Inflacja zwiększa ceny nie tylko chleba czy benzyny, ale też produktów farmaceutycznych. Wielu pacjentów w aptece musi podejmować decyzje o znacznie większym ciężarze gatunkowym niż podczas zwykłych zakupów spożywczych. Najnowsza obietnica wyborcza Prawa i Sprawiedliwości, które zadeklarowało wprowadzenie bezpłatnych leków dla dzieci i młodzieży oraz osób powyżej 65. roku życia, jest więc całkiem na czasie. Wydatki na przepisane przez lekarzy farmaceutyki potrafią przeorać niejeden domowy budżet. Jak to zwykle bywa, wiele będzie zależeć od szczegółów.
Pacjent-lekarz w aptece
Refundacja leków to stosunkowo rzadko podejmowany problem polskiej ochrony zdrowia. Przyzwyczailiśmy się, że za recepty płacimy w większości z własnej kieszeni, czasem niemało, jednak to wcale nie jest norma. W wielu krajach Europy odpłatność za produkty przepisane na recepcie jest symboliczna. Według raportu OECD „Health at Glance 2022”, refundacja ze środków publicznych pokrywa 35 proc. ogółu wydatków na leki w Polsce. Pacjenci nad Wisłą muszą więc pokrywać dwie trzecie kosztów leków z własnej kieszeni. Tylko w Bułgarii chorzy finansują większą część kosztów farmaceutyków. Przeciętnie w UE refundacja pokrywa 59 proc. wydatków na leki, jednak w niemal połowie państw członkowskich publiczny ubezpieczyciel finansuje dwie trzecie rachunków za recepty lub więcej. Przykładowo w Niemczech i Francji środki publiczne pokrywają aż 82 proc. ogólnych wydatków na leki w kraju. Polski system ochrony zdrowia traktuje więc przepisane przez lekarzy farmaceutyki jak jakiś dodatek do leczenia, z którego pacjent może skorzystać, ale nie musi.
W rezultacie wielu pacjentów wychodzi z apteki bez części przepisanych przez lekarza farmaceutyków. Dotyczy to szczególnie osób starszych, których potrzeby w tym względzie są znacznie większe niż Polaków w średnim wieku lub młodszych. Według badania zrealizowanego dla Koalicji „Na pomoc niesamodzielnym”, które zostało przeprowadzone wśród osób w wieku 60–75 lat, aż 82 proc. ankietowanych zadeklarowało, że w ostatnich miesiącach nie wykupiło całej recepty. Co drugi badany przyznał, że zdarzyło mu się to wiele razy. Leki są też jedną z tych kategorii wydatków, na których seniorzy często oszczędzają – co piąty pytany stwierdził, że to właśnie na nich oszczędza w pierwszej kolejności. Pacjenci są więc postawieni w roli zarówno chorego, jak i lekarza. Sami muszą decydować, które z leków są na tyle istotne, by je wykupić. Można podejrzewać, że wiele z tych decyzji jest błędna lub przynajmniej ryzykowna.
Polska jest jednym z tych krajów OECD, w których środki prywatne odgrywają największą rolę w opiece medycznej. Co czwarta złotówka wydawana w Polsce na ochronę zdrowia pochodzi z domowych budżetów. Za ten stan rzeczy odpowiada w większości nikły poziom refundacji leków. Aż 70 proc. prywatnych wydatków na leczenie to koszty wyrobów farmaceutycznych – leków i sprzętu do rehabilitacji. Medykamenty pochłaniają większą część prywatnych wydatków zdrowotnych tylko w Rumunii i Bułgarii.
Bankructwo z powodu leczenia
Skąd się bierze ten stan rzeczy? Jego główną przyczyną jest ogólne niedofinansowanie polskiego systemu ochrony zdrowia. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) „Współpłacenie za leki w Polsce”, w 2018 r. luka finansowania publicznego systemu opieki medycznej wyniosła ponad 10 mld zł. O tyle powinny wzrosnąć publiczne nakłady na zdrowie, by ich wysokość odpowiadała naszemu poziomowi rozwoju. Aż trzy czwarte tej luki było spowodowane niewystarczającą refundacją leków. Publiczne wydatki na refundację w 2018 r. powinny być wyższe o przynajmniej 7,4 mld zł. Obecnie ta luka może być nawet dwa razy większa, gdyż wzrosły nie tylko ceny, ale też poziom rozwoju Polski. Refundacja leków jest najbardziej niedofinansowanym obszarem ochrony zdrowia w Polsce. Druga w kolejności opieka ambulatoryjna w 2018 r. powinna dostać dofinansowanie rzędu 2,3 mld zł.
To wszystko odbija się na sytuacji finansowej polskich rodzin. Według raportu PIE, co siódme gospodarstwo domowe w Polsce przeznacza na zdrowie ponad jedną dziesiątą swojego budżetu. To szósty najwyższy wynik w UE – po państwach południa Europy i Łotwie. Według metodologii OECD, wydawanie ponad jednej dziesiątej domowego budżetu na leczenie jest uznawane za „druzgocące wydatki na zdrowie”. Tymczasem co szóste polskie gospodarstwo domowe osób w wieku 60–75 lat wydaje tyle na same leki. Ogólnie rzecz biorąc, 1,5 proc. domowych budżetów w Polsce jest przeznaczanych na produkty farmaceutyczne. To czwarty najwyższy wynik w UE – po Bułgarii, Łotwie i Węgrzech.
Nominalnie wydatki na refundację leków w Polsce rosną, jednak znacznie wolniej niż ogólne nakłady na zdrowie. Według raportu PIE, w 2012 r. na refundację przeznaczonych było 17 proc. budżetu NFZ. W 2020 r. było to już tylko 13 proc. Finansowane farmaceutyków przepisywanych przez lekarzy odgrywa więc coraz mniejszą rolę w polskim systemie ochrony zdrowia. Jak widać, nie tylko polscy konsumenci często oszczędzają na lekach – dokładnie to samo robi Narodowy Fundusz Zdrowia.
Zbyt krótka lista
Oczywiście nie jest tak, że NFZ stopniowo usuwa kolejne leki z listy refundacyjnej. Po prostu nie wpisuje na nią większości nowych, więc pacjenci korzystający z najnowszych produktów farmaceutycznych muszą płacić za nie pełną cenę. Spośród 152 nowych produktów dopuszczonych do obrotu przez Europejską Agencję Leków (EMA) w latach 2016–2019 na polską listę refundacyjną trafiły tylko 42 leki. Węgry refundowały 55 nowych leków, Czechy 87, a Niemcy aż 133. Tylko Słowacja, Rumunia, Litwa i Łotwa wpisały na swoje listy refundacyjne mniejszą liczbę nowych produktów dopuszczonych w tym czasie przez EMA.
Poza tym niemal w całej Europie większość nowych leków jest refundowana w całości, a więc publiczny ubezpieczyciel pokrywa pełną kwotę. W Niemczech dokładnie wszystkie nowe leki zostały refundowane w stu procentach, a w Czechach ledwie co szósty nie otrzymał pełnego dofinansowania. W Polsce tylko co piąty otrzymał pełne. Trzeba pamiętać, że leki w naszym kraju są refundowane w różnym stopniu. Farmaceutyki, które przyjmuje się krócej niż 30 dni, a więc przepisywane podczas zwyczajnej infekcji lub przejściowej choroby, refundowane są jedynie w połowie. Leki przyjmowane dłużej niż miesiąc są finansowane z NFZ w 70 procentach, chyba że ich koszt przekracza 5 proc. płacy minimalnej – dopiero w takich sytuacjach fundusz refunduje całość. Nawet wtedy pacjent musi sięgnąć do kieszeni, by zapłacić ryczałt, który wynosi przynajmniej 3,20 zł.
Kilka lat temu wprowadzone zostały bezpłatne leki dla seniorów powyżej 75. roku życia. Niestety zbyt krótka lista refundacyjna sprawia, że to rozwiązanie sprawdza się jedynie połowicznie. Seniorzy korzystający z nowych lub nietypowych farmaceutyków wciąż muszą płacić pełną cenę. Samo rozszerzenie kręgu uprawnionych do bezpłatnych leków nie zlikwiduje więc problemu przeciążenia kosztami medykamentów. Równocześnie należy poszerzyć listę refundacyjną i w przyszłości aktualizować ją na bieżąco.
Warto też zmienić metodę określania poziomu refundacji, by więcej medykamentów finansowane było w całości przez NFZ. Skorzystaliby na tym wszyscy pacjenci, a nie tylko dzieci, młodzież i seniorzy. Oczywiście wiek w dużej mierze determinuje skalę wydatków na zdrowie, jednak zdolność do ich ponoszenia jest zależna od poziomu dochodów, a nie metryki. Dla niezamożnych czterdziestolatków choroba może być znacznie większym wyzwaniem finansowym niż dla zamożnego emeryta.