Jest Ksiądz wnukiem człowieka, który przeżył Treblinkę – chyba nie można mocniej zacząć tej rozmowy…
– Mój dziadzio Stanisław, tata mamy, w czasie wojny nie chciał współpracować z Okupantami, za co trafił do Treblinki. Tak naprawdę były dwie Treblinki – karny obóz pracy Treblinka I dla opornych wobec okupanta niemieckiego i Treblinka II – obóz masowej zagłady ludności żydowskiej. W tym pierwszym obozie zamordowano około 10 tys. spośród 20 tys. więźniów, głównie Polaków, natomiast Treblinka II była prawdziwą „fabryką śmierci”, w której zgładzono ponad 800 tys. osób narodowości żydowskiej.
Dziadek był świadom tego, co dzieje się w tej drugiej Treblince?
– Częściowo tak. Tamten obóz był zasłonięty, zamaskowany, obowiązywała pełna tajność. Domyślano się jednak, co się tam dzieje, bo słyszano dochodzące stamtąd krzyki i swąd palonych ciał. Zasadniczo jednak do Treblinki II nie było dostępu. Estera Nirenberg, jedna z niewielu osób, która była w środku obozu, ale przeżyła eksterminację dzięki temu, że ukryła swoje żydowskie pochodzenie, opowiadała, że kiedy opuszczała Treblinkę II, ukraiński strażnik, który ją odprowadzał, powiedział jej: „Jesteś jedynym człowiekiem, który wychodzi stąd żywy”.
A Dziadek? Jak ocalał?
– Miał szczęście, trafił na znajomego majstra, który przedstawił go jako swojego brata. Niemcy jednak zauważyli, że obaj noszą inne nazwiska, ale tamten powiedział, że mają wspólną matkę i różnych ojców. Uwierzyli mu. I dzięki temu, że dziadek pomagał cieśli obozowemu, udało mu się przetrwać osiem miesięcy obozowego piekła. Potem jednak zachorował na tyfus – miał być wysłany do lazaretu, gdzie chorych zabijano na miejscu strzałem w głowę. Ale wtedy jeden z ukraińskich strażników obozowych, prawdopodobnie bardzo pijany, otworzył bramę i powiedział: „Kto może, niech ucieka”.
Niesamowite…
– Dziadzio ogromnie ryzykował, bo czasami robiono prowokacje: otwierano bramę, rzucano czapkę, mówiąc: „biegnij”, a potem strzelano do takiego „uciekiniera”. Jemu się jednak udało. W momencie ucieczki z obozu miał ponad 20 lat i ważył niewiele ponad trzydzieści kilogramów.
Opowiadał później o koszmarze obozowym?
– Tak, żałuję tylko, że nie zdążyłem tego nagrać. Jedna z takich obozowych historii dotyczyła wspomnianego majstra, do którego od czasu do czasu przychodziła jego żona i przynosiła posiłki. Ale któregoś dnia komendant obozu Franz Stangl poszczuł na nią psa, który rozerwał te kobietę na strzępy na oczach męża. Dziadek bardzo to przeżył. Cały czas później o tym mówił, cały czas…Powtarzał też, że w pasiaku miał zaszyty medalik i codziennie modlił się o ocalenie życia. Treblinka to było piekło, w którym nigdy nie było wystraczającej ilości jedzenia, a śmierć czyhała codziennie na każdym kroku. A jednak przeżył.
To wszystko wywarło wpływ na życiowe wybory Księdza?
– W ogromnym stopniu tak. Wyrastałem na opowieściach o tym, co się działo podczas II wojny światowej: Hitlerowcy spalili przecież moją rodzinną wioskę, wielu krewnych zesłali do obozów, tuż obok działała „fabryka śmierci” w Treblince. Wobec takich rzeczy trudno pozostać obojętnym. Moja mama powiedziała mi kiedyś: „Gdyby dziadzio nie ocalał, nie byłoby ciebie na świecie”. Staram się więc przeżywać życie, dziękując Panu Bogu za to, że ktoś wyciągnął do dziadzia pomocną dłoń i ocalił od śmierci w obozie.
To jest dług?
– Dług wdzięczności. W tym sensie badania, które prowadzę, związane z poszukiwaniem osób, w czasie II wojny światowej narażających swoje życie, aby ratować drugiego człowieka, są pewnym sposobem wyrażania tej wdzięczności. Nie jestem w tym sam. Kiedy spotykam się w Izraelu z przyjaciółmi, to trudno znaleźć taką rodzinę, która nie byłaby dotknięta tragedią Holokaustu. To siedzi w ludziach cały czas. I coraz więcej z nich, często ludzi z drugiego, trzeciego pokolenia, chce przyjechać do Polski, aby spotkać się z rodziną, która ocaliła życie ich bliskim, wyrazić wdzięczność, porozmawiać, spojrzeć w oczy. Gary Krupp, Żyd z Nowego Jorku, powiedział kiedyś celnie, że niewdzięczność nie jest cechą żydowską.
Nie przypina się już nam antysemickiej łatki?
– Mogę mówić o własnym doświadczeniu. Otóż będąc w Izraelu, spotykam się z życzliwością. Do tego stopnia, że kiedy napisaliśmy wraz z dyrektorem muzeum w Treblince dr. Edwardem Kopówką książkę Dam im imię na wieki (Iz 56,5). Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów, to ortodoksyjna Żydówka (córka wspomnianej Estery Nirenberg, a zarazem żona rabina) zaprosiła mnie z wykładem do żydowskiej szkoły religijnej, abym ja, ksiądz katolicki i Polak, opowiedział o relacjach polsko-żydowskich. Oczywiście mogą niekiedy istnieć rozmaite uprzedzenia z jednej czy z drugiej strony, ale kiedy dochodzi do bezpośredniego spotkania zwycięża prawda. Jak mówi Pismo Święte: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8, 32).
Kiedy Ksiądz zajął się na poważnie Sprawiedliwymi?
– Jeszcze w czasach seminarium duchownego. Pisałem wówczas pracę magisterską na temat parafii Prostyń, na terenie której znajdują się obozy Treblinka I i Treblinka II. Siłą rzeczy badałem też kwestie dotyczące obozu oraz relacji polsko-żydowskich. Potem był dłuższy pobyt i nauka w Jerozolimie – studia Pisma Świętego, a przy okazji poznawanie Talmudu, Midraszy i innych źródeł rabinicznych, do tego nauka języka hebrajskiego, studiowanie Holokaustu i kultury żydowskiej. A także coraz częstsze wizyty w Yad Vashem. To doprowadziło mnie do rozpoczęcia badań na temat polskich Sprawiedliwych, czyli osób ratujących Żydów i szerzej – wzajemnych relacji chrześcijańsko-żydowskich w czasie II wojny światowej.
Ta tematyka tak naprawdę nadal nie jest do końca poznana.
– Rzeczywiście, cały czas napotykam na nowe materiały potwierdzające heroiczne postawy ogromnej większości biskupów, kapłanów, sióstr zakonnych i świeckich wiernych udzielających pomocy prześladowanym Żydom. Rozmawiałem na ten temat z Ojcem Świętym Franciszkiem, który jest tym tematem bardzo zainteresowany i zbudowany postawą duchowieństwa wobec tragedii Holokaustu. Podobne opinie usłyszałem także od kardynałów ze Stolicy Apostolskiej i polskich biskupów. Dostałem jasne sygnały, że powinienem te badania prowadzić dalej.
Teraz doszedł także projekt Kaplicy Pamięci w Toruniu.
– Kaplica Pamięci ma w zamierzeniu upamiętnić Polaków ratujących ludność żydowską w czasie Holokaustu. Do tej pory mamy nagranych około 20 tys. wywiadów, ponad 10 tys. stron dokumentów, ok. 1,5 tys. zdjęć i ok. 1,4 tys. e-maili, a cały czas napływają nowe zgłoszenia. Wraz z moim bratem Arturem i współpracownikami jesteśmy w trakcie nawiązywania relacji partnerstwa z Instytutem Yad Vashem, Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie oraz z instytucjami żydowskimi w Polsce, które są zainteresowane wynikami naszych badań, dokumentami i relacjami. Dyrektor Yad Vashem powiedział nawet, że widział w życiu wiele rzeczy, ale nie spotkał się z sytuacją, aby w ciągu blisko półtora roku zostały nagrane wywiady z prawie 20 tys. osób. A to wszystko stało się możliwe dzięki temu, że w Radiu Maryja pojawił się apel dotyczący budowy Kaplicy Pamięci.
I to uruchomiło lawinę relacji.
– Odzew jest naprawdę ogromny. Wiele osób przysyła swoją prywatną korespondencję z dawnych czasów i ma odwagę mówić o sobie, o swoich bliskich, często po raz pierwszy od zakończenia wojny. To są relacje dotyczące nie tylko kwestii pomocy dla ludności żydowskiej, ale także dawnych wzajemnych stosunków. Ludzie wspominają swoich kolegów, Szmulka, Icka, Gołdę, znajomych lekarzy, sprzedawców, krawców itp. Udało nam się także dotrzeć do miejsc, które w ogóle nie są znane, gdzie znajdują się na przykład nieoznaczone groby żydowskie. To jest ten zapomniany Holokaust. Mówi się o Treblince, o Auschwitz, ale nie wspomina się o tych wszystkich wioskach, gdzie zginęło kilkanaście osób, tak Żydów jak i Polaków. Teraz, dzięki żyjącym jeszcze świadkom, odkrywamy te historie. My wszyscy mamy obowiązek ocalić od zapomnienia wspólną przeszłość Polaków i Żydów, bo to jest coś, co nas łączy. Nie dzieli, tylko właśnie łączy.
Ks. Paweł Rytel-Andrianik – profesor Papieskiego Uniwersytetu Świętego Krzyża w Rzymie, wykładowca WSKSiM w Toruniu i WSD w Drohiczynie. Zajmuje się stosunkami polsko-żydowskimi, szczególnie w okresie II wojny światowej. Prowadzi badania w archiwach w Polsce, USA, Izraelu, Wielkiej Brytanii, w krajach Europy Środkowo-Wschodniej i w Niemczech.