Rada Warszawy przychyliła się do petycji, aby zmienić nazwę ronda. Było rondo Dmowskiego, ma być rondo Praw Kobiet. Decyzja nie jest ostateczna, a prawicowa opozycja w radzie wskazuje, że po przebudowie centrum stolicy rondo i tak ma zniknąć, zastąpione przez zwykłe skrzyżowanie. Byłaby to więc procedura pozorna, prowadząca donikąd.
Tym niemniej poprzedzona spektakularnymi scenami, kiedy aktywistki Strajku Kobiet zdejmowały stare tabliczki i wieszały nowe. Uchwałę podjęto niemal czysto partyjną większością. Wyłamał się jeden radny PO przeciwny decyzji oraz… Monika Jaruzelska, córka generała, jedyna radna Lewicy, która napisała na Twitterze, że w Warszawie jest miejsce na oba ronda: Dmowskiego i Praw Kobiet.
Wojna z pamięcią Romana Dmowskiego trwa już od dawna. Także pomnik jest solą w oku dla wielu. Przypomina się, że był antysemitą, a kiedy zmarł w styczniu 1939 r., endeckie, a więc pozostające pod jego wpływem gazety opiewały jego zasługi „w walce z żydostwem”. Bardziej interesujący się historią wypominają mu prorosyjską orientację przed I wojną światową i w jej trakcie oraz delikatnie mówiąc zwątpienie w parlamentarną demokrację w okresie międzywojennym.
No tak, tylko zarazem ruch narodowy miał wielkie zasługi w rozbudzaniu polskości, także wśród chłopów i robotników. Prawda, ten ruch sprzeciwiał się antycarskiej rewolucji roku 1905, ale dlatego że inaczej widział drogę do niepodległości. Wreszcie zaś najważniejsze: w drugiej fazie I wojny światowej Roman Dmowski odgrywał kluczową rolę w organizowaniu poparcia dla sprawy polskiej w zachodniej Europie. Z tego tytułu znalazł się na konferencji paryskiej, która decydowała o nowym kształcie świata. Reprezentował tam polskie interesy, walczył o polskie granice – godnie i skutecznie.
Czy już samo to nie powinno mu zapewniać miejsca w polskim panteonie, na równi z jego ówczesnym wrogiem Józefem Piłsudskim i innymi polskimi politykami? Rzecz w tym jednak, że do Polski dociera fala nazywana na Zachodzie cancel culture. To w jej imię, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, pozbawia się pomników i patronatów takie kluczowe dla amerykańskiej historii postaci, jak George Washington, Thomas Jefferson, Theodore Roosevelt i Woodrow Wilson. Dwaj pierwsi godzili się z niewolnictwem, republikański Roosevelt popierał zdobywanie przez USA kolonii, a Wilson przyzwalał na segregację rasową. Zarazem każdy z nich godnie reprezentował amerykańską rację stanu i był amerykańskim patriotą. Ameryka ma się pozbyć własnej historii i opowiadać ją jedynie jako ciąg krzywd ludności kolorowej. Nawet Abraham Lincoln stał się podejrzany. Owszem, zniósł niewolnictwo, ale był w tym zbyt mało gorliwy.
Podobne podejście oznacza odrzucenie wszelkich historycznych kontekstów. Postać, która nie pasuje do dzisiejszych wyobrażeń o politycznej poprawności, ma być wyrzucona na śmietnik. Dla mnie to triumf ignorancji i bezmyślności. W zachodniej Europie nie rozpanoszyła się aż do tego stopnia, choć Winstona Churchilla też chciano zwalać z cokołów w Wielkiej Brytanii.
Mniej mi chodzi o owe „prawa kobiet”. Choć wiemy, że aktywistki spod znaku Marty Lempart rozumieją je jako poparcie dla nieograniczonej aborcji. Ale Polska jako jedna z pierwszych nadała w 1918 prawa wyborcze paniom. Chodzi mi o to „albo-albo”. Wiele poglądów i zachowań Dmowskiego mi się nie podoba. Ale nie o stuprocentową afirmację chodzi, kiedy czcimy zasługi historycznych postaci. Tylko że w obecnej totalnej wojnie kulturowej chyba nie da się już tego wytłumaczyć. Ignorancja rządzi.