Pomówmy teraz o kolejnym elemencie, który nie w każdej mszy świętej występuje, mianowicie o Gloria, czyli hymnie Chwała na wysokości Bogu. Zapytam przewrotnie: Skoro nie zawsze go śpiewamy, to może nie jest taki ważny?
– Przeciwnie, jest bardzo ważny, dlatego nie wykorzystujemy go codziennie. A jest taki z wielu powodów, ponieważ towarzyszy Kościołowi od bardzo długiego czasu. Co prawda trudno jest dokładnie zrekonstruować jego historię, niemniej jednak pamiętamy doskonale, że początek tego hymnu aniołowie wyśpiewali wobec pasterzy w noc Bożego Narodzenia (zob. Łk 2, 14). Trzeba sobie uzmysłowić, co tak naprawdę wtedy się wydarzyło. Jesteśmy przyzwyczajeni do tej historii, śpiewamy o niej w kolędach, ale to nie jest takie oczywiste, że aniołowie objawiają się pasterzom i wyśpiewują chwałę najwyższemu Bogu. W Izraelu pilnujący trzody to była bardzo niska warstwa społeczna. Pasterze, którzy razem ze zwierzętami mieszkali w zadymionych grotach, byli traktowani przez resztę społeczeństwa jako ludzie, z którymi nie należy mieć kontaktu, co najwyżej, kiedy już sprzedali wełnę, można było iść do kupca ją kupić. Pojedynczy sprzedawcy, co prawda, mieli kontakt z pasterzami, ale wcale ich nie traktowali jako równych sobie. Do dziś zresztą można na terenie Palestyny oglądać osiedla pasterskie, które przypominają brazylijskie fawele. Takim właśnie ludziom objawiają się zastępy anielskie. Jest to zupełnie zaskakująca sytuacja, choć nie bardziej niż to, co się dzieje w grocie nieopodal pola pasterzy, gdzie na świat przychodzi jednorodzony Syn Boży, Odwieczne Słowo, które rodzi się jako mały chłopiec. To jest cud cudów, wydarzenie łamiące wszelkie standardy, którego nikt z ludzi nie byłby w stanie wymyślić. Może nieco się do niego przyzwyczailiśmy, ale z pewnością Boże Wcielenie powinno nadal być dla nas bulwersujące. Nie powinniśmy do niego przywyknąć.
Ten, który stał się dzieckiem, mimo iż jest Synem Bożym, przychodzi jako najmniejszy do najmniejszych. Taki też sens kryje się w pierwszych słowach hymnu anielskiego, a więc w Glorii. My, uczestnicy liturgii, jesteśmy owymi najmniejszymi i nam jest objawiana chwała Boża, dla nas Syn Boży stał się człowiekiem, dla nas będzie dostępny w Najświętszym Sakramencie, a już jest przy nas obecny czy to w posłudze kapłana, czy w zgromadzeniu, czy jego modlitwach, czy niebawem w swoim słowie. Ta sytuacja nie powinna być dla nas czymś oczywistym. Niczym sobie nie zasłużyliśmy na to, żeby Bóg objawił się właśnie nam; na to, żebyśmy mogli Go poznać. Dlatego właściwą odpowiedzią, jest wyśpiewanie anielskiego hymnu Chwała na wysokości Bogu.
Słowa, które aniołowie wyśpiewali, to są zaledwie dwa zdania, natomiast ten hymn jest znacznie dłuższy, a więc został skomponowany i nie od początku wszędzie był śpiewany. Jaka jest jego historia?
– Niewiele na ten temat wiemy. W pierwotnym Kościele, już w II–III wieku, komponowano hymny, bazując na słowach Pisma Świętego. W Glorii są to pierwsze wersety, służące jako interludium, które później poeci i pisarze chrześcijańscy uzupełniali kolejnymi frazami. Wiemy, że to się stało gdzieś we wspomnianych wyżej wiekach i z pewnością dokonano tego w języku greckim.
W liturgii wschodniej hymn przetrwał do dnia dzisiejszego w Liturgii godzin. W Kościele zachodnim natomiast od IV wieku funkcjonował w liturgii mszy. Na początku, po tym jak Hilary z Poitiers (315–368) go przetłumaczył (może to za dużo powiedziane – grecka wersja hymnu jest dłuższa o dziesięć fraz), był zasadniczo zarezerwowany dla papieża i tylko on w swojej liturgii mógł go intonować. Domyślamy się, że wykonywano Gloria przede wszystkim podczas obchodów Bożego Narodzenia, a potem również w inne uroczystości, poczynając od Wielkanocy. Kompozycja bardzo się wszystkim podobała, więc inni biskupi również otrzymali zgodę, żeby go intonować w swoich katedrach, a dopiero z biegiem czasu zwykli księża zyskali pozwolenie na włączenie Gloria do celebrowanych przez siebie mszy. Zawsze jednak był zarezerwowany dla największych świąt i uroczystości. Wiemy zatem, że mniej więcej od IV wieku hymn funkcjonuje już na Zachodzie.
Znamy jego autorów?
– Nie, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, kto był autorem greckiego pierwowzoru. W Kościele łacińskim przyjęła się wersja nieco skrócona, ale wcześniej, tak przypuszczamy, był także na Zachodzie śpiewany po grecku. W tym momencie mamy tylko jednego świadka greckich modlitw w liturgii Zachodu, czyli Kyrie eleison, o którym mówiliśmy wcześniej. Jednak nie wolno nam zapomnieć, że cała liturgia do około VI wieku była sprawowana w tym języku.
Mamy świadectwo potwierdzające, że już w II wieku papież Telesfor (67 – ok. 168) śpiewał hymn Gloria podczas liturgii. Wiemy, że po VII wieku ten hymn jest powszechnie używany, a na początku drugiego tysiąclecia chrześcijaństwa pojawi się w formularzach mszy wotywnych, czyli sprawowanych ku czci konkretnego świętego lub służących kontemplowaniu wybranej tajemnicy Bożej. Co ciekawe, między wiekami XIII a XVI, czyli reformą Piusa V (1504–1572), przed zakończeniem Soboru Trydenckiego, istniały wersje tego hymnu rozszerzone o tak zwane tropy, czyli wtrącenia, często ku czci Najświętszej Dziewicy. Jak więc widać, miał on dość burzliwą historię, bardzo ciekawą, ale z pewnością był hymnem lubianym i dobrze przyjął się w Kościele.
Sposób wykonania też był inny niż ten, który znamy. Śpiew rozpoczyna kapłan (to jest ten właściwszy sposób), ewentualnie organista, a potem śpiewamy Chwała na wysokości wszyscy razem do samego końca. Wcześniej, w średniowieczu, przyjęto wykonywanie Gloria na chóry. Hymn został podzielony na frazy. Rozpoczynał go zawsze kapłan, dołączając do tego specyficzny gest, mianowicie rozkładał ręce i z powrotem je składał, wykonując nimi okrąg. Ówcześni komentatorzy piszą, że naśladuje w ten sposób anioła, który zaintonował śpiew wobec pasterzy, a do którego przyłączyły się całe zastępy niebiańskie, żeby wspólnie wyśpiewać Bogu chwałę.
Był to też szczególny moment, bo pierwszy raz ksiądz na głos wypowiadał się podczas mszy świętej i zwracał na siebie uwagę – można powiedzieć, że dawał się zobaczyć. Wcześniej, kiedy wchodził do prezbiterium, chór już śpiewał Introit, a on po cichu zanosił swoje modlitwy: uniżenia, modlitwy u stopni ołtarza, prośba o przebaczenie grzechów, w ciszy wchodził na stopnie (chór rozpoczynał już wtedy prawdopodobnie Kyrie), całował ołtarz i usuwał się na bok. Dopiero kiedy miał rozpocząć Gloria, stawał na najwyższym stopniu na osi ołtarza, czyli w centrum, i na najwyższym miejscu w prezbiterium, po czym rozpoczynał Chwała na wysokości Bogu. Jeśli tego hymnu nie było w liturgii, kapłan „pojawiał się” dopiero na kolektę.
Tu też może warto wspomnieć, w którą stronę się zwracał, ponieważ jesteśmy przyzwyczajeni, że ksiądz zasadniczo patrzy w kierunku ludu, ale już w IX wieku komentatorzy średniowieczni pytają retorycznie: „Jak to: w którą stronę? Oczywiście, że w kierunku Boga, skoro do Niego mówi”, a to oznaczy zwrócenie się na wschód, czyli w stronę ołtarza. Współcześnie moglibyśmy odczytać, że jest odwrócony do nas plecami. Nic bardziej mylnego. On stoi na przedzie wspólnoty i przewodzi jej w modlitwie, także rozpoczyna tam ten hymn. Do niego dołączają pozostali, ale w dialogu, czyli śpiewając kolejne frazy hymnu na zmianę: raz prawa strona zgromadzenia, raz lewa. Warto zapamiętać, że zarówno Kyrie, Gloria, Credo, jak i Sanctus to były śpiewy dialogowane.
Skąd taki pomysł?
– Prawdopodobnie z Księgi Izajasza, w której czytamy, że aniołowie „do siebie nawzajem” wołają Święty, Święty, Święty o Bogu, czyli dialogują w uwielbieniu (zob. Iz 6, 3). Myślę, że w liturgii może nam umknąć to, że jesteśmy we wspólnocie i w niej przeżywamy objawienie się Pana Boga, Jego przychodzenie do swojego ludu i Jego uwielbianie. Dialogowane modlitwy miały uzmysławiać, że nie jesteśmy tutaj tylko prywatnie, ale wspólnie wielbimy Boga.
W hymnie Chwała na wysokości oddajemy chwałę Bogu Ojcu i Synowi Bożemu. Co się stało z Duchem Świętym?
– Pojawia się tylko w jednej frazie, na sam koniec, niejako w konkluzji tego śpiewu. Trzeba pamiętać, że hymn powstaje w okresie sporów teologicznych o naturę Chrystusa. Wtedy też Kościół w swojej modlitwie wyraża przede wszystkim wiarę w to, że jest On Synem Bożym, Bogiem prawdziwym na równi z Ojcem. I to właśnie wyraża omawiany hymn.
Jednocześnie możemy zwrócić uwagę, że oprócz uwielbienia zawiera też prośbę o zmiłowanie. Dwukrotnie prosimy o miłosierdzie, raz zanosimy prośbę bardziej ogólną w treści. To może się wydawać dziwne, dlaczego nagle w trakcie uwielbienia pojawia się prośba o zmiłowanie. To ten schemat, który omówiłem przy okazji Kyrie eleison.
Kiedy mówiliśmy o Kyrie eleison, to zwracaliśmy uwagę, że nie jest to smutne wezwanie, tylko pozytywne, chociaż oczywiście w postawie uniżenia. Chwała na wysokości Bogu jest zdecydowanie radosnym hymnem. Samo zresztą określenie „hymn” nasuwa nam skojarzenia z radością, podniosłym momentem. Tradycyjne, chorałowe melodie Gloria są dynamiczne…
– Powiedziałbym nawet, że pełne mocy, zdecydowane, rytmiczne. Oczywiście znawcy chorału rzymskiego teraz zmarszczyli brwi, bo jak można mówić o chorale, że jest rytmiczny. Jednak dobrzy znawcy tego śpiewu wiedzą, że myślę o tak zwanym rytmie swobodnym, który sprawia, że ten śpiew faktycznie zyskuje dynamikę, która ma podkreślić siłę wyznania chwały Bożej. Jesteśmy dumni z tego, że możemy uwielbić Boga. To jest dowód naszego wywyższenia, jesteśmy w pełni świadomi, że naprawdę należymy do Boga i to jest powód, żeby wysoko podnieść głowę i ogłosić ten fakt sobie nawzajem i całemu światu. Tego nie można robić szeptem. Tego też nie powinno się robić, recytując, jak nie recytuje się hymnu państwowego czy Ody do radości. Oczywiście można, ale proszę zaproponować, na przykład, kibicom przed meczem, żeby oni, chcąc zagrzać drużynę do dobrej gry, wydeklamowali Mazurek Dąbrowskiego. Myślę, że zabiliby proponującego śmiechem i to gromkim. Wracając do twojego pytania – pamiętamy o wywyższeniu, ale nie zapominamy o głębokości, z której zostaliśmy podniesieni – głębokości grzechu, słabości i wady. Dlatego nie wstydzimy się wciąż ponawiać próśb o ratunek, o zmiłowanie. Człowiek pochwycony przez Boga cieszy się wywyższeniem, nie zapominając o swej kruchej naturze, skłonnej, by ponownie odpaść od łaski. Dlatego i w Kyrie, i w Gloria łączą się oba wątki, czy może trafniejsze byłoby powiedzenie, że „przeplatają się” ze sobą.
A jednak powstrzymujemy się czasem od tego śpiewu. W jakich okresach roku liturgicznego i dlaczego wtedy?
– Przede wszystkim w Wielkim Poście, co jest dość oczywiste. To czas, kiedy wyciszamy swoją naturalną radość ze zbawienia, bo jesteśmy skupieni na pokucie i częściej rozważamy Mękę Pańską, a więc skupieni na cenie, jaka została zapłacona za nasze zbawienie.
Drugi okres, kiedy nie śpiewamy Gloria, to Adwent. Przyzwyczajono nas do myślenia, że ten okres to czas radosnego oczekiwania. Muszę powiedzieć, że w dokumentach Kościoła w zasadzie nie natrafiłem na to sformułowanie. Możliwe, że jest to słuszny sposób myślenia. Byłbym w stanie nawet pokazać tradycję w Kościele, która była związana raczej z radością w Adwencie, i drugą, która jest bardziej związana z pokutą. Jedna się wywodziła z Galii, druga z Rzymu. Obecnie Kościół zachodni połączył je ze sobą. W duszpasterskim przekazie podkreśla się ów „radosny” charakter Adwentu, a w liturgii przeciwnie – pokutny. Ciekawe, że w Wielkim Poście w prefacjach natrafiamy na frazę mówiącą, że właśnie czas postu jest czasem radosnego oczekiwania… Wspominam o tym jedynie po to, by brać jedno i drugie, jak mówią biskup Barron oraz ojciec Salij, „po katolicku”, czyli i jedno, i drugie, a nie: jedno albo drugie. Zatem Adwent jako okres liturgiczny jest czasem skupienia, namysłu, pokuty, oczekiwania i uświadamiania sobie, gdzie potrzebuję dotknięcia łaski Bożej.
Ten okres zawiera szereg elementów, które pokazują, że jest to czas wyczekiwania, medytacji i rozliczenia, ponieważ jest to początek roku liturgicznego. Czekamy na dwa wydarzenia. Najpierw na powtórne przyjście Chrystusa w chwale, czyli na koniec świata. Później (w ostatnim tygodniu) na pamiątkę Narodzenia Chrystusa. Zatem chodzi o to, by tajemnice zbawienia były przed nami ponownie odsłonięte, jakby z nową świeżością. Żeby móc je znowu zobaczyć, potrzeba, byśmy wiedzieli, co w nas ma być dotknięte przez Wcielenie, Śmierć i Zmartwychwstanie. Dlatego nie ma ozdób i kwiatów w kościele, organy powinny najwyżej towarzyszyć śpiewowi, ale zasadniczo można zarzucić grę na nich. W tym czasie również używamy koloru fioletowego, analogicznie do Wielkiego Postu. Wszystko ma prowadzić do skupienia i kierować nas do wnętrza, gdzie Bóg objawia swoje tajemnice.
Tylko podczas rorat śpiewamy Glorię, ale za to codziennie. Skąd taki pomysł? Msza roratna jest de facto mszą o Zwiastowaniu, a więc opowiada o chwili, gdy Najświętsza Dziewica przyjęła Słowo Boże do swego łona. A jeżeli jest to Msza ze Zwiastowania, to nie może zabraknąć Glorii, bo to jest świętowanie początku opowieści o wcieleniu. Zwykliśmy utożsamiać je raczej z Bożym Narodzeniem, ale trzeba sobie uświadomić, że już dziewięć miesięcy wcześniej Syn Boży stał się człowiekiem, co prawda znanym tylko Najświętszej Dziewicy, która nosiła go w swoim łonie. Świat zobaczył Go w noc Bożego Narodzenia.