Film IO Jerzego Skolimowskiego jest przede wszystkim wołaniem o szacunek dla stworzenia, dla zwierząt, ale również hołdem, który 84-letni reżyser składa sztuce – głównie tej filmowej, chociaż nie tylko. Nagrodzony w Cannes obraz polskiego twórcy, który wejdzie do polskich kin 30 września, to piękna współczesna baśń o życiu ludzi i zwierząt, obok której trudno przejść obojętnie.
Jedyny film, który naprawdę wzruszył
Inspiracją do nakręcenia przez Skolimowskiego IO był słynny czarno-biały film Roberta Bressona z 1966 r. Na los szczęścia, Baltazarze, opowiadający historię osiołka o takim właśnie imieniu. Swoją filmową przypowieścią o życiu i śmierci Baltazara, będącą równocześnie głęboką refleksją na temat zła i jego wpływu na życie ludzi, Bresson – filozof, malarz, fotograf, a w końcu również reżyser filmowy, jeden z najbardziej uznanych twórców kina we Francji, nagrodzony w 1989 r. Złotym Lwem w Wenecji za całokształt twórczości – tak bardzo poruszył Skolimowskiego, że ten, po ponad pięćdziesięciu latach zdecydował się pójść w jego ślady. – Jedyny film w życiu, który mnie naprawdę wzruszył, tak bardzo, że aż popłynęły mi łzy, to był film Na los szczęścia, Baltazarze Roberta Bressona. Widziałem go krótko po premierze w połowie lat sześćdziesiątych. Od tamtego czasu nigdy już w kinie nie płakałem. Kiedy widzę na ekranie zwierzę, które cierpi, to muszę mu wierzyć. Zawdzięczam Bressonowi to, że zwierzę nie tylko może być bohaterem jakiegoś filmu, ale również źródłem wielkich emocji i przeżyć – mówił w jednym z wywiadów Skolimowski.
Podobnie jest z IO. To film, który wzrusza i porusza: pięknymi zdjęciami, które mają w sobie coś z malarstwa najwyższych lotów (producenci w prezentacji filmu przywołali nazwiska dwóch mistrzów: Hieronima Boscha i Pietera Bruegla, i trudno się z nimi nie zgodzić), ale również oryginalną muzyką, którą skomponował Paweł Mykietyn. Przede wszystkim jednak najnowszy film Skolimowskiego zachęca nas do tego, by zajrzeć do swojego wnętrza, do serca, spoglądając w nie oczami głównego bohatera. I choć są to oczy osła, to można w nich, lub przez nie, wiele zobaczyć.

Opowieść o nas
Tytuł filmu nawiązuje do dźwięku wydawanego przez osły, a jednocześnie jest imieniem głównego bohatera. – Za pomocą osiołka spotykamy różnych ludzi – dobrych, niedobrych, przyjaznych jemu i nieprzyjaznych – i patrzymy trochę na świat z jego perspektywy – mówiła w jednym z wywiadów Ewa Piaskowska, współautorka scenariusza i producentka filmu. Być może nie było to intencją twórców filmu, ale warto zauważyć, że słowo „io” w języku włoskim (film jest koprodukcją włosko-polską, a jego akcja toczy się w Polsce i we Włoszech) znaczy „ja”.
Film Skolimowskiego to opowieść o nas – ludziach. To opowieść o mnie, o moim „ja”, o tym, kim jestem i kim mogę się stać w zetknięciu z codzienną rzeczywistością. To moje „ja”, moje „io” odbija się, a może bardziej przegląda w wilgotnych od łez oczach osiołka o imieniu IO. Czasami są to łzy radości, zadowolenia, ale częściej łzy smutku, tęsknoty, żalu a nawet złości. Opowieść o drodze, którą wędruje IO, wraz z towarzyszącymi mu ludźmi, jest głęboko humanistyczną refleksją nad niewinnością, której nam, ludziom, coraz częściej brakuje i dopiero niewinność zwierząt i całego świata przyrody wyzwala w nas tęsknotę za tym, co utraciliśmy i czego niestety nie da się już odzyskać.

Uprzejme, serdeczne, wierne
Jedną z ról w filmie Skolimowskiego miała zagrać słynna Sophia Loren, która po ponad 10 latach przerwy powróciła niedawno na wielki ekran w filmie swojego syna, Edoardo Pontiego, zatytułowanym Życie przed sobą. Niestety, pandemia Covid-19 pokrzyżowała plany twórców i producentów IO, a na planie pojawiła się ostatecznie Isabelle Huppert, która obok polskich aktorów: Sandry Drzymalskiej, Tomasza Organka, Mateusza Kościukiewicza oraz Włocha Lorenzo Zurzolo, znalazła się w ekipie Skolimowskiego. Wszyscy oni grają jednak role drugoplanowe, które pozostają w cieniu głównego bohatera, towarzysząc mu w jego podróży przez Europę.
W główną rolę wciela się aż sześć osiołków rasy sardyńskiej: Hola, Tako, Marietta, Ettore, Rocco i Mela; wszystkie wybrane osobiście przez Skolimowskiego. – Reżyserzy używają argumentacji intelektualnej i języka emocji, aby skłonić aktorów do stworzenia oczekiwanego efektu – mówił reżyser po prezentacji filmu na festiwalu w Cannes. – Z osłem jest zupełnie inaczej. Jedyny sposób, by go przekonać do zrobienia czegoś, to głaskanie: trzeba mu mówić do ucha i go głaskać. Podniesienie głosu, okazywanie zniecierpliwienia czy zdenerwowanie mogłoby doprowadzić do totalnej katastrofy. W pracy ze zwierzętami jest jednak jeszcze coś więcej. Osły, w przeciwieństwie do aktorów, nie wiedzą, na czym polega recytacja i gra aktorska. Nie potrafią udawać, grać, są po prostu tym, czym są. Uprzejme, serdeczne, pełne szacunku, dobrze wychowane i wierne. Żyją chwilą obecną. Tu i teraz. Nie są narcyzami. Nie mają wątpliwości co do intencji postaci, które grają, i nigdy nie kwestionują wizji reżysera. Są wspaniałymi aktorami – podsumował żartobliwie twórca filmu.
Zachowana niewinność
Świat pokazany w filmie Skolimowskiego to świat widziany oczami zwierząt, świat bardzo tajemniczy. IO, szary osiołek z oczami pełnymi melancholii, spotyka na swojej drodze ludzi dobrych i złych. Doświadcza radości i bólu, znosi cierpliwie żarty koła fortuny, które w jednej chwili może zamienić szczęście w nieszczęście, a desperację w niespodziewaną radość. Jednak pomimo tych wszystkich doświadczeń – jak słusznie zauważył Pietro Cergnilia, jeden z włoskich krytyków filmowych – IO nigdy nie utraci tego, co ma najcenniejszego: swojej niewinności.
Zobacz IO zwiastun