To jest pytanie, które my również możemy sobie postawić: co ludzie mówią o Jezusie? Na ogół mówią dobre rzeczy: wielu postrzega Go jako wielkiego nauczyciela, jako osobę wyjątkową: dobrą, sprawiedliwą, konsekwentną, odważną… Ale czy to wystarczy, aby zrozumieć, kim On jest, a przede wszystkim, czy to wystarczy Jezusowi? Zdaje się, że nie. Gdyby był tylko osobistością z przeszłości – tak jak postacie wspomniane w tejże Ewangelii, Jan Chrzciciel, Mojżesz, Eliasz i wielcy prorocy byli dla ludzi tamtych czasów – byłby tylko pięknym wspomnieniem czasów, które minęły. A to nie odpowiada Jezusowi. Dlatego zaraz potem Pan zadaje uczniom decydujące pytanie: „A wy, za kogo Mnie uważacie?”. Kim jestem dla was, teraz? Jezus nie chce być bohaterem historii, ale chce być bohaterem twojego dzisiaj, mojego dzisiaj; nie dalekim prorokiem: Jezus chce być Bogiem bliskim!
Chrystus nie jest wspomnieniem przeszłości, ale Bogiem teraźniejszości. Gdyby był jedynie postacią historyczną, naśladowanie Go dzisiaj byłoby niemożliwe: znaleźlibyśmy się przed wielkim rowem czasu, a przede wszystkim przed Jego wzorem, który jest jak niezwykle wysoka i nieosiągalna góra; pragnąc się na nią wspiąć, ale nie mając możliwości i niezbędnych środków. Natomiast Jezus żyje, Jezus żyje w Kościele, żyje w świecie, Jezus nam towarzyszy, jest obok nas, daje nam swoje Słowo, daje nam swoją łaskę, które oświecają i pokrzepiają nas w drodze: będąc biegłym i mądrym przewodnikiem, cieszy się, towarzysząc nam na najtrudniejszych drogach i najbardziej nieosiągalnych wspinaczkach. (…)
Nie zniechęcajmy się, jeśli czasami szczyt życia chrześcijańskiego wydaje się zbyt wysoki, a droga zbyt stroma. Spójrzmy na Jezusa, zawsze spójrz na Jezusa. Spójrzmy na Jezusa, który idzie obok nas, który przyjmuje nasze słabości, podziela nasze wysiłki i kładzie swoje mocne i delikatne ramię na naszych słabych ramionach. Mając Go pod ręką, wyciągnijmy też ręce do siebie nawzajem i ponówmy nasze zaufanie: z Jezusem to, co o własnych siłach wydaje się niemożliwe, ale z Jezusem można iść naprzód!
Anioł Pański, niedziela 27 sierpnia
Zatrzymajmy się zatem nad świadectwem świętego Juana Diego, który jest posłańcem, rdzennym mieszkańcem, któremu objawiła się Maryja. Jest posłańcem Matki Bożej z Guadalupe. Był osobą skromną, Indianinem z ludu: spoczęło na nim spojrzenie Boga, który lubi czynić cuda za pośrednictwem maluczkich. Juan Diego doszedł do wiary już jako człowiek dorosły i żonaty. W grudniu 1531 r. miał około
55 lat. Będąc w drodze, ujrzał na wzgórzu Matkę Bożą, która czule nazwała go „Juanito, najukochańszy syneczku mój maleńki”. Następnie wysyła go do biskupa, żeby poprosił go o zbudowanie świątyni właśnie w miejscu, w którym się objawiła.
Juan Diego, prosty i chętny, idzie ze szczodrością swego czystego serca, ale musi długo czekać. W końcu rozmawia z biskupem, który mu nie wierzy. Wiele razy my biskupi nie dowierzamy… Ponownie spotyka Matkę Bożą, która pociesza go i prosi, żeby spróbował jeszcze raz. Indianin wraca do biskupa i z wielkim trudem spotyka się z nim, ale biskup, wysłuchawszy go, odprawia go i wysyła ludzi, żeby go śledzili. Oto trud, wypróbowanie głoszenia: pomimo gorliwości nadchodzą nieoczekiwane trudności, czasem z samego Kościoła. Aby głosić, nie wystarczy bowiem dawanie świadectwa o dobru, trzeba umieć znosić zło. (…)
Przygnębiony Juan Diego prosi Matkę Bożą, aby zwolniła go i powierzyła zadanie komuś bardziej szanowanemu i zdolniejszemu od niego, ale zostaje zachęcony do wytrwania. Zawsze istnieje zagrożenie pewnej ustępliwości w głoszeniu: coś nie wychodzi i człowiek się wycofuje, zniechęca się i być może znajduje schronienie we własnych pewnikach, w małych grupach i w niektórych pobożnościach czysto wewnętrznych. Natomiast Matka Boża, pocieszając, pobudza nas do pójścia naprzód, a tym samym sprawia, że wzrastamy. Postępuje jak dobra matka, która śledząc kroki swojego syna, wprowadza go w wyzwania świata.
Zachęcony w ten sposób Juan Diego wraca do biskupa, który prosi go o znak. Matka Boża obiecuje mu znak i pociesza (…). Następnie prosi go, aby udał się na szczyt wzgórza i zebrał kwiaty. Jest zima, ale mimo to Juan Diego znajduje kilka pięknych kwiatów, wkłada je do płaszcza i ofiarowuje Matce Bożej, która prosi go, żeby zabrał je do biskupa jako dowód.
Juan Diego idzie, cierpliwie czeka na swoją kolej i w końcu, w obecności biskupa, otwiera swą opończę, pokazując kwiaty, i oto na tkaninie płaszcza pojawia się wizerunek Matki Bożej, ten niezwykły i żywy, który znamy, w której oczach nadal odciśnięci są ówcześni protagoniści. Oto niespodzianka Boga: kiedy jest wola i kiedy jest posłuszeństwo, może On dokonać czegoś nieoczekiwanego, w czasach i w sposób, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. I tak zostaje zbudowane sanktuarium, o które prosiła Dziewica, a które dzisiaj można nawiedzać.
Audiencja ogólna, środa 23 sierpnia