Logo Przewdonik Katolicki

Świat bez pomników

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Na przełomie wieków, gdy Dmowski tworzył swą myśl, antysemityzm niestety był uznawany za coś normalnego. A dziś upamiętnianie tej złożonej historycznie postaci raczej pozwala nam lepiej zrozumieć złożoność tamtych czasów, a nie jest usprawiedliwieniem antysemityzmu, który dzisiaj jest niestety na marginesach polskiej polityki obecny.

Radni Warszawy głosując, by rondo Romana Dmowskiego przemianować na rondo Praw Kobiet, rozpoczynają proces, który może się dla polskiej tożsamości narodowej skończyć fatalnie. Jednym z argumentów przeciw założycielowi ruchu narodowego w Polsce ma być jego antysemityzm. Czy należy bronić antysemityzmu albo dawać go za wzór dzisiejszej młodzieży, zdają się pytać lewicujący radni warszawskiej koalicji, w której dominuje PO. Nikt normalny nie powie, że antysemityzm to coś dobrego, szczególnie po Holokauście. Tyle że Dmowskiego czci się jako jednego z ojców niepodległości pomimo antysemickich poglądów, a nie właśnie z tego powodu. To Dmowski reprezentował polskie interesy podczas konferencji paryskiej, która – traktatem w Wersalu – przywróciła nasz kraj na mapę Europy po 123 latach zaborów. Dmowski odegrał w odradzaniu się polskiej niepodległości rolę porównywalną z Paderewskim czy Piłsudskim i dlatego wspominamy go dziś jako narodowego bohatera.
Działania warszawskich radnych przypominają to, co działo się w ostatnich miesiącach w USA za sprawą ruchu Black Lives Matter (Życie Czarnych ma znaczenie). Po zabójstwie czarnoskórego George’a Floyda przez białych policjantów przez Stany przetoczyła się fala protestów wymierzonych – zdaniem demonstrantów – w panujący w Ameryce Północnej rasizm. Wtedy obalano pomniki prezydentów Waszyngtona czy Jeffersona, a nawet Krzysztofa Kolumba. Zdaniem działaczy ruchu BLM Kolumb rozpoczął kolonizację Ameryki, której konsekwencją było niewolnictwo. Na murach często malowano datę 1619, czyli rok pierwszego transportu niewolników z Afryki do Ameryki. Z kolei Waszyngton i Jefferson sami posiadali niewolników. I znów stajemy przed pytaniem: czy niewolnictwo jest dobre? Nie. Czy należy je pochwalać? Też nie. Czy z tego płynie wniosek, że powinniśmy wyrzucić z historii pamięć o Waszyngtonie i Jeffersonie? Również nie, bo to myślenie zupełnie ahistoryczne. Niestety, dwa i pół wieku temu posiadanie niewolników w powstających właśnie Stanach Zjednoczonych było czymś normalnym, ale mimo to uznajemy zasługi Waszyngtona dla ludzkiej wolności, że ma ulice i pomniki nie tylko w USA, ale też w Polsce.
Podobnie jest z Dmowskim. Nacjonalizm dziś, podwaliny pod który w polskiej polityce położył Dmowski, może się okazać dla nas bardzo niebezpieczny. I nie podoba mi się jego antysemicka doktryna. Niestety, jednak wówczas antysemityzm był w Europie powszechny. Antysemityzmu nie można dziś usprawiedliwić, ale trzeba pamiętać, że przed wojną w Polsce nikt nie myślał o eksterminacji Żydów. Na przełomie wieków, gdy Dmowski tworzył swą myśl, antysemityzm niestety był uznawany za coś normalnego. A dziś upamiętnianie tej złożonej historycznie postaci raczej pozwala nam lepiej zrozumieć złożoność tamtych czasów, a nie jest usprawiedliwieniem antysemityzmu, który dzisiaj jest niestety na marginesach polskiej polityki obecny.
I właśnie dlatego uważam, że radni Warszawy chcą nas włączyć w dyskusję, która skończy się zrzuceniem z pomników wszystkich postaci historycznych, bo każda miała jakąś ciemną kartę (może z wyjątkiem świętych). A nikogo na to miejsce nie dałoby się już przywrócić.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki