We Wrocławiu trwa zapowiadana od kilku miesięcy wystawa „Picasso Dali Goya. Tauromachia – walka byków”. Nikt nie będzie zawiedziony, jeśli zda sobie sprawę z tego, że pokazane zostały przede wszystkim grafiki i faksymile, czyli kopie rysunków.
Corrida, walka byków – dla nas, Polaków, obca kulturowo. Dla Hiszpanów od wieków ulubiona, choć kontrowersyjna rozrywka. Dzisiaj widzimy ją inaczej: ofiarą jest byk, agresorem – torreador. Nie sposób zrozumieć fascynacji tą publiczną egzekucją, nie znając kontekstu kulturowego, w jakim corrida się rozwijała. Ideą wystawy zorganizowanej przez Galerię Miejską, a pokazywanej w Muzeum Architektury we Wrocławiu ma być przedstawienie mnogości znaczeń metaforycznych, jakie niesie ze sobą walka z bykiem przez artystów obcujących z tą tradycją od zawsze. Takie nazwiska jak Picasso, Dali czy Goya robią ogromne wrażenie. Tym bardziej w kraju, w którym wystawy największych tuzów malarstwa światowego należą do wyjątków. Z powodów finansowych polskie muzea nie są w stanie sprowadzić najsłynniejszych dzieł sztuki, koszty wypożyczenia i ubezpieczenia takich obrazów czy rzeźb są olbrzymie, a przecież trzeba jeszcze je przewieźć. Wrocławską wystawę zapowiadano od kilku miesięcy jako najważniejsze wydarzenie wystawiennicze tego sezonu, a nawet roku. Rozmach specjalistów od PR oraz wypowiedzi organizatorów rozbudziły nadzieję na obejrzenie dzieł najwyższej klasy, choć historycy i krytycy sztuki i tak pozostawali sceptyczni. Okazało się, że ta wystawa obejmuje przede wszystkim grafiki, a wiele z nich zostało odbitych po śmierci artysty. Zupełnie przez przypadek wrocławska „Tauromachia” stała się wystawą edukacyjną innego typu: zamiast analizować przedstawienie walki z bykiem w kulturze na przełomie wieków, możemy nauczyć się czegoś o grafice jako dziedzinie sztuki, a także o cenach grafik i o ich wartości. Obojętnie co na ten temat powiedzą kuratorki z Czech, a co media, jedno jest pewne: zawsze warto obcować ze sztuką. Dobrze jednak mieć pojęcie o tym, co się ogląda, zwłaszcza jeśli bilet kosztuje 40 zł.
Franciszek Bykowski
Walki byków obecne w kulturze hiszpańskiej od XII w. były co jakiś czas przez hiszpańskich królów zakazywane. Takie zakazy jednak zbyt długo nie trwały – pragnienia ludu były silniejsze. Wykorzystywano też je politycznie. Zakazywano, bo psuły wizerunek kraju za granicą, przywracano, by zagrzać hiszpański lud do walki z wrogami – gdy była taka potrzeba. Goya interesował się corridą od młodości, nawet śmiało można by napisać, że od dziecka. Wiadomo, że w młodości walkom byków poświęcał dużo czasu – najczęściej jako widz, ale chyba nie tylko. Mówiono, że sam brał udział w niebezpiecznych zabawach z bykami, ale może sam rozpowszechniał takie pogłoski. Swój pierwszy i jedyny autoportret z zadowoloną miną namalował w 1780 r. i jest na nim w towarzystwie młodego byka i torreadorów – sam w stroju jednego z nich. Kiedy kilkanaście lat później przedstawiał królewskiej Akademii cykl małych obrazków o tematyce dowolnej, na kilku z nich przedstawił sceny z życia byka przeznaczonego na corridę. Pierwszy rysunek z cyklu pokazywał byka biegającego po łące, ostatni – martwego i ściąganego z areny. Goyę do końca życia fascynowało to zwierzę. Jeden z listów podpisał nawet: Francisco de los Toros – „Franciszek Bykowski”. Do tematyki walki z bykami Goya wrócił jeszcze dwukrotnie. W dojrzałym wieku pracując nad Okropnościami wojny wykonał 33 ryciny, które wydał pod tytułem Tauromachia – sztuka walki byków. Właśnie te grafiki można zobaczyć we Wrocławiu. Niektórzy historycy uważają, że Goya chciał zilustrować fragmenty ważnego traktatu na ten temat autorstwa Moratina, ale zmienił zdanie i skorzystał ze swoich wspomnień i autentycznych wydarzeń. Miał nadzieję na zarobek, niestety publiczność nie zrozumiała takiego metaforycznego ujęcia corridy. Goya pokazał starcie człowieka z nieokiełznaną siłą natury. Nie do pojęcia było wówczas pokazanie słynnego torreadora Martincho siedzącego na krześle ze związanymi nogami, w chwili przygotowania się do zadania bykowi ostatecznego ciosu. Nie do przyjęcia był także nowy sposób ujęcia perspektywy w tych rycinach. Jak Goya łamał konwencje i zasady kompozycji można się przekonać, oglądając rycinę zatytułowaną Nieszczęśliwy wypadek na widowni areny w Madrycie i śmierć alkada z Torrejon. Czy to było wydarzenie prawdziwe – nie wiadomo, Goya oczywiście mógł być świadkiem wielu wypadków. Ten przedstawił z reporterską rzetelnością i ładunkiem emocjonalnym. Cała lewa strona ryciny jest pusta, po prawej widzimy byka, który przedostał się na widownię: stoi nieruchomo z ciałem burmistrza na rogach, dokoła niego panuje chaos, leżą ranni, niektórzy widzowie w histerii chcą uciec. Goya powrócił do tematyki walki z bykami przed śmiercią. Mieszkał wówczas w Bordeaux i eksperymentował z litografią. Tauromachia wykonana została w technice akwaforta z akwatintą, cykl czterech grafik zatytułowanych Byki z Bordeaux to litografia. Tym razem Goya oddala się od wydarzeń z areny, pokazuje emocje publiczności i wciąż fascynuje go walka na śmierć i życie.
Według Picassa
Walki byków w czasach Picassa wyglądały już inaczej, ale i on fascynował się światem torreadorów. Rysował ich w zeszytach od dzieciństwa. Torreador był dla hiszpańskich chłopców bohaterem na wzór supermana. Picasso chadzał na walki byków, przyglądał się corridzie wielokrotnie, a motywy walki z bykami i byka obecne są w jego twórczości na przestrzeni lat. Najwięcej prac na wystawie we Wrocławiu to właśnie grafiki Picassa. Zobaczyć można kilka cykli z bykiem w roli głównej złożonych z kilkudziesięciu rycin. Jednym z najdroższych dzieł pokazywanych na wystawie jest Scena z walki byków z 1959 r., wykonana w technice charakterystycznej dla Picassa: nakładał barwne szkliwo na papier. Dzieło to jest własnością rodziny Picassa i – jak mówią kuratorki – nigdy nie było pokazywane publicznie. Zapowiadając przed rokiem wystawę, dyrektor galerii miejskiej Mirosław Jasiński mówił, że będziemy oglądać „karton w skali 1:1, na którym Picasso rozrysował Guernicę”. To byłoby rzeczywiście wielkie wydarzenie, choć wielu specjalistów od początku było sceptycznych. Karton do dzieła Pabla Picassa na wystawie faktycznie jest, tyle że Picasso do niego nie przyłożył ręki. Warto zdać sobie z tego sprawę. To gwasz narysowany przez żonę znajomego Picassa, która uzyskała od artysty zgodę na stworzenie na podstawie słynnego dzieła tapiserii. Do Guerniki Picasso wyrysował mnóstwo przygotowawczych kartonów. Możemy je zobaczyć na wystawie, ale w formie faksymili, czyli po prostu kopii. Jest ich aż 40 i pokazują proces twórczy poprzedzający powstanie najsłynniejszego dzieła hiszpańskiego malarza.