Logo Przewdonik Katolicki

Ludowy spektakl

Magdalena Guziak-Nowak
Fot.

Zwyczaj kolędowania przetrwał w niektórych regionach do dziś. Choć obecnie nawiązuje do misteriów bożonarodzeniowych, w kulturze chłopskiej, z której się wywodził, miał cechy magiczne.

 


 

W okresie Bożego Narodzenia, a najczęściej 25 i 26 grudnia do naszych drzwi mogą zapukać rozśpiewani kolędnicy. Tradycja mówi, że ich rytualne zachowanie, przyśpiewki, rekwizyty i stroje przyniosą nam pomyślność w nowym roku.

 

Wcześniej

Już w czasach przedchrześcijańskich ludzie znali kolędników. Najpopularniejsze było wtedy kolędowanie  z maszkarami zwierzęcymi, które symbolizowały płodność, tężyznę fizyczną i zdrowie. Skuteczność ich oddziaływania zwiększały towarzyszące im postaci mediacyjne z różnych „pograniczy”: Ksiądz z pogranicza sfery sacrum i profanum, Panna Młoda i Pan Młody z pogranicza stanu panieńskiego czy kawalerskiego i małżeństwa, Diabeł i Śmierć, które stoją na granicy rzeczywistości ludzkiej i nadprzyrodzonej. W grupie kolędniczej nie brakowało także „obcych” z pogranicza społeczeństwa lokalnego i zewnętrznego – stąd mamy wśród kolędników Cygana, Żyda czy Dziada. Z czasem do orszaku tego dołączyli np. Fotograf i Lekarz.

Kolędnicy chodzili po domach zakamuflowani. Twarze przysłaniali maskami albo brudzili sadzą. W porządnych kostiumach dominowały słoma, rogi bydlęce i futro. Co ciekawe, rekwizyty takie jak baty i kije nawiązywały do aktu seksualnego. Kolędnicy musieli uderzyć nimi domowników, aby kolejny rok przyniósł im płodność i zdrowie.

 

Później

Można się domyślać, że rewolucję w zwyczaju kolędowania przyniosło pobożne średniowiecze. Misteria Bożego Narodzenia były inspiracją do powstania nowych form kolędowania. W całej Polsce najpopularniejszymi były: widowiska zwane Herodami, kolędowanie z gwiazdą betlejemską i szopką oraz kolędowanie Trzech Króli. Na tych przykładach doskonale widać przenikanie się i łączenie różnych zwyczajów zawierających elementy pogańskie i katolickie. Dlatego z Żydem, Diabłem i Śmiercią w parze szli Herod, jego Marszałek, Turek czy Ułan.

Ich ważnym atrybutem była szopka w dwóch „odmianach”. Pierwszą możemy kojarzyć z naszych kościołów. To tzw. betlejemka z nieruchomymi figurkami Dzieciątka, Świętej Rodziny, pastuszków, Trzech Króli i innych postaci składających dary. Betlejemkę nosili kolędujący po domach młodzi chłopcy. Typowym dla Polski, wielkim widowiskiem kulturowym był drugi rodzaj szopki – kukiełkowa. Tylko ona zawierała, obok jasełkowych figurek, scenkę teatralną. Na tej scenie poruszane ludzkimi rękami kukiełki odgrywały widowisko. Narodziny Chrystusa i zbrodnia Heroda łączyły się ze scenami świeckimi, obyczajowo-satyrycznymi. Tę piękną tradycję zapoczątkowali bracia zakonni na początku XVIII w. Do jasełek ustawianych w kościołach zaczęli wprowadzać ruchome figurki świeckie. Poruszali nimi i użyczali im swych głosów. Rozbawieni ludzie oglądali je z chęcią. Popularnych i „nieobyczajnych” zwyczajów zakazały władze kościelne i już w połowie XVIII w. nie można było urządzać w kościołach takich przedstawień. Teatr ten przeniósł się przed kościoły i do domów bogatych mieszczan.

Źródłem sukcesów kolędników były szopki. Wizerunek najstarszej szopki krakowskiej nawiązującej architekturą do zabytkowych budowli Krakowa znajdujemy po raz pierwszy w prasie z 1862 r.

Aktualne teksty wygłaszane przez kolędników, nawiązujące do bieżących wydarzeń społecznych i politycznych oraz występujące w lokalnych wariantach, bawiły widzów. Ośmieszały ludzkie przywary, inteligentnie krytykowały i były wysublimowaną rozrywką.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki