Pakistan? Nigeria? Syria? Nie, to żaden z nich, choć bez wątpienia zajmują one niechlubne, pierwsze miejsca w raportach dotyczących prześladowania chrześcijan na świecie. Wymienione wyżej zjawiska mają miejsce niemal w sercu Europy − w Wielkiej Brytanii. Przesadzam? Nie, bo takie wnioski płyną z najnowszych badań rządowej Komisji ds. Równości i Praw Człowieka. Na dwustu stronach dokumentu szczegółowo przedstawiono szereg przykładów prześladowań i dyskryminacji osób ze względu na religię, ale wśród danych zebranych od niemal 2,5 respondentów − 1030 deklaracji pochodziło od chrześcijan. Wyznawcy Chrystusa uważają, że „chrześcijaństwo w Wielkiej Brytanii straciło pozycję głównej religii na rzecz sekularyzmu”. Chrześcijanie podkreślali w ankiecie częste przypadki krytykowania swojej religii i wyśmiewania jej w miejscu pracy, zwracając uwagę, że wyrażanie chrześcijańskich poglądów spotykało się ze sprzeciwem ze strony pracodawców, zwłaszcza środowisk LGBT, oraz że praktykowanie wiary przez muzułmanów było bardziej chronione przez ustawodawstwo niż religia chrześcijańska.
Za odmowę do sądu
O tym, że w kraju nad Tamizą zdarzają się przypadki prześladowań wyznawców Chrystusa, świat usłyszał już trzy lata temu. Sprawa stewardesy Nadii Eweidy pracującej w British Airways oraz pielęgniarki Shirley Chaplin, zwolnionych z pracy za noszenie krzyżyka, swój finał znalazła w Europejskim Trybunale Praw Człowieka. Nie były to jednak przypadki odosobnione. By nie być gołosłownym, wystarczy przytoczyć kilka ostatnich przykładów. Kiedy jedna z uczennic powiedziała w szkole, że Pan Bóg stworzył świat, została wyśmiana przez nauczyciela i grupę kolegów i nazwana religijnym oszołomem. Inny przykład. Urzędnicy z Office for Standards in Education podjęli decyzję o zamknięciu katolickiej szkoły w Durham z powodu… wypowiedzi ucznia. Dziesięciolatek stwierdził, że muzułmanie kojarzą mu się z terroryzmem. Inspektorzy uznali, że szkoła „nie spełnia wymagań brytyjskiej edukacji”, a jej uczniowie są „bigotami, którzy dyskryminują inne wyzwania”. W Londynie kobieta straciła pracę przy opiece nad dziećmi, bo odważyła się skrytykować środowisko LGBT w rozmowie z koleżanką z pracy, lesbijką. Co ciekawe, jak podaje „The Times”, lesbijka sama rozpoczęła rozmowę na ten temat, pytając o biblijne spojrzenie na homoseksualizm, ponieważ lokalna parafia odmówiła jej „ślubu” z kobietą. Ostatnio przed sądem stanął cukiernik z Irlandii Północnej, który odmówił przygotowania tortu ze sloganem popierającym tzw. małżeństwa homoseksualne. Głośna była też sprawa katolickiego małżeństwa Hazelmary i Petera Bull. Przegrali oni apelację przed brytyjskim Sądem Najwyższym w sprawie unieważnienia wyroku sądu niższej instancji, który skazał ich za dyskryminację, bo odmówili wynajęcia pokoju w hotelu, który prowadzili, parze gejów. Nie dość, że właściciele musieli zapłacić niemal trzy tysiące funtów grzywny, to niewielki hotel „Chymorvah House” musieli zamknąć, bo otrzymywali pogróżki. Całej tej sprawie smaczku dodaje fakt, że proces o dyskryminację państwu Bull para gejów wytoczyła przy wsparciu… Komisji ds. Równości i Praw Człowieka. Tak, tej samej, która niedawno ogłosiła najnowsze wyniki raportu o prześladowaniu chrześcijan na Wyspach.
Rewolucja pożera własne dzieci
Wydaje się, że Brytyjczycy wpadli w pewien absurd, a liberalna wolność słowa − niczym Witkiewiczowska rewolucja − pożera własne dzieci. Z jednej strony bowiem powyższe przykłady − zdaniem sądów − naruszały ustawę równościową, a z drugiej − co przyznała w swoim raporcie rządowa komisja − chrześcijanie czują się dyskryminowani przez nowe regulacje prawne, dotyczące tzw. równouprawnienia. Dzieje się tak, odkąd dyskryminację na tle orientacji seksualnej zrównano z innymi formami dyskryminacji − ze względu na płeć, inwalidztwo, pochodzenie i wiarę. Wyznawcy Chrystusa na Wyspach uważają, że ich prawa są umniejszane na rzecz praw homoseksualistów, a oni spychani są na margines społeczeństwa. W Wielkiej Brytanii, odkąd zostało wprowadzone ustawodawstwo o równości, Kościoły anglikański i katolicki czują się zagrożone, ponieważ stawia je ono przed trudnymi wyborami moralnymi. W odpowiedzi na opublikowany niedawno raport swoją opinię wyrazili brytyjscy ewangelicy, podkreślając, że komisja w końcu zmieniła podejście do tej kwestii i z większą rozwagą analizuje przypadki dyskryminacji wśród wierzących w Chrystusa. − Ta zmiana przychodzi po wielu latach jawnego ignorowania chrześcijan czy wręcz walki z nimi na drodze sądowej. Jednak wciąż wiele pozostaje do zrobienia, ponieważ ludzie wierzący zostali zepchnięci na margines i wielu z nich zastanawia się, czy ich prawa do wyznawania religii podlegają jakiejkolwiek prawnej ochronie − podkreślił dr Don Horrock ze Stowarzyszenia Ewangelików. Zwrócił uwagę, że aktualną sprawą jest nadal przywrócenie prawa do wyznawania swojej wiary. − Nie może być tak, że prawa jednej grupy społecznej są chronione kosztem innej grupy. Równość jest ważna, ale jeśli nie jest ona właściwie pojmowana i nie jest postrzegana w kontekście różnorodności, może być źle wykorzystana − dodał Horrock.
Do wyników raportu odniósł się też abp Carey, były arcybiskup Canterbury. Na łamach „Telegraph” wezwał chrześcijan, by odzyskali siłę do wyznawania swojej wiary i nie bali się o niej mówić. „Tu chodzi tu o wolność słowa” − zaznaczył abp Carey. Dobrze jest, gdy obok siebie żyją ludzie wyznający różne religie, co jest naturalnym zjawiskiem w pluralistycznym społeczeństwie, ale nie może być tak, że chrześcijanie mają przepraszać, kiedy mówią o swojej wierze czy kiedy noszą krzyżyki na piersiach – przekonywał. Zwrócił uwagę, że społeczeństwo brytyjskie staje się „analfabetami w sprawach wiary”. „Nie czujcie się zastraszeni w środowiskach, w których żyjecie. Dyskryminację przyjmujcie jako wyzwanie i odpłacajcie zło dobrem” − zaapelował do chrześcijan były arcybiskup Canterbury. Przypomniał, że w kraju, w którym historia, literatura i prawo jest od wieków przeniknięte wiarą chrześcijańską, sytuacja gdy współcześni wyznawcy Chrystusa muszą ukrywać się ze swoją wiarą, jest nie tylko smutna, ale i niedopuszczalna. Wyraził też przekonanie, że wrogość wobec chrześcijan nie pochodzi od wyznawców innych religii, ale od fanatycznych ateistów, którzy czynią wszystko, by wykluczyć religię z życia publicznego. Dziś oczekuje się od chrześcijan, żeby swoją wiarę − również w czasie świąt − pozostawili przed drzwiami swoich miejsc pracy − a to jest niedopuszczalne. „Nigdy nie spotkałem muzułmanina, hindusa, buddysty, który czułby się urażony z powodu tego, że ktoś mu złożył życzenia radosnych świąt Bożego Narodzenia” − stwierdził abp Carey.
Wielka Brytania staje się coraz bardziej krajem opanowanym przez konformizm świeckiego światopoglądu i zachowań w imię poprawności politycznej i lęku przed jej naruszeniem. Jaki los czeka tamtejszych chrześcijan, których przodkowie żyli w kraju objętym jako jeden z pierwszych na Zachodzie ewangelizacyjną działalnością Kościoła?