Logo Przewdonik Katolicki

Dżungla w środku Europy

Jacek Borkowicz
FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Jacek Borkowicz historyk, literat, publicysta.

W Calais spłonął samochód z polskim kierowcą, gdy na wiodącej do Anglii autostradzie nielegalni imigranci z Afryki i Azji ustawili w poprzek zaporę z młodych drzew.

To pierwszy wypadek śmiertelny, spowodowany przez przybyszów, chociaż podobne groźne sytuacje są tutaj codziennością już od dwóch lat – czyli od czasu powstania tzw. Dżungli. Rok temu imigranci obrzucili kamieniami autobus z wycieczką młodych Szkotów, wracających z ferii we Włoszech. Cudem żadne z dzieci nie zostało trafione, ale jedno doznało ataku epilepsji. „Dżunglę” co prawda zlikwidowano, ale część jej byłych mieszkańców nadal wałęsa się w okolicy Calais. Poza wszelką kontrolą władz cywilnych i policji. Kiedyś w Europie rozbójnictwo na drogach było czymś normalnym. Wszyscy wiedzieli, gdzie i o jakich porach należy unikać wieczornych podróży. Ale te czasy skończyły się przed dwoma wiekami. Wierzyliśmy, że bezpowrotnie. Gdyby jeszcze kilka lat temu powiedzieć obywatelowi Francji, że w jego kraju uczestnicy międzynarodowego ruchu drogowego będą regularnie napadani i grabieni, i to nierzadko w biały dzień – popukałby się w czoło. Dzisiaj nikogo to już nie dziwi, przyzwyczailiśmy się. Ot, po prostu trzeba zachować czujność, przejeżdżając w okolicach Calais.  Nie, to nie polski kierowca był odpowiedzialny za własną śmierć. To nie na nas spada obowiązek czujności. Winno to robić państwo! Państwo, którego sprawnymi instytucjami od pokoleń szczycili się Francuzi, a które w tej sprawie dramatycznie nawaliło. Przecież francuska policja jeszcze niedawno zapewniała użytkowników autostrady E40, że od czasu likwidacji „Dżungli” wszystko jest pod kontrolą. Bezradność Francji jest tutaj wyrazem bezradności całej Unii. Szaleństwo politycznej poprawności, która stała się oficjalną doktryną UE, nie pozwala nazwać bandytów bandytami. Rozbójnicy spod Calais nadal są traktowani jako „uchodźcy”, których nie wypada ścigać ani gromić. Tymczasem wystarczyłaby jedna śmiała obława, aby zlikwidować zagrożenie na transeuropejskiej autostradzie. Francja, kiedy chce, potrafi to robić bardzo sprawnie, czego dowodem są akcje jej komandosów w państwach środkowej Afryki. Tym razem takiej woli nie ujawnia. Na szkodę wszystkich obywateli Unii.
Ale jest rzecz jeszcze gorsza od niedogodności unijnych kierowców. W Newcastle Angielka staranowała samochodem grupę muzułmanów. Być może to wypadek, ale plotka rządzi się własnymi prawami. Wielu ludzi w Europie będzie chciało wierzyć, że był to akt odwetu. Bo przemoc rodzi odwet, zaś odwet – kontrodwet. I tak dalej, bez końca. Taka jest logika przemocy i żadne unijne regulacje jej nie zapobiegną, jeżeli Europa w końcu nie podejmie zdecydowanego działania. Należy oddzielić bandytów od imigrantów i uchodźców. Oddzielić fizycznie, zamykając tych pierwszych w więzieniach. Ale oddzielić ich też mentalnie. Język politycznej poprawności umieszcza wszystkie trzy grupy przybyszów w tej samej kategorii. A to szkodzi nie tylko nam, Europejczykom, ale przede wszystkim zagraża niewinnym uchodźcom oraz imigrantom, narażonym na akty odwetu.    
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki