ADHD definiuje się jako zaburzenie polegające na tym, że dana osoba nie jest w stanie kontrolować swojego zachowania, wskutek zaburzeń w przetwarzaniu bodźców neuronalnych. U dzieci ADHD diagnozuje się, jeśli nie są w stanie usiedzieć na swoim miejscu w szkole, utrzymać skupienia na zadaniach, powstrzymać się od rozmawiania. Często towarzyszy temu nadpobudliwość emocjonalna i drażliwość. Diagnoza obejmuje wywiad z rodzicami, nauczycielami, a także szereg testów psychologicznych.
Francuskie podejście
W 2013 r. ukazał się artykuł Dlaczego francuskie dzieci nie mają ADHD? autorstwa Marilyn Wedge, która porównała sposób diagnozowania i leczenia tego schorzenia w USA i Francji. Aktualnie ukazała się książka rozbudowująca podane wcześniej tezy o poważny przegląd badań i danych z tym związany. Warto przyjrzeć się tezom autorki. Pierwsza rzecz, na którą zwróciła uwagę, to fakt, że w Stanach Zjednoczonych aż 10 proc. dzieci jest zdiagnozowanych jako cierpiące na ADHD, podczas gdy we Francji tylko 5 proc. Co więcej, amerykańskie dzieci są leczone psychotropami, podczas gdy francuskie za pomocą psychoterapii oraz poprzez oddziaływanie na otoczenie dziecka. W Polsce z kolei proponuje się łagodzenie ADHD drogą odpowiednich oddziaływań środowiskowych (rodzice, wychowawcy), co jest uzupełnieniem farmakoterapii.
Wedge zwraca uwagę, że Francuzi posługują się własnym, odmiennym od amerykańskiego podręcznikiem diagnostycznym chorób i zaburzeń psychicznych. We francuskim podręczniku zaleca się o wiele większy udział psychoterapii w leczeniu różnych zaburzeń niż w podręczniku amerykańskim. Co więcej, francuski podręcznik kładzie duży nacisk na dokładne diagnozowanie źródeł problemu i pracę u podstaw, podczas gdy w amerykańskim większą wagę przykłada się do leczenia farmakologicznego zaburzeń. Kolejny ciekawy punkt to zwrócenie uwagi na to, że Francuzi jako jeden z elementów terapii zalecają zdrową dietę. Sztuczne barwniki, niektóre z konserwantów, nadmiar cukrów (a także niezdiagnozowane alergie pokarmowe) – wszystko to powodować może właśnie nadpobudliwość ruchową i problemy z zachowaniem. Jest to o tyle interesujące, że wpływ diety na zachowanie dzieci był opisywany już wcześniej. Dla przykładu, w filmie dokumentalnym Supersize me z 2004 r. reporter ukazał szkołę dla tzw. trudnej młodzieży, w której zastąpiono pełne konserwantów gotowe posiłki odgrzewane na miejscu, niskoprzetworzonymi posiłkami przygotowywanymi z świeżych produktów na miejscu. Choć była to jedyna zmiana w szkole, zaobserwowano znaczący spadek zachowań agresywnych i nadpobudliwości u uczniów.
Styl wychowania
Nadpobudliwość wydaje się także wiązać z konkretnym, amerykańskim stylem wychowawczym. Pamela Druckerman w książce W Paryżu dzieci nie grymaszą opisuje zasady wychowawcze, które stosują francuscy rodzice. W zakresie diety, od najmłodszych lat uczą dzieci przestrzegania regularnych godzin posiłków, nie pozwalając na przekąski między posiłkami. Generalnie według Druckerman Francuzi o wiele bardziej dbają o budowanie stałej struktury dnia, tworzą i przestrzegają stałych punktów oraz zasad. W amerykańskim podejściu widać więcej swobody zostawionej dziecku, a co za tym idzie – więcej chaosu.
Kolejne różnice dotyczą metod dyscyplinowania. Francuskie dzieci często słyszą z ust rodziców „nie” i „nie wolno”, co według Francuzów zabezpiecza je przed staniem się niewolnikami w służbie tyranii własnych zachcianek i pożądań. W podejściu amerykańskim dominuje pogląd, że mówienie dziecku „nie” niszczy jego poczucie własnej wartości, narusza jego integralność i prawo do podejmowania własnych decyzji i uczenia się na błędach. Stąd część amerykańskich psychologów uznaje zakazy i nakazy za formę przemocy psychicznej, równorzędnej do poniżających wyzwisk.
A zatem podejście francuskie koncentruje się na przestrzeganiu określonej rutyny dnia, jasnym systemie zakazów, nakazów i praw, tworzących konkretne, jasne punktu odniesienia i dających dziecku poczucie bezpieczeństwa. Podejście amerykańskie z kolei ogniskuje się na pozostawianiu dzieciom swobody autokreacji, zakładając, że tylko wolność zapewni dziecku harmonijny rozwój.
Co ciekawe, amerykańskie postulaty „podążania za dzieckiem” zamiast narzucania mu ustalonych zasad i ram funkcjonowania są od kilku lat intensywnie promowane także w Polsce.
Patrząc na zalecenia psychologiczne dotyczące pomocy dzieciom z ADHD, można powiedzieć, że koncentrują się one na dwóch punktach. Pierwszym z nich jest zapewnienie dziecku możliwości rozładowania napięcia i nadmiaru energii (np. przez regularne wycieczki na plac zabaw, sport itp). Drugi istotny punkt to budowanie stałych, przewidywalnych, rutynowych punktów dnia. Zaleca się np. organizowanie cichego, pozbawionego rozpraszaczy miejsca odrabiania zadań domowych. Co więcej, eliminowanie pobudzających niepokój elementów otoczenia, jak np. ciągle włączone w domu radio czy telewizor. Kolejne zalecenie to ograniczenie korzystania przez dziecko z mediów – komputera, iPada, smartfona, telewizora itp. Konieczne jest za to uczenie zdrowych sposobów radzenia sobie z napięciem i rozproszeniami.
Właściwa diagnostyka
Polska nie ma własnego podręcznika diagnostycznego, opieramy się na podręcznikach amerykańskich, czego rezultatem jest promowanie leczenia farmakologicznego. Wykorzystujemy do tego (tak samo jak Niemcy i Amerykanie) leki oddziałujące na korę przedczołową mózgu, poprawiające (na okres działania leku) koncentrację. Jedna z teorii mówi, że przy ADHD mózg produkuje zbyt mało dopaminy, a leki te podnoszą też chwilowo poziom dopaminy. Podstawowy problem polega na tym, że leki działają okresowo. Nie zmieniają mózgu w stały sposób, owszem poprawiają koncentrację uwagi, jednak przelotnie. Jednym z argumentów za stosowaniem farmakoterapii jest twierdzenie, że nieleczone ADHD powoduje większe narażenie na narkomanię. Stoi za tym założenie, że dziecko pozostawione samo sobie będzie bardziej skłonne do sięgania po narkotyki, by poradzić sobie z sytuacją, która je przerasta. Z drugiej strony, można się spodziewać, że osoby przyzwyczajone do efektów działania psychotropów chętniej będą sięgać po substancje psychoaktywne. Jednak badania z 2013 r. nie wykazują żadnych różnic w poziomie uzależnień, które były leczone farmakologicznie a tymi, które nie były leczone w ten sposób. Obie grupy są za to bardziej narażone na narkomanię niż osoby, u których nie zdiagnozowano ADHD. Oznacza to konieczność intensywnej edukacji takich dzieci w zakresie zdrowych sposobów radzenia sobie ze stresem, emocjami, napięciem. Przydatne jest też uczenie organizacji czasu, pracy oraz doskonalenie samokontroli.
ADHD – choroba fikcyjna?
Kwestia diagnostyki ADHD (np. przytaczany przez „Der Spiegel” fakt, iż w Niemczech liczba diagnozowań tego zaburzenia wzrosła 51-krotnie w ciągu 30 lat) to jeden problem. Jak często zostaje postawiona fałszywa diagnoza i dziecko mające zwykłe problemy z zachowaniem, które można by wyeliminować zmianami w metodach wychowawczych, zostaje skazane na zażywanie leków? ADHD budzi jednak jeszcze poważniejsze pytania. Neurolog F. Baughman twierdzi, że jest ono sztucznym konstruktem. Zauważa, że biorąc pod uwagę kryteria diagnostyczne, połowa Amerykanów cierpi na ADHD. Kryteria te zawarte są w Diagnostycznym i statystycznym podręczniku zaburzeń psychicznych. Jest to istotne, ponieważ w większości krajów właśnie ten podręcznik określa, co można uznać za zaburzenie, a co za tym idzie – czy można to leczyć i w jaki sposób należy to leczyć. Lista kryteriów diagnostycznych ADHD stopniowo była poszerzana, w 1997 r. do symptomów została dodana nadaktywność ruchowa. Dane z USA z roku 2004 pokazywały, że co dziesiąte amerykańskie dziecko ma zdiagnozowane ADHD. Co ciekawe, także dr Leon Eisenberg, naukowiec, którego prace w zakresie psychiatrii dziecięcej przyczyniły się do wyłonienia kryteriów diagnostycznych ADHD w wywiadzie udzielonym przed śmiercią niemieckiej gazecie „Der Spiegel” uznał, że diagnozuje się tę chorobę zbyt często w sposób nieuprawniony. Ocenił też, że nieuprawnione wydaje się doszukiwanie wrodzonych, genetycznych uwarunkowań tej choroby. Niektóre źródła podają wręcz, że nazwał on ADHD chorobą fikcyjną. Tak czy inaczej, doniesienia te rodzą pytanie, jaki jest najlepszy sposób postępowania wobec dzieci wykazujących cechy nadpobudliwości? Czy rzeczywiście leki psychotropowe, które przecież nie walczą z przyczyną zaburzenia, a tylko łagodzą jego skutki (i to nie bez skutków ubocznych) są najlepszym rodzajem pomocy?