Logo Przewdonik Katolicki

„Dżungla” wykarczowana

Łukasz Kaźmierczak
Fot. ETIENNE LAURENT/epa_pap

Calais – nazwa, która wywołuje dziś niechętne skrzywienie ust albo zakłopotanie. Wstydliwy problem, który w chwili, gdy piszę te słowa, jest rozparcelowywany na kilkadziesiąt innych mniejszych, choć wcale nieznikających problemów.

Decyzja francuskiego ministerstwa spraw wewnętrznych o całkowitej likwidacji największego w Europie „dzikiego” obozowiska utworzonego przez uchodźców oczekiwana była od wielu miesięcy. W takich warunkach jak obecnie obóz po prostu nie mógł już dalej istnieć. Ale Calais pozostaje dalej takim samym symbolem kryzysu migracyjnego toczącego świat od kilkunastu miesięcy, jak są nim „frontowe” ośrodki dla uchodźców na greckiej Lesbos i włoskiej Lampedusie czy wstrząsające zdjęcie ciała małego syryjskiego chłopca, który utonął podczas próby przedostania się do Europy. To tylko nieco inny symbol – odnoszący się do drugiego etapu migracji, już po sforsowaniu unijnych granic, kiedy prędzej czy później pojawia się pytanie: I co dalej?
 
Kto się kryje w „Dżungli”?
Nazwa „Dżungla”, jaką ukuli Francuzi na określenie nielegalnego obozowiska pod Calais, wydaje się z wielu powodów trafiona w punkt. 10-tysięczne obozowisko, obrosłe labiryntem uliczek, nieregularnymi kwartałami kartonów, namiotów i socjalnych kontenerów, rządzące się własnymi zasadami i prawem – „prawem dżungli” właśnie. Narastający od miesięcy problem, nabrzmiewający, wybuchający i na chwilę wracający do chwiejnej równowagi, ale nigdy nieuspokojony. Bo dżungla funkcjonowała jak ziemia niczyja czy raczej butelka zamknięta korkiem – którego rolę pełnił tunel pod kanałem La Manche uniemożliwiający przeprawę do upragnionej Wielkiej Brytanii. Mimo to każdego dnia przybywali do Calais nowi uchodźcy, korkując jeszcze bardziej całe obozowisko. Kierowały nimi przede wszystkim motywacje ekonomiczne – w tym przypadku nie mamy do czynienia z bezpośrednią ucieczką przed wojną, tylko chęcią przedostania się z bogatej Francji do jeszcze bogatszej Wielkiej Brytanii, gdzie można otrzymać najwyższe zasiłki socjalne.
Nie zmienia to oczywiście faktu, że wielu z uchodźców koczujących w „Dżungli” ma zapewne za sobą koszmar przemocy, głodu i prześladowań na Bliskim Wschodzie i w krajach Afryki. Wbrew obiegowym opiniom tamtejszej populacji obozowej nie tworzyli bowiem wyłącznie młodzi, agresywni, dobrze odżywieni mężczyźni. To nie jest cała prawda o Calais, a jedynie obraz jego rzeczywiście agresywnej, ekspansywnej, rzucającej się w oczy części – może cząstki tych, którzy skrywali się pod namiotowymi płachtami i blaszanymi ścianami kontenerów. I dopiero zdjęcia z ewakuacji obozu pokazują setki mieszkających tam do tej pory kobiet i dzieci. Według szacunkowych danych policji francuskiej w momencie likwidacji „Dżungli” przebywało w niej od 6 tys. do 8 tys. osób, głównie z Afganistanu, Sudanu i Erytrei.
 
Getto Calais
Przeciwko likwidacji obozowiska potestowali działacze niektórych organizacji praw człowieka, wskazując na „ryzyko związane z ewakuacją” w tak krótkim czasie i przy obecnych uwarunkowaniach. Jednak sąd administracyjny w Lille podtrzymał decyzję Paryża,  wskazując właśnie na potrzebę „ukrócenia takiego traktowania, jakiemu obecnie poddani są migranci”. I bynajmniej nie chodzi tylko o kwestie socjalne. W „Dżungli” następowała coraz większa gettyzacja zachowań – i nie jest przypadkowe skojarzenie słowne. Obozowisko pod Calais stało się państwem w państwie, rządzonym własnymi regułami – bardzo podobnymi do tych, jakie w czasie II wojny światowej obowiązywały właśnie w gettach dla żydowskiej ludności – gdzie najważniejsze staje się przetrwanie za wszelką cenę, a normę stanowi prawo silniejszego. Im ktoś jest słabszy, bardziej bezbronny, mniej zaradny, mający większe skrupuły – tym niżej stoi w hierarchii obozowiska, w dostępie do pomocy humanitarnej i w kolejce na drugą stronę kanału La Manche. 
Jedna zasadnicza różnica – „Dżungla” nie była obszarem zamkniętym, przemoc panująca w środku wylewała się także na zewnątrz. Nie można przecież ukrywać, że pewna część jej mieszkańców wychodziła z obozowiska i terroryzowała Calais i okoliczne miejscowości, choć informacje na ten temat bardzo rzadko przedostawały się do mediów, sparaliżowanych strachem źle pojmowanej politycznej poprawności. Relacje na ten temat pochodzą więc przede wszystkim od samych mieszkańców Calais, którzy wspominali o strachu, obawie przed wychodzeniem na ulice, o agresywnych grupach migrantów zaczepiających ludzi, plądrujących sklepy, pukających do mieszkań. Jeszcze inni „obozowicze” urządzali regularne zasadzki na kierowców ciężarówek – łapiąc się najróżniejszych sposobów, byle tylko zatrzymać tiry podążające w stronę tunelu pod La Manche i próbując dostać się do środka samochodów: podkładali kamenie i gałęzie, podpalali opony, rzucali w szyby kamieniami itp. I to także jest objaw gettyzacji postaw z tym zastrzeżeniem, że bandyckie wyczyny pewnej, raczej niewielkiej grupy migrantów, poszły niestety na konto wszystkich uchodźców przebywających pod Calais.
 
Zagubione dzieci
Sama operacja likwidacji obozowiska przebiegła sprawnie – na ile sprawnie mogła odbyć się w tych warunkach – uchodźcy zostali podzieleni na kilkudziesięcioosobowe grupy i rozparcelowywani po ośrodkach pomocy na terenie całej Francji. Część jednak uciekła albo już wcześniej ukryła się w okolicy. W nowych miejscach nie czekano raczej na nich z otwartymi ramionami – jeden z ośrodków został nawet ostrzelany z broni palnej.
Co jednak dalej z usuniętymi z „Dżungli” uchodźcami? Francuskie władze dają im trzy-cztery miesiące na ubieganie się o azyl – oczywiście pod warunkiem spełnienia określonych wymagań. Ci, którzy go nie otrzymają, zostaną deportowani. Pytanie: gdzie? Z powrotem? Na Bliski Wschód i do Afryki?
Ale jest jeszcze inne – bardziej nurtujące pytanie, dotyczące wspomnianych małoletnich mieszkańców „Dżungli”. Według policji było ich tam ponad tysiąc – a znaczna część z nich bez opieki dorosłych. W jaki sposób trafili do obozowiska? Jak sobie radzą? I przede wszystkim: gdzie są ich rodzice? Większość twierdzi, że ich bliscy i krewni są już w Wielkiej Brytanii i tam na nich czekają. Brytyjczycy zadeklarowali, już że przyjmą wszystkich, których da się pod tym kątem pozytywnie zweryfikować. Szkopuł w tym, że jest to bardzo trudne do ustalenia. Londyn zapowiada też, że jest gotów przyjąć pewną grupę „narażonych na niebezpieczeństwo, pozbawionych opieki dzieci-uchodźców”, które znalazły się na obszarze do UE przed 20 marca, nawet jeśli nie mają one rodzin w Wielkiej Brytanii. Jednocześnie sami Brytyjczycy przyznają, że wśród tych, którzy przebywają już na Wyspach, zdarzają się przypadki nieletnich pozbawionych jakiejkolwiek opieki dorosłych.
I wreszcie najbardziej niepokojąca informacja: od czasu pierwszych prób likwidacji obozowiska, podjętych na początku br. w panującym wówczas chaosie „zagubiła” się gdzieś grupa około dwustu dzieci. Do dzisiaj nie wiadomo, co się z nimi stało. Najbardziej realny scenariusz zakłada niestety, że mogły one paść ofiarą handlarzy żywym towarem, którzy w ostatnim kryzysie migracyjnym odkryli prawdziwą żyłę złota – i to nie tylko w odniesieniu do nieletnich.
W tym wszystkim nie można także zapominać o jeszcze jednej grupie, która przebywała w obozowisku – mowa o chrześcijanach stanowiących tam mniejszość, choć znów trudno tutaj o jakieś miarodajne statystyki. Zapewne jednak, tak jak w innych obozach, byli oni mieszkańcami „gorszej kategorii” i doświadczali prześladowań. Takie przypadki ujawnił choćby niedawny raport międzynarodowej organizacji chrześcijańskiej „Open Doors”, która podała, że zaledwie jeden na dziesięciu chrześcijańskich uchodźców nie doświadczył prześladowań z powodu swojej wiary w obozach dla uchodźców w Niemczech. Spotykali się oni z wszystkim formami przemocy: pogróżkami, straszeniem śmiercią, pobiciami, napastowaniem seksualnym, zmuszaniem do przejścia na islam. Skoro więc takie praktyki występują w legalnych, nadzorowanych przez odpowiednie służby obozach, to co dopiero mówić o „dzikim” Calais? Demontaż obozowiska był więc pilną koniecznością, również dlatego, że – jak wskazał ordynariusz miejscowej diecezji Arras, bp Jean-Paul Jaeger – warunki w „Dżungli” urągały ludzkiej godności. Hierarcha poparł decyzję francuskich władz, wskazując jednak, że to dopiero pierwszy krok, „Konieczna jest przede wszystkim zmiana mentalności. Trzeba zbudować przyszłość tych ludzi” – stwierdził bp Jaeger, wzywając  polityków do podjęcia wreszcie kompleksowej refleksję nad kwestią migracji. Prędzej jednak możemy spodziewać się kolejnych doraźnych działań. Tak jest po prostu łatwiej.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki