Logo Przewdonik Katolicki

Ojciec powstańczej wiktorii

Paweł Stachowiak
fot. NAC

Dla mieszkańców dawnego zaboru pruskiego marszałek Ferdynand Foch powinien być jednym z najważniejszych bohaterów, któremu zawdzięczają powrót do Polski. To on zażądał, aby rozejm z Niemcami rozszerzyć o front powstańczy w Wielkopolsce.

Na ekranach kin i na jednej z platform streamingowych pojawił się właśnie film osnuty na motywach słynnej powieści Ericha Marii Remarque’a Na Zachodzie bez zmian. To klasyczne antywojenne dzieło ukazujące szok i rozczarowanie pokolenia, któremu przyszło walczyć w absurdalnej wojnie pozycyjnej, w błocie okopów frontu zachodniego podczas Wielkiej Wojny, dziś przez nas nazywanej I wojną światową. Film skupia się na okrucieństwie i bezsensie ofiary, którą złożyły miliony młodych Niemców, Francuzów i Brytyjczyków. Pokazuje również, jak w ostatnich dniach konfliktu, jakżeż późno, starano się ograniczyć dalsze straty. Widzimy delegata Niemiec, socjaldemokratę Matthiasa Erzbergera, reprezentującego nowy rząd, powołany po abdykacji cesarza Wilhelma II i marszałka Ferdynanda Focha, głównodowodzącego sił sprzymierzonych. Foch jest twardy, nieustępliwy, stawia warunki rozejmu i nie dopuszcza żadnych negocjacji, faktycznie żąda od Niemców kapitulacji. Erzberger podpisuje, wojna dobiega końca. Ferdynand Foch, marszałek Francji, Anglii i niedługo również Polski, uosabiał wówczas triumf, którego odpryskiem było odrodzenie polskiej państwowości. Jeśli szukaliśmy wtedy postaci, które mogłyby służyć za symbol tego dziejowego sukcesu, to były nimi prezydent USA Woodrow Wilson i właśnie Ferdynand Foch.
Minęło ponad sto lat. Gdzieniegdzie, szczególnie na Pomorzu i w Wielkopolsce, zachowały się miejsca pamięci, świadczące o docenieniu ich zasług. W Poznaniu mamy park Wilsona i skromny skwer Focha. W Bydgoszczy marszałka Francji i Polski upamiętnia ważna ulica. Cóż, niestety wielu mieszkańców miasta nad Brdą nie ma już dziś świadomości, o kogóż chodzi: mówią „Focha”, a nie „Fosza”, a nawet dziwią się, dlaczego swą ulicę ma „foch”, którego „strzelają” młode osoby przeczulone na swym punkcie. Tymczasem szczególnie dla mieszkańców dawnego zaboru pruskiego powinien być Ferdynand Foch jednym z najważniejszych bohaterów, któremu zawdzięczają powrót do Polski.

„Będę walczyć bez wytchnienia”
Nim zaczęła się Wieka Wojna, nie miał szansy sprawdzić swych talentów na polu walki. Był uznanym teoretykiem sztuki wojennej, wykładowcą taktyki ogólnej w Akademii Wojskowej Saint-Cyr, kuźni elit armii francuskiej. Nie był bynajmniej typowym przedstawicielem francuskiego establishmentu przełomu XIX i XX stulecia, zdominowanego przez atmosferę wojującego laicyzmu. Praktyczne umiejętności dowódcze były dlań pochodną zasad moralnych. „Chcąc uzyskać możność panowania nad wypadkami, gdy chodzi o działania wojenne, musimy odwołać się do znajomości prawdy, do wewnętrznego przekonania oraz do charakteru i siły ducha, które są wynikiem tego przekonania” – powiadał. Nie krył się ze swą głęboką religijnością, co z pewnością nie przynosiło mu w tamtej epoce wielkiej popularności. Foch był zwolennikiem rozkazów prostych, zrozumiałych dla żołnierzy, nie uznawał ich ślepego wykonywania. Victoire c’est la Volonté (Zwycięstwo to silna wola) – powtarzał z upodobaniem.
Wybuch wojny w 1914 r. przyniósł mu, jak wielu oficerom z jego pokolenia, możliwość realizacji ich talentów, ale również wzięcia na Niemcach odwetu za klęskę i upokorzenie kampanii z lat 1870/1871. Foch miał w chwili wybuchu I wojny światowej 63 lata, lecz nie wyglądał na więcej niż 50. „Zachował sylwetkę smukłą i prostą, sprężysty chód, żywy gest i bystre spojrzenie, a jego słowo było jak cięcie szabli” – tak go opisywano.
Wielkie dni nadeszły dlań u schyłku wojny w 1918 r. W marcu Niemcy, wykorzystując oddziały wycofane po klęsce Rosji z frontu wschodniego, uderzyły na zachodzie, po raz ostatni próbując obrócić losy wojny na swoją stronę. 26 marca w Doullens w pobliżu frontu spotkali się przedstawiciele władz cywilnych i wojskowych Francji i Anglii. Kiedy pełni złych przeczuć oczekiwali przed merostwem na rozpoczęcie obrad, jak wspominał francuski premier Georges Clemenceau, „raptem robi się ruch. Przybywa Foch w otoczeniu oficerów i swym nieznoszącym sprzeciwu donośnym głosem woła: Panowie nie chcą walczyć! Otóż ja będę walczyć bez wytchnienia! Będę walczyć przed Amiens! Będę walczyć w Amiens. Będę walczyć za Amiens. Będę walczyć cały czas!”. To świadectwo optymizmu i siły woli utorowało mu drogę do otrzymania oficjalnego tytułu naczelnego wodza wojsk sprzymierzonych we Francji i mianowania na stopień marszałka Francji. Pod jego dowództwem zapoczątkowana została na wszystkich odcinkach frontu w sierpniu, wrześniu i październiku 1918 r. seria zwycięskich ofensyw armii sprzymierzonych, która postawiła Niemcy wobec groźby całkowitej klęski.
Przywódcy monarchii Hohenzollernów nie mieli innego wyjścia, aniżeli prosić aliantów o rozejm. Jednak to nie im przypadła hańba podpisania kapitulacji. 9 listopada 1918 r. trwające od kilku dni rozruchy rewolucyjne ogarnęły Berlin, cesarz abdykował, a władza przeszła w ręce socjaldemokratów, którzy ogłosili utworzenie republiki, później nazwanej weimarską. I właśnie reprezentantowi nowych, republikańskich Niemiec, przypadło w udziale podpisanie 11 listopada aktu zawieszenia broni, który niemal cały naród niemiecki uznał za hańbiący. W słynnym wagonie kolejowym ustawionym na bocznicy w lesie Compiègne, właśnie marszałek Foch przyjął kapitulację Niemiec, która zakończyła trwającą od czterech lat rzeź narodów. To nie on wygrał dla Ententy tę wojnę, ale jemu przypadła symboliczna rola triumfatora, na którym skupiły się oczy świata.

Ciąg dalszy artykułu można przeczytać w „Przewodniku Katolickim” Historia. Jego kolejne wydanie poświęcone jest Powstaniu Wielkopolskiemu i będzie dostępne od niedzieli 4 grudnia

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki