Logo Przewdonik Katolicki

Życie pod ziemią

Natalia Budzyńska
Wernisaż wystawy „Wokół nas morze ognia” w muzeum Polin. Wystawa jest częścią obchodów 80. rocznicy wybuchu powstania w warszawskim getcie. Warszawa, 17.04.2023 r. | fot. Piotr Molecki/East News

To bardziej multimedialny spektakl niż wystawa. Minimalistyczny, choć gęsty od emocji.

Przez dziesiątki lat w narracji o powstaniu w getcie warszawskim przeważały losy bojowców. Odwaga i determinacja młodych ludzi, ich ofiara prowadząca do samozagłady w bunkrze przy Miłej 18, wreszcie dramatyczne wielogodzinne wyjście na aryjską stronę kanałami – na tych właśnie wydarzeniach skupiona była literatura i historia przekazywana w muzeum POLIN. A co z 50 tysiącami cywilów znajdujących się w obrębie getta? Trzy lata temu, kiedy muzeum POLIN zaczęło przygotowywać się do obchodów 80. rocznicy powstania w getcie, tak sformułowane pytanie zasugerowała prof. Barbara Engelking z Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Czy oni nie zasługują na to, żeby wokół ich losu osnuć opowieść o powstaniu? Jak jednak to zrobić? Skąd wydobyć materiały, a wobec ich ubogości jak zaaranżować wystawę? Ale czy patrząc na powojenne zdjęcia getta, morza ruin ciągnących się po horyzont, nie pytaliśmy siebie samych, co stało się z tymi, którzy tam mieszkali? Pewnie tak. Tyle że prof. Engelking zasugerowała pytanie niby takie samo, a jednak trochę inne. Nie, co się stało z mieszkańcami potem (wiadomo – nie przeżyli), ale co działo się z nimi w trakcie. Skąd jednak to wiedzieć, skoro wszyscy świadkowie właściwie nie żyją, bo zginęli albo „w trakcie”, albo chwilę „potem”? Odszukiwaniem śladów zajmuje się właśnie Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. To dzięki współpracy z Centrum możemy w muzeum POLIN oglądać tak porażającą i wstrząsającą wystawę zatytułowaną „Wokół nas morze ruin. Losy żydowskich cywilów podczas powstania w getcie warszawskim”. Jej kuratorka, Zuzanna Schnepf-Kołacz, zapytywała: „Jak pokazać brak na wystawie? Jak poradzić sobie z urwanymi historiami, anonimowością świadectwa, niepewnością co do czasu i miejsca, strzępami informacji o zdjęciach, których prawie nie ma?”. Udało się.

Zapraszamy do bunkra
Krystyna Budnicka w 1943 roku miała 11 lat i nazywała się Hena Kuczer. Żyje do dzisiaj. Jej powiększone do ogromnych rozmiarów oko patrzy na nas. Na tych, co po drugiej stronie? To instalacja artystki Joanny Rajkowskiej, zatytułowana Żyjemy dniem, godziną i minutą. Urodziła się w religijnej rodzinie żydowskiej, była najmłodszym, ósmym, dzieckiem. Jej rodzice wykopali bunkier przy ulicy Zamenhofa już po pierwszej akcji likwidacyjnej we wrześniu 1942 roku, kiedy to do Treblinki zostało wywiezionych dwóch jej braci z rodzinami. Ukrywała się w nim od stycznia do września 1943 roku. Przed powstaniem mieszkało tam z rodziną Kuczerów około 30 osób. W maju, kiedy Niemcy zaczęli podpalać kamienice w getcie, wokół „wszystko się waliło. To był piec dosłownie, bo ziemia nad nami się rozpaliła” – wspomina pani Krystyna. Pod ziemią rodzina przetrwała do września 1943 roku, potem kanałami przechodzili na stronę aryjską. Przeżyła tylko ona jedna i jej bratowa. Krystyna Budnicka jest jedną z narratorek wystawy, a jej losy poznaliśmy tylko dzięki temu, że ocalała. Mówi, że jej bracia prowadzili jakieś zapiski, może dziennik, ona sama była za mała. Co robiła przez te długie miesiące pod ziemią? „Nic. Bo już nawet książki nie miałam do czytania”.
Los Heny Kuczer i jej rodziny był podobny do tysięcy innych. Na przykład pan Maur, który musiał uciekać z bunkra przy ulicy Nalewki, w którym się ukrywał, zapisał w jidysz: „Wokół morze ognia”. Przez wystawę prowadzą nas zapiski, które przetrwały. Chciałoby się powiedzieć: wspomnienia ocalałych, ale to nieprawda, bo nie wszyscy autorzy tych notatek przeżyli. O niektórych nie wiemy nic. Jest ich dwanaścioro, pięć kobiet i siedmiu mężczyzn. Wśród nich brzemienna Stella Fidelseid, która za chwilę w bunkrze urodzi swoje dziecko, siedemnastoletni Leon Najberg i kobieta bez nazwiska z bunkra przy Miłej 44. O pięciorgu z nich wiadomo, że nie przeżyli. Nie znali się, nigdy się nie spotkali. Te zupełnie odrębne głosy z piekła ukazują wspólne doświadczenie, łączą się w jeden głos dziesiątków tysięcy osób. Osaczonych i palonych żywcem na oczach Warszawy. Wystawa w POLIN pokazuje innego rodzaju opór, nie ten zbrojny, ale też nie bierny. To opowieść o cywilach, którzy wbrew niemieckiemu nakazowi stawienia się na Umschlagplatzu (wszyscy już wtedy wiedzieli, że oznacza to zagładę) postanowili się ukryć.

Morze ognia
„Dla przeważającej większości mieszkańców getta powstanie rozgrywało się pod ziemią – pisze w katalogu wystawy prof. Jacek Leociak. – Chronili się w przygotowanych wcześniej bunkrach. Panowały tam potworne warunki: skrajne przepełnienie, brak powietrza, niemożliwy do zniesienia żar z rozgrzanych ścian płonących kamienic. Stłoczeni pod ziemią ludzie musieli zachować absolutną ciszę, ponieważ Niemcy przeczesywali getto w poszukiwaniu ukrywających się. Życie przeniosło się pod ziemię”. Przez cztery tygodnie Niemcy palili kamienicę po kamienicy. Ci, którzy nie wytrzymywali żaru, wychodzili z kryjówek. Byli zabijani albo wywożeni do obozów. Inni umierali z braku tlenu, palili się żywcem. Jak pokazać tę rzeczywistość? Autorki scenografii wystawy, Małgorzata Szczęśniak i Saskia Hellmann, spróbowały zaprosić nas do bunkra. Najpierw prowadzą nas wzdłuż muru getta, potem wchodzimy przez masywne drzwi umieszczone w betonowej ścianie. Zaczyna się Pascha 1943. Żydowska tradycja nakazuje odryglowanie drzwi, aby mógł wejść Mesjasz. Tym razem zamiast wyczekiwanego Mesjasza nadchodzi Demon. Niemcy, którzy wkraczają do getta, przyszli po to, by zabijać. Rozpoczyna się powstanie, a getto ogarnie „morze ognia”. Możemy na nie patrzeć spod muru, jako widzowie ze strony aryjskiej świętujący właśnie Wielkanoc. Nieprawdopodobne wrażenie robi jedno ze zdjęć pozyskane właśnie dla tej wystawy ze zbiorów prywatnych. Przedstawia niewielką grupę warszawiaków patrzących spod muru na widoczny stamtąd fragment ulicy Elektoralnej. To tam, gdzie dzisiaj stoi Błękitny Wieżowiec przy placu Bankowym. Młode kobiety i mężczyźni patrzą wyraźnie poruszeni, przerażeni, płomienie sięgają wysoko.
Możemy też wejść za ciężkie drzwi i znaleźć się po stronie piekła. Tam usłyszymy głosy dobiegające z sąsiednich piwnic, szepty, modlitwy, przekleństwa, niemieckie rozkazy, odgłosy kroków, strzały, płacz dziecka. „Dziecko nas zgubi”– ktoś mówi, „Trzeba je udusić”.
Ta wystawa jest inna niż wszystkie, bo niewiele na niej eksponatów. Najważniejszymi są owe głosy. Relacje. Wspomnienia. One niosą historię, o której nie wolno zapomnieć.
Zaledwie kilka przedmiotów, nadpalonych, połamanych, stopionych, wydobytych spod gruzów, ma przypominać o tym, że te ulotne słowa, na których oparta jest wystawa, są prawdziwe. I zdjęcia. Fotografie wraz z negatywami prezentowane na wystawie są nowe, trafiły do muzeum POLIN niedawno. Nie znajdziemy tu tych najbardziej znanych, których wykonanie zlecił kierujący zagładą getta Jurgen Stroop. Zrezygnowano z nich świadomie i celowo. To, co się działo w obrębie murów getta, pokazują fotografie Zbigniewa Leszka Grzywaczewskiego, pracownika Warszawskiej Straży Ogniowej. Spośród czterdziestu ośmiu zdjęć aż trzydzieści pokazuje getto, i aż kilkanaście zostało pokazanych po raz pierwszy. Z kolei inne fotografie, w tym ta przedstawiająca mieszkańców warszawy patrzących na płonące getto, to zdjęcia Rudolfa Dameca, który sam ukrywał Żydówkę i wstrząśnięty wydarzeniami maja 1943 roku chciał udokumentować tę tragedię.
Tym okruchom pamięci towarzyszy muzyka Pawła Mykietina, zainspirowana utworami 14-letniej dziewczyny, bardzo utalentowanej pianistki i młodej kompozytorki, Josimy Feldszuch. Mieszkała przy ulicy Leszno. Jej notatnik przechowywany jest w Yad Vashem, w nim kilka prób kompozytorskich: Wiejscy klezmerzy, Ptak opowiada, Melodia kropli wody. W styczniu 1943 roku chora na zapalenie płuc Josima została wraz z rodziną wydostana z getta, ale jej płuca zostały zaatakowane przez gruźlicę. Zmarła trzeciego dnia powstania.

Wokół nas morze ognia, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie, wystawa czynna do 8 stycznia 2024

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki