Logo Przewdonik Katolicki

Zostanę jeszcze chwilę

Anna Druś
Rys. Z. Komorowska/PK

Mogła uciekać, bo zagrożenie ze strony terrorystycznych bojówek w tym regionie Mozambiku było realne od dawna. Ale została, by ochraniać dzieci ze szkoły, gdzie od wielu lat uczyła i karmiła podopiecznych. Siostra Maria de Coppi zginęła 7 września w nocnym ataku na misję, dołączając do rosnącego grona współczesnych męczenników za wiarę.

Gdy zaatakowali, była ciemna noc z 6 na 7 września. Ich obecność w wiosce Chipene potwierdziły krzyki, strzały, odgłosy zaprószanych pożarów. Bo bojówkarze Państwa Islamskiego niszczą wszystko, co uznają za sprzeczne ze swoją wizją świata. Do siostry Marii de Coppi strzelili, gdy biegła do dormitorium, aby ratować śpiących tam swoich uczniów. Kula w głowę powaliła na ziemię 83-letnią zakonnicę ze zgromadzenia kombonianów. „Zginęła, bo zbyt mocno szerzyła chrześcijaństwo” – napisało potem ISIS w oświadczeniu, w którym przyznało się do ataku terrorystycznego na misję w Mozambiku.
Rzeczywiście, zaangażowania misyjnego trudno jej odmówić, skoro siostra Maria pracowała w tym kraju przez 59 lat, od 1963 r. głównie prowadząc szkoły, przedszkola i domy dla osieroconych lub porzuconych dzieci. Jak zauważa Marina Corradi, dziennikarka włoskiego dziennika „l’Avvenire”, niewykluczone, że wśród napastników mogli być jej dawni uczniowie, omamieni teraz przez dżihadystów wizją dostatniego życia dzięki odkrytym niedawno na północy kraju złożom gazu ziemnego. Tak mszczą się lata złego zarządzania krajem i pogłębiających się nierówności społecznych.

Całe życie w Mozambiku
Jeszcze rok temu o tej porze siostra Maria była we Włoszech, przez kilka miesięcy odpoczywając po trudach poprzedniej misji i przygotowując się do następnego wyjazdu. Udzieliła wtedy wywiadu włoskiej telewizji La Tenda w programie „Przy herbacie z misjonarzem”. – Gdy po raz pierwszy udawałam się na misję, miałam 24 lata. Aby dotrzeć do Mozambiku, trzeba wtedy było przez miesiąc płynąć statkiem, który ruszał z Portugalii. Mozambik był ciągle wówczas kolonią portugalską. W czasie tych 59 lat posługi spotkało mnie wiele pięknych i wiele trudnych chwil. Byłam tam, gdy trwała wojna o wyzwolenie kraju spod władzy kolonialnej, byłam, gdy trwała kolejna – tym razem wojna domowa. Na własne oczy widziałam odradzanie się kraju i społeczeństwa pełnego życia. Były chwile, gdy pod ostrzałem wołałam do Boga: Panie, ocal mnie! I były chwile, gdy dziękowałam Mu za ocalenie i pokój. Bo gdy żołnierze nagle zaczynają rozdawać chleb – to tak wygląda pokój – mówiła siostra Maria de Coppi.
Przez całe swoje życie siostra Maria pracowała tylko w Mozambiku, bez reszty oddając się tutejszym ludziom i ich biedzie. A tej nigdy nie brakowało. Po roku 1975 i wojnie, która wygoniła stąd Portugalczyków, kraj nagle został pozostawiony sam sobie, bez urzędników, administracji, struktur państwowych. Od razu po jednej wojnie zaczęła się następna, domowa, trwająca aż do roku 1992. Mimo nastania spokojniejszych czasów, kryzys i bieda nie ustępowały, bo władze nie umiały radzić sobie z bezrobociem, utrudnionym dostępem do usług publicznych, brakiem wystarczającej opieki zdrowotnej, kolejnymi kryzysami gospodarczymi, potęgowanymi przez siły natury: powodzie lub susze. Narastały nierówności społeczne między bogatym południem i biedną północą, a bieda i anarchia kumulowały się tam, gdzie nie docierały struktury administracji rządowej.
Do wielu przyszła nadzieja, gdy okazało się, że właśnie na tej biednej północy znajdują się wielkie złoża gazu oraz ropy naftowej. Mimo obietnic rządu uruchomienie inwestycji wydobywczych nie przełożyło się na poprawę życia najbiedniejszych. Znów zyskiwali tylko ci lepiej zorganizowani, sprytniejsi, z lepszym zapleczem życiowym.

Omamieni ideologią dżihadu
Właśnie w taką rzeczywistość wkroczyła w 2017 r. ideologia dżihadu – świętej wojny, szerzona przez sekty islamskie. Zorganizowane przez ISIS grupy paramilitarne, rekrutowane szczególnie spośród dzieci i młodzieży, stanowiących aż 45 proc. całego społeczeństwa, miały jeden cel: szerzyć swoją wizję islamu, finansując potrzeby z dostępu do mozambickich złóż surowców. Dążąc do przejęcia władzy na terenach bogatych w złoża, zabijają szczególnie gorliwych wyznawców innych religii, przede wszystkim chrześcijan. – Rekrutują dzieci, mamiąc ich władzą i pieniędzmi – mówiła s. Maria de Coppi w wywiadach. Znakomicie rozumiała mechanizmy rządzące ludźmi uformowanymi przez biedę i beznadzieję.
Niestety niewiele zmieniła w tym ponurym krajobrazie wizyta papieża Franciszka w Mozambiku we wrześniu 2019 r. Na stadionie w Zimpeto 5 września mówił: „Trudno mówić o pojednaniu, gdy rany wywołane przez tak wiele lat niezgody są nadal otwarte… Mimo to Jezus Chrystus zachęca nas do miłowania i czynienia dobra. Przezwyciężenie czasów podziału i przemocy oznacza nie tylko akt pojednania lub pokój rozumiany jako brak konfliktu, oznacza codzienne staranie każdego z nas, byśmy mieli spojrzenie uważne i czynne, które prowadzi nas do traktowania innych z tym miłosierdziem i dobrocią, z jakimi chcemy być traktowani”.
Mimo dobrze przyjętego przesłania o potrzebie zgody społecznej i wybaczenia, niedługo po wyjeździe Ojca Świętego wybuchła na całym świecie pandemia, kolejny raz pogarszając sytuację najbiedniejszych z biednych. Ataki grup islamistycznych w Mozambiku nadal trwają.

Misjonarze zostali na posterunku
Niebezpieczeństwo utraty życia nie spowodowało jednak, że obecni na północy kraju misjonarze zawiesili swoją działalność i uciekli w spokojniejsze miejsca. Przyjmowali uchodźców uciekających przed przemocą, opiekowali się porzuconymi dziećmi, starali się normalnie prowadzić edukację.
Tak, jak siostra Maria de Coppi, ostrzegana przez zgromadzenie, że w jej wiosce też może zrobić się niebezpiecznie. Jesienią 2021 r. wróciła z krótkiego urlopu we Włoszech do swoich zwykłych misyjnych obowiązków.
Zaledwie kilka dni przed atakiem jej siostrzenica – również misjonarka, s. Gabriela Bottani – pytała: Ciociu, nie uciekasz? Po chwili ciszy usłyszała: – Sama nie wiem, ale jeszcze trochę zostanę. Martwiła się o dzieci, które mieszkały w jej misji, nie chciała zostawić ich samych.
Podobnie zrobili inni misjonarze: zostali ze swoimi podopiecznymi, starając się do końca ochronić najsłabszych, którzy nie mogą uciec. Jak ks. Loris Vignandel, pracujący w tej samej wiosce co s. Maria de Coppi. W chwili ataku, w którym zginęła siostra, ukrył się wśród kościelnych ławek i stamtąd napisał pożegnalnego SMS-a do jednego ze współbraci: „Strzelają dookoła. Podpalają dom. Do zobaczenia w niebie. Nie żywiąc do ciebie żadnej urazy, korzystam z okazji, aby przeprosić za moje niedociągnięcia i powiedzieć, że cię kocham. Już przebaczyłem temu, kto w końcu mnie zabije. I ty też mu przebacz”.
Ks. Loris przetrwał tamtą noc, siostra Maria nie. Jej pogrzeb odbył się 10 września w Carapirze – siedzibie innej misji komboniańskiej.
Wielu już uważa ją za męczenniczkę. „Opłakujemy dziś kolejną siostrę, która z prostotą, oddaniem i milczeniem ofiarowała swoje życie z miłości do Ewangelii. Żywię nadzieję, że ofiara Siostry Marii będzie ziarnem pokoju i pojednania na ziemi, która po latach stabilności znów jest nękana przez przemoc, powodowaną przez grupy islamistyczne, które od kilku lat sieją terror i śmierć na obszary na północy kraju” – napisał kard. Matteo Zuppi, przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch.
Ofiarę s. Marii wspomniał także papież Franciszek podczas modlitwy Anioł Pański w niedzielę 11 września. „W tej chwili modlitwy pragnę wspomnieć siostrę Marię de Coppi, misjonarkę komboniankę, która została zabita w Chipene w Mozambiku, gdzie z miłością służyła przez niemal sześćdziesiąt lat. Niech jej świadectwo doda siły i odwagi chrześcijanom i wszystkim mieszkańcom Mozambiku”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki