Logo Przewdonik Katolicki

Rady parafialne, czyli synodalność u podstaw

Michał Jóźwiak
Kościół powinien być wspólnotą, w której bardziej świadomie uczestniczą wszyscy wierni i podejmują aktywną misję na zewnątrz oraz dialog z otaczającym światem fot. Godong/Universal Images Group-Getty

Słowo „synodalność” odmieniane jest dziś przez wszystkie przypadki. Tego tematu dotyczy otwarty przed kilkoma tygodniami synod. Ma być przede wszystkim ćwiczeniem wzajemnego słuchania i tworzenia struktur współodpowiedzialności świeckich za wspólnotę. Co dobrze znane nam rady parafialne mają wspólnego z tą właśnie ideą?

Badania Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego sprzed kilku lat wskazują, że około 80 proc. parafii w Polsce dysponuje radami duszpasterskimi. Sytuacja na terenie naszego kraju jest jednak zróżnicowania ze względu na diecezje. W diecezjach gliwickiej, gnieźnieńskiej, lubelskiej czy poznańskiej rady funkcjonują w ponad 90 proc. parafii. Natomiast w diecezjach radomskiej czy kieleckiej ten odsetek był znacznie niższy i nie przekraczał 40 proc.
Współdecydowanie wiernych o losie parafii, o jej wydatkach i planach, a także działaniach duszpasterskich to niestety czasami tylko piękna idea. A przecież taki pomysł na funkcjonowanie lokalnych wspólnot jest wprost zapisany w Kodeksie prawa kanonicznego.
„W każdej parafii powinna być rada do spraw ekonomicznych, która rządzi się nie tylko przepisami prawa powszechnego, lecz także normami wydanymi przez biskupa diecezjalnego. Wierni dobrani zgodnie z tymi normami świadczą proboszczowi pomoc w administrowaniu dobrami parafialnymi” (KPK kan. 537).
We wcześniejszym punkcie KPK czytamy z kolei, że biskup może podjąć decyzję o ustanowieniu rad duszpasterskich w parafiach, jeśli uzna to za pożyteczne. „Ma jej przewodniczyć proboszcz, a członkami powinni być wierni wraz z tymi, którzy z urzędu uczestniczą w trosce duszpasterskiej o parafię i pomagają w ożywianiu działalności pasterskiej” – czytamy. Widać więc wyraźnie, że na poziomie prawa jest przygotowany bardzo konkretny grunt pod to, aby osoby świeckie mogły brać odpowiedzialność za parafię. W krajach Europy Zachodniej idzie to jeszcze dalej. Tam zadania duchownych sprowadzają się często wyłącznie do pracy duszpasterskiej – sprawowania sakramentów i towarzyszenia wiernym w sensie duchowym. Administrowaniem wspólnotami, zarządzaniem finansami często zajmują się świeccy. Zdarza się, że to oni wypłacają księdzu „pensję”. Można oczywiście różnie oceniać taki model zarządzania parafią, ale nie jest to melodia przyszłości, a coraz częściej realia w krajach, gdzie przeżywany jest kryzys powołań.

Czy rady działają?
Wróćmy jednak na polskie podwórko. To, że coś istnieje na papierze, nie oznacza oczywiście, że dobrze funkcjonuje w praktyce. Z radami parafialnymi w naszym kraju (ekonomicznymi i duszpasterskimi) bywa różnie. Rozmawiałem z kilkoma księżmi w Poznaniu i większość z nich przyznawała, że to struktury wymagające ożywienia. Wszyscy zgodnie przyznawali, że są bardzo ważne dla zdrowego funkcjonowania parafii, bo przyczyniają się z jednej strony do współdecydowania, a z drugiej do transparentności, na przykład finansowej. Pieniądze zawsze dzielą ludzi i jeśli tylko pojawia się jakiś cień podejrzeń, że trafiają nie tam, gdzie powinny, dochodzi do kryzysu zaufania, a to przecież zaufanie jest podstawą wszystkich społecznych relacji. Także w Kościele.
Bywa niestety tak, że rady istnieją tylko na papierze, a ich spotkania odbywają się pro forma przed wizytacją biskupa, aby stwarzać pozory sprawnie działającego organizmu. Przyczyn może być wiele, ale moi rozmówcy zwracali uwagę na dwa najistotniejsze punkty. Pierwszym z nich jest klerykalizm. Księża, którzy są przekonani o własnej wyjątkowości i racji, niechętnie słuchają podpowiedzi, a już tym bardziej z trudem przychodzi im transparentność czy zostawienie osobom świeckim szerszego pola do decydowania o działaniach parafii. Drugim istotnym problemem jest obojętność i brak zaangażowania wiernych. Znalezienie kompetentnych świeckich, którzy mają i poświęcą wolny czas, aby móc realnie wspierać wspólnotę, graniczy czasem z cudem. Jedna i druga strona, duchowni i świeccy, musi zatem przepracować w sobie temat włączania się w życie parafii.

