Logo Przewdonik Katolicki

To takie ludzkie

bp Damian Muskus OFM
il. A. Robakowska

Mt 16, 21–27- Nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie.

To musiały być dla Szymona Piotra bolesne i zaskakujące słowa. Usłyszał je chwilę potem, jak wyznał wiarę w Mesjasza, za co w zamian nazwany został opoką Kościoła. Bardzo szybko galilejski rybak przeszedł od błogosławieństwa do przekleństwa. Bo jak inaczej zinterpretować słowa: „Zejdź mi z oczu, szatanie?”. A wszystko to stało się po tym, jak podjął próbę odwiedzenia Nauczyciela od misji, z którą przyszedł On na świat.
Właściwie trudno się nawet dziwić postawie Szymona. Był głęboko przejęty losem Mistrza, człowiekiem zatroskanym o Jego bezpieczeństwo, kochającym Go całym sercem. Nie chciał Jego cierpienia. To normalny odruch, zresztą dobrze nam znany. Po upływie dwóch tysiącleci wciąż zadawane są przecież pytania, dlaczego Syn Boży musiał umrzeć w męczarniach i zapłacić za nasze zbawienie cenę krwi, skoro Najwyższy mógłby zbawić ludzkość jednym swoim słowem. „Nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie” – usłyszał Piotr karcące słowa. Być może i nam powinny one wystarczyć za odpowiedź.
Uczymy się na przykładzie Szymona, że Dobra Nowina to nieskończenie więcej niż dobroć serca, zatroskanie o losy bliźnich, więcej nawet niż ludzka miłość. Ewangelia to odwrócenie porządku świata, przekroczenie granic między tym, co w nas naturalne, a tym, co duchowe. Każdy z nas na drodze ucznia Chrystusa raz po raz doświadcza bolesnego napięcia między tymi sferami. Można powiedzieć, że chcemy słuchać Boga i rzeczywiście nadstawiamy wewnętrzne ucho na Jego głos, ale zarazem nie przestajemy słuchać samych siebie i tego, co podpowiada nam nasz ludzki rozum, ulegający wyrachowanym kalkulacjom, które niewiele mają wspólnego z oddaniem się woli Boga.
Co usłyszeli uczniowie, gdy Jezus mówił o swojej męce i śmierci na krzyżu? Były one dla nich zapowiedzią przegranej nadziei na owe królestwo, które miał przynieść Mesjasz. Prawdopodobnie dlatego tak trudno było im zaakceptować słowa Pana. Mieli swoje pragnienia i tęsknoty, wierzyli, że spełnią się one w Jezusie, ale to nie były pragnienia i tęsknoty Boga. Szukali ziemskiego zwycięstwa, a On zaczął mówić im o swojej porażce i śmierci. Ich myślenie było wówczas diametralnie różne od Bożego planu. Przypadek Szymona Piotra jest przestrogą, że nawet mając dobrą wolę, można odrzucić Ewangelię, nie zgodzić się na nią, preferować własne wizje.
Nie wystarczą ludzkie sposoby radzenia sobie ze złem i cierpieniem, nie wystarczy wrażliwe na ludzką krzywdę, dobre serce, a nawet gotowość poświęcenia się dla innych. To wszystko jest ważne, ale to wciąż za mało, by pójść za Chrystusem i być Jego uczniem. Po tym, jak skarcił Szymona, Jezus tłumaczy swoim towarzyszom, że pójść za Nim to znaczy zaprzeć się samego siebie, wziąć krzyż i Go naśladować. Zaprzeć się siebie, a więc także porzucić zwyczajny, ludzki sposób myślenia i patrzeć na świat i na samego siebie tak, jak patrzy na nas Bóg.
W świetle historii Szymona Piotra stracić życie, by zyskać je na nowo, oznacza także radykalną zmianę myślenia, działania, odwrócenie ludzkiego porządku na rzecz wrażliwości ewangelicznej, Chrystusowej. Możemy więc z całym zaangażowaniem poszukiwać różnych dróg wyjścia z trudnych sytuacji, możemy wkładać całe serce w próby odbudowania nadziei – i w sobie, i we wspólnocie Kościoła – ale to jeszcze wcale nie oznacza, że idziemy za Jezusem. Potrzebujemy gotowości na śmierć tego, co w nas jest wciąż ludzkim, światowym myśleniem. Potrzebujemy najpierw wziąć krzyż tak, jak wziął go na siebie Pan, by umarła nasza ludzka logika, by nasze serca wypełniły się myśleniem na sposób Boży. Nie według kryteriów świata, ale wedle logiki miłości większej niż świat. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki