Nazwa „Boże Narodzenie” nie spodobała się Komisji Europejskiej. Projekt wytycznych komunikacji wewnętrznej Unii Europejskiej, które zalecały nieużywanie słów związanych z konkretną religią, mówi o Komisji bardzo wiele. Mówi m.in. o jej obłudzie, bo pod pozorem neutralności i dbałości o „równość” wszystkich religii uderza w istocie w jedną. Co zresztą sama Komisja de facto przyznaje, zalecając, by „unikać zakładania, że wszyscy są chrześcijanami”.
Projekt, z którego ostatecznie Komisja się wycofała (może także krytyka ze strony Watykanu odegrała tu jakąś rolę?), pokazuje po raz kolejny aksjologiczną pustkę politycznych euroelit. Dowodzi też, że ludzie odpowiedzialni za przyszłość kontynentu mają w istocie w pogardzie jego historię, bo starają się amputować pamięć o depozycie kulturowym, religijnym, filozoficznym, jaki Europa zawdzięcza chrześcijaństwu. To dziedzictwo, z którego mogą być dumni wszyscy mieszkańcy Europy, niezależnie od wyznania, bo jest to dorobek o wymiarze uniwersalnym. Można też powiedzieć, że próba narzucenia mieszkańcom Europy, wyznającym różne religie, swoistego religijnego kamuflażu jest w istocie działaniem antykulturowym, bowiem torpeduje jakiekolwiek działania podejmowane w imię dialogu religii i ich wkładu w europejską kulturę.
Zabiegi działaczy Komisji Europejskiej jako żywo przypominają praktykę sowieckiej propagandy, usuwającej z oficjalnych fotografii postaci towarzyszy, którzy w międzyczasie wypadli z łask Stalina. Z tym że Sowiecka Rosja była państwem totalitarnym, a dziś te pożałowania godne i grubymi nićmi szyte zabiegi stosowane są w majestacie Unii Europejskiej, deklarującej systematycznie szacunek dla prawa, sprawiedliwości i „europejskich wartości”. (Swoją drogą niechby wreszcie unijni prominenci, używający co i rusz tego sformułowania, określili, co konkretnie mają na myśli).
Wspomniałem już, że Komisja wycofała się z „równościowego” projektu. Ale – nie łudźmy się – wcześniej czy później do tematu powróci. Po prostu trwa sondowanie europejskich społeczeństw pod kątem ich wrażliwości i gotowości do oporu. Jednocześnie, jestem pewien, trwa praca nad takim procedowaniem zarzuconego tym razem projektu, by ostatecznie odniósł on sukces. Nie mam złudzeń, że te niecne działania będą miały swój dalszy ciąg, bo przecież nie od dziś trwa praca speców od społecznej inżynierii – zarówno na szczeblach krajowych, jak i unijnych – by wszelkie odniesienia religijne wymieść z przestrzeni społecznej. Teraz chodziło o „Boże Narodzenie”, ale w różnych krajach (nie tylko w Europie, dodajmy) były już próby wyrugowania z przedszkoli i szkół choinek, szopek czy kolęd. W niektórych wypadkach to się już udało. Tym razem postanowiono rozwiązać „problem” religii na obszarze całej Unii Europejskiej.
Jeśli ktoś uważał, że słowa Jana Pawła II o tym, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm, są przesadzone, winien mocno uderzyć się w piersi. Nie popadajmy jednak w marazm i róbmy swoje. „Bóg się rodzi!”