Synodalność to mentalność
Mamy zatem w Kościele struktury, które mogą w sposób naturalny włączać w decydowanie o finansach i duszpasterstwie parafii osoby świeckie, ale chodzi o coś więcej. Synodalność to przede wszystkim mentalność i poszukiwanie „wspólnej drogi”. Dobrze funkcjonująca rada parafialna może być doskonałym narzędziem rozpoczęcia w parafii procesu synodalnego. Wiele wyzwań duszpasterskich wymaga przecież przedyskutowania. Ważne jest jednak to, aby rada nie stała się zamkniętą bańką, w której podejmowane są potajemne decyzje. Dobrze byłoby, aby ta struktura żyła, dyskutowała, zapraszała tych, którzy Kościołem są rozczarowani, a być może nawet są na niego wkurzeni. Ich głos także powinien być wzięty pod uwagę.
– Ale, jak to, ojcze? Czy to znaczy, że biedni, żebracy, młodzi narkomani i wszyscy ci, których społeczeństwo wyklucza, są częścią synodu? – pytał sam siebie retorycznie papież Franciszek podczas przemówienia do diecezji rzymskiej. – Tak, moi drodzy! To nawet nie ja tak mówię, lecz Pan. Oni są częścią Kościoła. Jeśli ich nie wysłuchacie, jeśli do nich nie pójdziecie, nie pobędziecie z nimi przez chwilę, aby dowiedzieć się, co czują, i usłyszeć, co mają do powiedzenia, nawet jeśli usłyszycie od nich obelgi, nie przeprowadzicie dobrze synodu – przestrzega Ojciec Święty.
I tutaj właśnie mamy najwięcej do zrobienia. Mamy w Kościele czuć się jak u siebie w domu, a bez możliwości zabrania głosu i bez możliwości wygodnego zajęcia miejsca na wspólnej kanapie nie można mówić o wspólnocie.

Wyjście z baniek
Socjologowie i znawcy mediów zwracają coraz częściej uwagę na problem, jakim są bańki informacyjne. Współczesne media, w tym przede wszystkim internet, działają w taki sposób, że dostarczane są nam te treści, z którymi się zgadzamy, które dopasowane są do naszego światopoglądu i zainteresowań. Nie dopływają do nas zatem te opinie, które są sprzeczne z naszymi przekonaniami. To wygodne, ale też niebezpieczne, bo nie konfrontujemy naszego spojrzenia na świat z tymi, z którymi się nie zgadzamy. A jeśli już to robimy, to wchodzimy w spór lub nawet kłótnię. Synod ma być szansą dla Kościoła, abyśmy wyszli z naszej bańki, aby konserwatysta posłuchał liberała i na odwrót. Aby głęboko wierzący posłuchał ateisty i z wzajemnością.
Kilka tygodni temu rozmawiałem z bp. Piotrem Jareckim, biskupem pomocniczym archidiecezji warszawskiej, o trwającym synodzie. Podkreślał, że jesteśmy mistrzami w teorii. Teoretycznie mamy rady parafialne, teoretycznie nie ma w Kościele podziałów na świeckich i duchownych. Ale w rzeczywistości wygląda to inaczej. Parafia jest czasem urzędem świadczącym usługi duchowo-religijne, a nie wspólnotą ludzi troszczących się o wzajemne relacje i szukającą dróg do Boga. Synodalność może być bodźcem, początkiem procesu wprowadzania w życie wcale nie innowacyjnego, ale bardziej ewangelicznego organizowania życia wspólnoty.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki