Cud podczas Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie. Taka informacja obiegła świat. „Przewodnikowi” udało się dotrzeć do proboszcza parafii, w której – podczas Mszy św. – miało się dokonać uzdrowienie 16-letniej Hiszpanki. Opowiada nie tylko o tym momencie, ale także o całym kontekście przygotowania do ŚDM i przyjęcia młodych w niewielkiej portugalskiej parafii. Co do samego cudu, naturalnie, Kościół w takich sprawach jest bardzo powściągliwy i zanim uzna, że odzyskanie wzroku przez młodą dziewczynę po przyjęciu Komunii św. to rzeczywiście cud, minie sporo czasu. I dobrze. Zwłaszcza w czasach, gdy sensacja jest w cenie. Bo tu nie o sensację chodzi, ale o to, że takie wydarzenie jest zwykle znakiem od Boga w sytuacji, gdy wokół wydaje się gasnąć wiara. Tak było choćby z cudami eucharystycznymi w XII wieku, w tym jednym z najbardziej znanych – w Lanciano. To czas osłabienia wiary w realną obecność Chrystusa w Eucharystii. Cud przypomina trochę moment Przemienienia Pańskiego. W drodze do Jerozolimy, niełatwej, naznaczonej także trudem, a ostatecznie w perspektywie krzyża i śmierci Jezusa, daje On uczniom doświadczenie, które ma ich umocnić w wierze i usposobić do zmierzenia się z dramatem krzyża. Być może tak właśnie powinniśmy postrzegać wydarzenie z Evora de Alcobaca. Bóg przypomina, że jest, że działa, że wciąż interesuje się losem człowieka, że pragnie dla niego szczęścia. Cud, trochę jak sanktuarium, by odwołać się do jednego z wcześniejszych tekstów Moniki Białkowskiej, nie ma zatrzymywać na sobie, ale być wydarzeniem, które umacnia, by ruszyć dalej w drogę. To jak światło nadziei w zlaicyzowanej Europie, naznaczonej coraz powszechniejszą niewiarą i exodusem z Kościoła.
Wydaje mi się, że ważny jest tutaj jeszcze inny kontekst. Samych Światowych Dni Młodzieży, które dla jednych, przede wszystkim uczestników, były świętem wiary, dla innych – w kontekście nadużyć związanych z kultem Eucharystii – potwierdzeniem, że w Kościele dzieje się źle. Być może należy powiedzieć, że i w jednej, i w drugiej ocenie ŚDM ten cud, jeśli go Kościół potwierdzi, przypomina nam, że Bóg działa, jeśli się Mu pozwoli, pomimo ludzkiej ułomności. Działa w sposób zwyczajny w sakramentach – tak czytałbym ten nadzwyczajny znak, który dokonał się jednak w ramach zwyczajnego działania Boga w sakramencie Eucharystii.
Wyjątkowo współgra mi to z Ewangelią, którą czytaliśmy przed tygodniem, czyli dialogiem Piotra z Jezusem pod Cezareą Filipową. Zresztą, w tę niedzielę kontynuujemy tę rozmowę. Jezus opiera swój Kościół na fundamencie, jakim jest prosty rybak z Galilei. Człowiek tyleż szlachetny, co niestały, gorliwy i lękliwy zarazem. Nie jest to człowiek idealny, kryształowy. Pewnie myśląc dzisiaj o Kościele, o papieżu, wolelibyśmy w miejsce grzesznika-Piotra widzieć nieskazitelnego… No właśnie, kogo, człowieka? To jest jakiś paradoks naszej wiary, że Bóg posługuje się narzędziami ze swej natury niedoskonałymi; albo jeszcze inaczej: wykorzystuje to, co słabe, by objawić swoją moc. Wystarczy, że uchylimy Mu drzwi, aby mógł wejść. To dlatego, choć dokoła wydaje się, że Kościół – nawiążmy do metafory kardynała Ratzingera z 2005 roku, a Benedykta XVI z 2013 – chwieje się na wszystkie strony, targany nawałnicami, ale ociężały również grzechami ludzi Kościoła, nabiera wody, zdaje się tonąć, to jednak nie można stracić pewności, że w tej łodzi jest Pan, który działa. Tak, musimy reformować Kościół, musimy się nawracać, musimy eliminować zło z naszych struktur i naszego życia – ale nie w myśl własnej idei Kościoła, ale by objawiał się Kościół Jezusa Chrystusa. Nie możemy zapominać, że na ziemi nie istnieją idealne struktury. Naszym zadaniem jest urzeczywistnianie królestwa Bożego. Choć wiemy, że w pełni urzeczywistni się ono dopiero z powtórnym przyjściem Jezusa. Nasze codzienne życie ma być jednak nie tylko zwiastowaniem przyjścia tego królestwa, ale de facto sprawianiem tej rzeczywistości, jakby sprowadzaniem nieba na ziemię.
To właśnie w tym kluczu czytam papieża Franciszka. Czy popełnia gafy? Owszem, jak i Piotr z Galilei! Czy objawia się w Jego nauczaniu moc Słowa Wcielonego? Naturalnie, jak wtedy, gdy Piotr wyznał wiarę w Jezusa jako Mesjasza, choć nie objawiły mu tego ciało ani krew, ale Duch Święty. Czy Kościół jest wspólnotą niepopełniającą błędów? Bynajmniej, podobnie jak uczniowie, którzy, choć byli tak blisko Mistrza, gubili się, mylili, ale też nawracali. Czy mamy się przestać dziwić zgorszeniu w Kościele? Absolutnie, mamy prawo i obowiązek upominania, oczyszczania, reformowania, nieustannego powracania do źródła, jakim jest Ewangelia, w której Jezus objawił nam w pełni oblicze Boga.
Zasadniczo wystarczy nam to, co zawarło się w Objawieniu – co czytamy w Piśmie Świętym i otrzymujemy w Tradycji Kościoła. Wystarczą nam sakramenty. Ale czasem potrzebny jest jakiś mały znak, który nam pozwoli na to wszystko spojrzeć od nowa. Może właśnie dlatego 16-letniej Jimenie otworzyły się oczy. Może i nam, wraz z nią, powinny otworzyć się oczy, abyśmy zobaczyli, że Bóg działa, nawet w łodzi wypełnionej po brzegi wodą, i ostatecznie nie pozwoli jej zatonąć.