– Broni nie składamy! Chcemy dalej działać mądrze tak, żeby nie marnować społecznej energii – deklarują inicjatorzy wniosku o przeprowadzenie referendum edukacyjnego, które Sejm odrzucił kilkoma głosami.
Wiedzą, że dopóki się nie poddadzą, mają szansę wygrać. – Inaczej rząd będzie mógł zrobić z nami i z naszymi dziećmi, co mu się będzie podobało, wbrew naszej woli – podkreśla Karolina Elbanowska, koordynatorka akcji „Ratuj Maluchy”, w ramach której, jeszcze przed wakacjami, przedstawiciele Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców złożyli obywatelski wniosek o przeprowadzenie referendum edukacyjnego. Jednym z jego głównych celów miało być ostateczne odwołanie przez rząd reformy obniżającej wiek szkolny. Pod wnioskiem podpisało się prawie milion Polaków, ale mimo to Sejm odrzucił go 8 listopada. – Zrobiliśmy wszystko, co było można, ale posłowie tego i tak nie uszanowali. Jednak ta sprawa bardzo poruszyła społeczeństwo. Wymusiła też ona bardzo konkretną debatę, której wcześniej nie było, na temat stanu edukacji w naszym kraju – zauważa Małgorzata Lusar, członkini zarządu Fundacji Rzecznik Praw Rodzica.
Nie zostawimy rodziców
Odrzucenie przez Sejm referendum oznacza, że we wrześniu 2014 r. mury szkół obowiązkowo przekroczy pierwsza połowa rocznika sześciolatków, czyli dzieci urodzonych od stycznia do czerwca 2008 r. W następnym roku szkolnym – już wszystkie sześciolatki. – Przede wszystkim czujemy się zobowiązani do tego, aby pomóc rodzicom dzieci z pierwszej połowy rocznika 2008. Wielu z nich już teraz zgłasza się do nas z prośbą o pomoc. Rodzice ci widzą, że ich dzieci nie mają gotowości emocjonalnej do podjęcia nauki. Boją się jednak, że to nie wystarczy, aby odroczyć moment ich pójścia do szkoły – przyznaje Karolina Elbanowska, prezes Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, dopowiadając, że prowadzone są rozmowy z ekspertami, które mają na celu znalezienie rozwiązania ułatwiającego rodzicom takie odroczenie. Pomóc w tym może także zaplanowane w najbliższym czasie walne zebranie Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, które będzie poświęcone sprawie sześciolatków i dalszym działaniom ruchu. – Liczymy na burzę mózgów rodziców, dzięki której zrodzą się zapewne ciekawe i dobre pomysły – zaznacza prezes fundacji. Jak dodaje, ma też nadzieję na spotkanie, już na początku grudnia, z premierem. Podczas niego przedstawiciele rodziców będą starali się dotrzeć do niego z konkretnymi argumentami i wywalczyć jakieś ustępstwa w sprawie posyłania sześciolatków do szkoły.
Jedno zamiast pięciu?
Przypomnijmy, że po sejmowym głosowaniu PiS zapowiedział, iż złoży własny wniosek o referendum. Miałoby w nim zostać postawione tylko jedno pytanie: „Czy chcesz, by dzieci sześcioletnie przymusowo szły do szkoły?”. Członkowie tej partii spodziewają się bowiem, że w takim kształcie wniosek ma szansę zdobyć większe poparcie posłów. – Zbieraliśmy podpisy pod wnioskiem o referendum z pięcioma pytaniami dotyczącymi wszystkich etapów edukacji. To bowiem naczynia połączone. Sprawa sześciolatków jest najważniejszym problemem, ale nie jedynym. Naszym zdaniem istotne są również kwestie związane chociażby z wprowadzonymi zmianami programu nauczania czy likwidacją szkół. W przypadku referendum dotyczącego edukacji w naszym kraju, wymagana jest przynajmniej 50-procentowa frekwencja. Uważamy więc, że aby rzeczywiście miało ono szansę powodzenia, musi podejmować szerokie spektrum tematów w tym zakresie – tłumaczy Tomasz Elbanowski, prezes Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców.
Nie można być biernym
Gorący w ostatnim czasie temat edukacji sześciolatków spowodował ożywioną dyskusję wokół Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, a zwłaszcza inicjatorów ich założenia – małżeństwa Elbanowskich. W medialnym szumie zupełnie niezauważone pozostały inne obszary działalności podejmowanej przez Stowarzyszenie i Fundację. Przyłączyło się do nich już wiele osób, które, widząc jak państwo traktuje rodziny, poczuły, że nie można dłużej pozostawać biernym. – Jeśli nie będziemy się organizować, naciskać na władzę i przedstawiać jej swoich propozycji, nic się nie zmieni. Nie ma co liczyć, że ktoś zrobi to za nas – stwierdza Małgorzata Lusar, która dwa lata temu, wraz z mężem Karolem, zaangażowała się w akcję „Ratuj Maluchy”. W fundacji codziennie szukają pomocy ludzie, którzy zderzają się z różnymi problemami związanymi z edukacją swoich dzieci. Rodzice zgłaszają się do niej, kiedy na przykład likwidowane są szkoły, łączone są, w ramach oszczędności, klasy, ale też kiedy borykają się z bardziej indywidualnymi sytuacjami w szkołach czy w przedszkolach.
Bardzo potrzebną inicjatywą rozwijającą się przy stowarzyszeniu i fundacji jest także jedyny w kraju telefon wsparcia dla rodziców, którym odebrano dzieci lub czują się tym zagrożeni. Obsługujące go osoby uświadamiają im, jakie zagrożenia czekają na nich w związku z obowiązującą ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie i czego powinni oczekiwać od pracowników socjalnych i asystentów. Wchodzą w kontakt m.in. z terapeutami, kuratorami, pracownikami ministerstw czy organizacjami pozarządowymi.
Szum wokół raportu
Katarzyna Mastalerz-Jakus, pracująca obecnie w fundacji, wspomina, że w 2011 r. zaangażowała się w zbieranie podpisów w ramach akcji „Ratuj Maluchy”, ponieważ wtedy obowiązek posłania sześcioletniego dziecka do szkoły dotyczył jej syna. – Zafascynowali mnie ludzie, którzy skupili się wokół tej akcji i tak nasza współpraca trwa do dziś – przyznaje. W fundacji jest odpowiedzialna za kontakt z darczyńcami, informując ich między innymi, w jaki sposób wykorzystywane są przekazywane przez nich środki finansowe. – Nigdy nie otrzymaliśmy żadnego grantu. Cała nasza działalność możliwa jest dzięki indywidualnym ofiarodawcom. Co ciekawe, to nie tylko osoby mające małe dzieci. Z naszą sprawą identyfikują się na przykład także starsze osoby, które podkreślają, że mają świadomość, iż od tego, jak wygląda obecnie edukacja w naszym kraju, zależy przyszłość społeczeństwa – tłumaczy. Katarzyna Mastalerz-Jakus zajmuje się również opracowywaniem raportów przybliżających przedszkolną i szkolną rzeczywistość, które powstają dzięki przesyłanym przez rodziców listom. – Zawarty jest w nich bardzo smutny obraz polskiego systemu edukacji, wręcz jego zapaści – zauważa, wyjaśniając, że dotychczas fundacja opublikowała cztery raporty, które zawierały ok. 1800 relacji. – Dotychczas żadna z wymienionych placówek nie protestowała, mimo że raporty cytowane były w mediach. Szum zrobił się dopiero w listopadzie, tydzień przed sejmowym głosowaniem nad wnioskiem o referendum. Podczas konferencji zorganizowanych w różnych miastach z udziałem kuratorów oświaty przekonywano, że głosy niezadowolonych rodziców to tylko jednostkowe przypadki.
Gender w przedszkolu
Stowarzyszenie i fundacja walczą nie tylko o dobrą edukację, ale także reprezentuje interesy rodziców w szerszym zakresie. Obserwując nasilającą się ekspansję ideologii gender, postanowiły zająć się również tym tematem. – Zaskoczył nas projekt nowelizacji tzw. ustawy antydyskryminacyjnej przygotowany przez posłów SLD i Ruchu Palikota oraz informacja, że w Polsce co najmniej 80 przedszkoli realizuje program „Równościowe przedszkole”, który próbuje wcisnąć maluchom, że płeć mogą sobie wybrać – przyznaje Małgorzata Lustr, dodając, że postanowili zareagować. Złożyli protest do Ministerstwa Edukacji Narodowej i Rzecznika Praw Dziecka oraz zwrócili się z prośbą o zaopiniowanie programu „Równościowe przedszkole” do Polskiej Akademii Nauk. – Ministerstwo już sprawdza, w jakich placówkach ten program jest realizowany. Pozostałe instytucje także zabrały się za jego analizę. Liczę, że w ten sposób doprowadzimy do wyrugowania tego szkodliwego programu z przedszkoli. W najbliższym czasie zamierzamy również przeciwdziałać wchodzeniu do szkół „tylnymi drzwiami” edukacji seksualnej prowadzonej przez grupy takie jak Ponton – wymienia członek zarządu fundacji. – Jeśli chodzi zaś o ustawę antydyskryminacyjną, w nowym kształcie doprowadziłaby ona do tego, że w żaden sposób nie można byłoby krytykować radykalnych dążeń mniejszości seksualnych do uzyskiwania specjalnych przywilejów. Stąd przeciwstawiamy się takiemu kneblowaniu wolności słowa. Rozmawiamy na ten temat z posłami i będziemy dalej uczestniczyć w pracach komisji sejmowych – zapowiada Lustr, stwierdzając, że trzeba jednak działać nie tylko na szczeblu instytucji centralnych, przyglądając się, jakie prawo jest uchwalane, ale też oddolnie, chociażby przez zaangażowanie w działające w szkołach Rady Rodziców.