podlegał władzy miejskiej, ta zaś jest całkiem innej opcji niż rządząca prawica. No ale każdy szuka objaśnień na swoją miarę.