Logo Przewdonik Katolicki

Jak przeżyć Boże Narodzenie

Piotr Wójcik
fot. Bartlomiej Magierowski/East News

Ceny rosną, w górę pójdą więc też świąteczne wydatki. Na Boże Narodzenie statystyczna rodzina wyda o tysiąc złotych więcej niż rok temu. Rząd przygotował tarczę antyinflacyjną, jednak jej pozytywne skutki odczujemy najwcześniej w styczniu.

Wzrost cen nie odpuszcza i w listopadzie wyniósł prawie 8 proc. rok do roku. Co gorsza, Rada Polityki Pieniężnej postanowiła walczyć z inflacją, co miesiąc podnosząc stopy procentowe. W grudniu znów to zrobiła – o 0,5 pkt. proc. Spłacającym kredyty hipoteczne dojdzie więc kolejne źródło bólu głowy, czyli wyższe raty. Tymczasem Boże Narodzenie – dla wielu rodzin czas największych w roku wydatków – za pasem. Tegoroczne wydatki świąteczne, tradycyjnie, będą wyższe niż poprzednie, chociaż akurat w tym roku sytuacja finansowa wielu rodzin nie uległa poprawie. W nowy rok trzeba będzie więc wejść z zaciśniętym pasem, czego mogą nie ułatwiać kolejne wzrosty cen, m.in. prądu. W prezencie świątecznym rząd przygotował kolejną już w ostatnich latach tarczę, tym razem antyinflacyjną. Problem w tym, że wejdzie ona w życie dopiero w przyszłym roku. Lepiej więc się przygotować, żeby z okresu bożonarodzeniowego nie wyjść na tarczy. Przynajmniej finansowo.

Gorzej niż przed rokiem
Pomimo trwającej pandemii tegoroczne Boże Narodzenie odbędzie się w luźniejszej atmosferze niż to w 2020 r. Głównie dlatego, że Polacy ewidentnie przestali się pandemii obawiać, a rządowe restrykcje również są raczej kosmetyczne i punktowe – chociaż zostały nieco zaostrzone względem tego, o czym pisaliśmy w zeszłym tygodniu (m.in. wprowadzono nauczanie zdalne w szkołach w okresie 20 grudnia–9 stycznia, a także ograniczono liczbę miejsc w gastronomii do 30 proc.). Widać to nie tylko w sklepach czy galeriach handlowych, ale też w najnowszym raporcie Deloitte’a „Zakupy Świąteczne 2021”. W tym roku jedynie co piąty badany zamierza ograniczyć spotkania rodzinne podczas Bożego Narodzenia. W zeszłym roku aż dwie trzecie zrezygnowało z jakichś spotkań. Spotkania towarzyskie ograniczy tylko co czwarty z nas, chociaż w zeszłym roku zrezygnowało z nich także prawie dwie trzecie. Niecała połowa Polaków planuje ograniczenie wyjść do restauracji lub kin i będzie to najbardziej popularne prywatne działanie przeciwpandemiczne podczas świąt.
Niestety, pod względem finansowym raczej nie będzie rozluźnienia. Według raportu Deloitte’a zaledwie 21 proc. pytanych wskazało, że sytuacja finansowa w ostatnim roku im się poprawiła. Dla ponad jednej trzeciej się nie zmieniła, za to aż 42 proc. przyznało, że od zeszłego roku finansowo im się pogorszyło. Najwyraźniej nie każdy załapał się na podwyżki, które regularnie raportuje GUS w danych dotyczących płac. Pocieszające jest, że zdecydowanej większości tych ostatnich pogorszyło się jedynie „trochę”. Mimo to prawie połowa Polaków zamierza wydać w te święta więcej niż w zeszłym roku. Jedna trzecia planuje jednak zaciśnięcie pasa. Przeciętnie wydamy w tym roku o sto złotych więcej niż w zeszłym – 2129 zł na rodzinę. Najwięcej, prawie tysiąc złotych, oczywiście na żywność, a połowę mniej na prezenty. Najbardziej wzrosną za to wydatki na podróże – o 55 procent. Jest to też kolejnym dowodem na pandemiczne rozluźnienie.

Zmęczeni lockdownami
Analitycy Deloitte’a zapytali też o powody zmiany wysokości wydatków w stosunku do poprzednich świąt. Co ciekawe, zarówno ci zamierzający wydać więcej, jak i mniej, wskazują na tę samą przyczynę – inflację. Inaczej mówiąc – w tegoroczne Boże Narodzenie zamożniejsi wydadzą więcej, gdyż w tym roku wszystko zdrożało, natomiast niezamożni wydadzą mniej, gdyż… w tym roku wszystko zdrożało. Jak widać w tej samej sytuacji „punkt widzenia się zmienia zależnie od stanu w kieszeniach”, o czym rymował już pod koniec lat 90. ZIP Skład. Pozostałe przyczyny są znacznie mniej istotne – to inflacja będzie w tym roku determinować nasze zachowania podczas świątecznych zakupów. Warto jednak wskazać, że jedna trzecia ograniczających wydatki jest zaniepokojona ogólnie niestabilną sytuacją gospodarczą, więc woli zacisnąć pasa po części profilaktycznie. Za to co dziewiąty w grupie zwiększającej wydatki jest już po prostu… zmęczony powstrzymywaniem się od zakupów.
W sytuacji wzrastających cen najlepiej byłoby oczywiście zaoszczędzić na jedzeniu. To przecież powinien być tylko dodatek do wspólnie spędzanego czasu, niestety zwykle jest świątecznym gwoździem programu. W okresie bożonarodzeniowym wyrzucamy trzy razy więcej jedzenia niż zwykle, chociaż i na co dzień marnujemy go całkiem sporo. Zaledwie jedna piąta Polaków w ogóle nie wyrzuca jedzenia po Bożym Narodzeniu. Ten tysiąc złotych przeznaczany średnio na jedzenie spokojnie mógłby być więc zmniejszony nawet o jedną czwartą. Wszak skromne święta nie muszą być gorsze, wręcz przeciwnie. Poza tym nie warto też szaleć z prezentami – dwie trzecie Polaków nie wydaje więcej niż 100 złotych na jeden prezent, a jedna piąta nie więcej niż 50 złotych. Skromny prezent nie jest więc niczym wstydliwym. Większą gafą są podarunki ewidentnie kupione na ostatnią chwilę lub zupełnie niepasujące do obdarowanego. Przemyślany prezent może być wart znacznie więcej niż drogi prezent.

Kolejny trudny rok
Nadchodzące miesiące niestety nadal będą upływać pod znakiem rosnących cen. Według listopadowej „ścieżki inflacyjnej” NBP wzrost cen osiągnie swój szczyt na początku przyszłego roku, następnie będzie stopniowo spadał. W I kwartale 2022 r. inflacja sięgnie 7 proc., w połowie roku spadnie do około 5,5 proc., a na koniec roku do 4,4 proc. Już wiemy jednak, że NBP tej ścieżki nie doszacował. Trzeba więc prawdopodobnie doliczyć do tych szacunków przynajmniej jeden punkt procentowy. Dopiero w 2023 r. inflacja spadnie do 3,5 procent. Wiemy też, że w przyszłym roku czekają nas podwyżki cen prądu i będą one dwucyfrowe. Mogą sięgnąć nawet 20 proc.
Rosnąć mogą także ceny żywności, co nie jest polską przypadłością. Globalny indeks cen żywności w październiku sięgnął 133 punktów i jest najwyższy od dekady. Rok wcześniej wynosił tylko 101 punktów. Ceny żywności rosną z wielu powodów, ale jednym z nich są ceny paliw. Chociaż cena ropy na moment spadła, gdy świat obiegły informacje o nowym wariancie koronawirusa, to dosyć szybko wróciła na stare tory, gdy tylko okazało się, że Omikron może być jednak nie aż tak straszny, jak go początkowo malowano. Sporo trzeba będzie również zapłacić za elektronikę i sprzęt AGD. To efekt utrzymujących się problemów z dostawami części, w szczególności półprzewodników, ale nie tylko. Ostatnio głośno było o problemach z zakupem chociażby magnezu.
Do Sejmu trafił więc projekt tarczy antyinflacyjnej. Przewiduje on obniżki podatków nakładanych na źródła energii. Podatek VAT za energię elektryczną, gaz ziemny oraz ciepło spadnie z 23 do 8 proc., jednak tylko w pierwszych trzech miesiącach przyszłego roku. Od stycznia do maja zmniejszona będzie akcyza na paliwo oraz opłata paliwowa – ta ostatnia do zera. Według prezesa Orlenu może to zmniejszyć cenę benzyny na stacjach o około 30 groszy. Dzięki tym obniżkom cała inflacja konsumencka może spaść o 1 pkt. procentowy. Wprowadzone będą także dopłaty do energii, i to na większą skalę, niż początkowo planowano. Próg dochodowy będzie wynosić 1,5 tys. zł na osobę w rodzinie lub 2,1 tys. zł w przypadku samotnej. Wypłacany w dwóch ratach dodatek wynosić będzie od 400 do 1150 zł w skali roku w zależności od liczby osób w rodzinie. Koszt tarczy dla budżetu wyniesie 10 mld zł, więc tyle też zostanie w naszych portfelach. Ale to dopiero w przyszłym roku – a w tym pozostaje nam nie szaleć z wydatkami.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki