Radni Warszawy głosując, by rondo Romana Dmowskiego przemianować na rondo Praw Kobiet, rozpoczynają proces, który może się dla polskiej tożsamości narodowej skończyć fatalnie. Jednym z argumentów przeciw założycielowi ruchu narodowego w Polsce ma być jego antysemityzm. Czy należy bronić antysemityzmu albo dawać go za wzór dzisiejszej młodzieży, zdają się pytać lewicujący radni warszawskiej koalicji, w której dominuje PO. Nikt normalny nie powie, że antysemityzm to coś dobrego, szczególnie po Holokauście. Tyle że Dmowskiego czci się jako jednego z ojców niepodległości pomimo antysemickich poglądów, a nie właśnie z tego powodu. To Dmowski reprezentował polskie interesy podczas konferencji paryskiej, która – traktatem w Wersalu – przywróciła nasz kraj na mapę Europy po 123 latach zaborów. Dmowski odegrał w odradzaniu się polskiej niepodległości rolę porównywalną z Paderewskim czy Piłsudskim i dlatego wspominamy go dziś jako narodowego bohatera.
Działania warszawskich radnych przypominają to, co działo się w ostatnich miesiącach w USA za sprawą ruchu Black Lives Matter (Życie Czarnych ma znaczenie). Po zabójstwie czarnoskórego George’a Floyda przez białych policjantów przez Stany przetoczyła się fala protestów wymierzonych – zdaniem demonstrantów – w panujący w Ameryce Północnej rasizm. Wtedy obalano pomniki prezydentów Waszyngtona czy Jeffersona, a nawet Krzysztofa Kolumba. Zdaniem działaczy ruchu BLM Kolumb rozpoczął kolonizację Ameryki, której konsekwencją było niewolnictwo. Na murach często malowano datę 1619, czyli rok pierwszego transportu niewolników z Afryki do Ameryki. Z kolei Waszyngton i Jefferson sami posiadali niewolników. I znów stajemy przed pytaniem: czy niewolnictwo jest dobre? Nie. Czy należy je pochwalać? Też nie. Czy z tego płynie wniosek, że powinniśmy wyrzucić z historii pamięć o Waszyngtonie i Jeffersonie? Również nie, bo to myślenie zupełnie ahistoryczne. Niestety, dwa i pół wieku temu posiadanie niewolników w powstających właśnie Stanach Zjednoczonych było czymś normalnym, ale mimo to uznajemy zasługi Waszyngtona dla ludzkiej wolności, że ma ulice i pomniki nie tylko w USA, ale też w Polsce.
Podobnie jest z Dmowskim. Nacjonalizm dziś, podwaliny pod który w polskiej polityce położył Dmowski, może się okazać dla nas bardzo niebezpieczny. I nie podoba mi się jego antysemicka doktryna. Niestety, jednak wówczas antysemityzm był w Europie powszechny. Antysemityzmu nie można dziś usprawiedliwić, ale trzeba pamiętać, że przed wojną w Polsce nikt nie myślał o eksterminacji Żydów. Na przełomie wieków, gdy Dmowski tworzył swą myśl, antysemityzm niestety był uznawany za coś normalnego. A dziś upamiętnianie tej złożonej historycznie postaci raczej pozwala nam lepiej zrozumieć złożoność tamtych czasów, a nie jest usprawiedliwieniem antysemityzmu, który dzisiaj jest niestety na marginesach polskiej polityki obecny.
I właśnie dlatego uważam, że radni Warszawy chcą nas włączyć w dyskusję, która skończy się zrzuceniem z pomników wszystkich postaci historycznych, bo każda miała jakąś ciemną kartę (może z wyjątkiem świętych). A nikogo na to miejsce nie dałoby się już przywrócić.