To fascynujące, że jedną z najbardziej fundamentalnych prawd chrześcijaństwa Jezus przekazuje żydowskiemu dostojnikowi, członkowi Sanhedrynu, podczas tajemniczej rozmowy pod osłoną nocy. W odpowiedzi na drążące jego duszę wątpliwości mówi mu o miłości Boga, obejmującej cały świat, nie tylko prawych i pobożnych ludzi, którzy przez całe swoje życie zabiegają o Jego względy. Miłość Najwyższego przekracza granice naszego pojmowania i wyobrażeń o bezinteresowności, bo nie waha się oddać umiłowanego Syna dla ocalenia ludzkości.
Nocny rozmówca Jezusa słyszy, że Bogu zależy na wszystkich: na dzieciach narodu wybranego i na żyjących w mroku niewiary poganach, na tych, którzy są Mu wierni i oddani, i na tych, którzy żyją, jakby Go nie było. Kocha tych, którzy skrupulatnie wypełniają Jego przykazania, jak i zbuntowanych, błądzących i łamiących w swoim życiu zasady ustanowione przez Niego. Bóg kocha świat, na który część chrześcijan patrzy podejrzliwie, widząc w nim głównie źródło zagrożeń i niebezpieczeństw. To miłość, która ogarnia wszystkich bez wyjątku i przyciąga do Siebie, miłość, która nie potępia, ale zbawia.
Jezus tłumaczy mimo to Nikodemowi, że nie każdy zostanie zbawiony. W kontekście wcześniejszych słów może brzmi to niezrozumiale, ale Nauczyciel wskazuje jednoznacznie: to nie kochający Bóg skazuje człowieka na potępienie. To człowiek, dokonując takich a nie innych wyborów, decyduje o swoim losie w wieczności.
Jakie to wybory? Słyszymy wraz z Nikodemem: kto uwierzy… Czyżby więc wiara wystarczyła, by zostać zbawionym i osiągnąć życie wieczne? A co z uczynkami? Co z miłością miłosierną, do której jesteśmy wzywani jako uczniowie Pana? Co ze świadectwem, jakie składamy przed światem nie słowami, ale samym życiem? Rzecz w tym, że wiara, która jest rzeczywistością autentyczną i doświadczoną, a nie wyuczoną i przyswojoną przez przestrzeganie drobiazgowych reguł, zmienia człowieka, ukierunkowuje go ku dobru, staje się źródłem czynów, przez które przemawia miłość. Martwa wiara nie owocuje. Żywa – zmienia człowieka i świat wokół niego.
Nie mówimy tu o świecie idealnym i o idealnych chrześcijanach. Wiara bowiem jest także doświadczeniem dynamicznym. Zmienia się i rozwija, dojrzewa lub usycha. Wiarę tracimy i ją odzyskujemy, przeczymy jej, gdy wybieramy grzech, i potwierdzamy, gdy w codziennych decyzjach stajemy po stronie życia i miłości. To nie jest droga prosta i bezkolizyjna, każdemu z nas zdarzają się na niej upadki. Świadomość, że wiara jest darem, który nie został nam dany raz na zawsze, ale wciąż wymaga odkrywania i przyjmowania, powinna rodzić w nas pokorę i zrozumienie dla naszych osobistych błędów i porażek, ale także dla ścieżek naszych bliźnich, którzy szukają, błądzą, ulegają słabościom, buntują się i odchodzą.
Nie mamy więc prawa potępiać bliźnich, nie wolno nam wydawać wyroków na ludzi wokół nas, choćby ich zachowania raniły i bulwersowały, choćbyśmy widzieli, że obrali kurs na zatracenie. Bóg ukochał cały świat, jakie więc my mamy prawo, by świat potępiać? Nie osądzać, ale kochać – taka jest droga uczniów Pana. Takie jest zadanie Kościoła – głosić miłość, nie potępienie, mówić światu o zbawieniu, wskazywać horyzont nadziei mimo wszystko. Mimo zła, grzechu i cierpienia wołać, że miłość Boga ogarnia wszystkich. Ona jest zawsze pierwsza, wyprzedzająca ludzkie opinie i rozstrzygnięcia. To miłość Boga jest odpowiedzią na ludzkie pytania o sens i cel życia. Nawet te zadawane w nocnym mroku przez człowieka, któremu niegdyś – dopóki nie spotkał Jezusa – wydawało się, że jego pewność jest niewzruszona, a droga bezspornie prawidłowa i bezpieczna. Nie jesteśmy właścicielami wiary, nie posiedliśmy jej ostatecznie. Chrześcijaństwo jest drogą pełną pytań.