Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, jaką część mieszkańców Polski stanowią katolicy, powinien przypomnieć sobie elementarną wiedzę matematyczną. Najnowsze wydanie publikowanego systematycznie przez GUS „Małego Rocznika Statystycznego Polski” podaje liczbę mieszkańców naszego kraju w ubiegłym roku (38 mln 265 tys.) oraz liczbę ochrzczonych w Kościele rzymskokatolickim (32 mln 441 tys.). To niespełna 85 proc. wszystkich mieszkańców naszego kraju.
Obserwowany spadek
To spora, dająca do myślenia, różnica w stosunku do wciąż panującego przekonania, że katolików jest w Polsce zdecydowanie ponad 90 proc. W sferze religijnej mamy do czynienia z coraz bardziej widocznymi zmianami w naszym społeczeństwie. Z opublikowanych pod koniec listopada br. przez CBOS rezultatów badań wynika, że w ciągu minionych niemal trzydziestu lat, w okresie 1992–2021, w naszej ojczyźnie obserwowany był powolny spadek poziomu wiary religijnej – z 94 proc. do 87,4 proc. i szybszy spadek praktyk religijnych – z 69,5 proc. do 42,9 proc.
Do myślenia dają też dane opublikowane na początku grudnia przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego. Liczby pokazują np. że w 2020 r. sakrament chrztu został udzielony 312,1 tys. osób, co stanowi 16,3 proc. mniej w porównaniu do 2019 r. Do bierzmowania przystąpiło 252,3 tys. osób, o 34 proc. mniej niż w roku poprzednim. Liczba udzielonych sakramentów małżeństwa w 2020 r. wynosiła 91,5 tys., tj. o 26,8 proc. mniej w porównaniu z 2019 r. Na tym tle wyróżnia się tylko liczba osób przystępujących do Pierwszej Komunii Świętej, która wyniosła 298 tys. osób, czyli o 49 tys. więcej niż w roku poprzednim (co stanowi 20 proc.).
Jak Polacy postrzegają siebie
Choć ks. Wojciech Sadłoń, dyrektor ISKK, komentując dane „Rocznika Statystycznego Kościoła Katolickiego w Polsce” za 2020 r., zwrócił uwagę, że liczb dotyczących religijności sprzed i po pandemii nie będzie można w sposób prosty porównywać, to jednak trzeba odnotować, że tendencje spadkowe widoczne były wśród polskich katolików już od lat, także zanim wybuchła pandemia COVID-19. Obserwując je, można zadać sobie pytanie, na ile aktualne jest potoczne sformułowanie „Polak-katolik”.
Bożena Domagała, socjolog z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, opublikowała w 2018 r. artykuł zatytułowany Polak-katolik w oglądzie socjologicznym. Wskazała w nim, że jednym z wymiarów wielkiej zmiany społecznej i kulturowej zapoczątkowanej w 1989 r. jest zmiana naszej tożsamości religijnej i narodowej. Jednak szukając odpowiedzi na pytanie, czy w najbliższym czasie procesy sekularyzacji będą nadal przyspieszać i w związku z tym będą podlegać rozmyciu tradycyjne wyobrażenia o więzi polskości z katolicyzmem, zwróciła uwagę na ciekawy aspekt. Jej zdaniem barierą dla tego wydawałoby się nieuchronnego procesu może być fakt, iż „splątana tożsamość” Polaka-katolika dotyczy nie tylko identyfikacji religijno-narodowych, ale obejmuje także przywiązanie do rodziny. „Polacy postrzegają siebie poprzez pryzmat rodziny, wspólnoty narodowej i wspólnoty ludzi wierzących, i to w najbliższym czasie może okazać się czynnikiem spowalniającym erozję osadzonych w tradycji narodowo-religijnych identyfikacji” – stwierdziła.
W zasadzie nie ma alternatywy
Inna specjalistka w dziedzinie socjologii, Małgorzata Sikorska z Uniwersytetu Warszawskiego, w maju 2019 r. na swoim blogu odnotowała w kontekście zwrotu „Polak-katolik”, że istnieją w naszym kraju rytuały i praktyki związane z wiarą, które wciąż są bardzo popularne. „Często dotyczą one dzieci” – zaznaczyła. Przypomniała, że o chrzcie dziecka, Pierwszej Komunii, a także (przynajmniej do pewnego wieku) o jego udziale w lekcjach religii, decydują przede wszystkim rodzice.
Według socjolog z UW część z nich – nawet jeśli jest krytyczna wobec Kościoła, nawet jeśli nie zna lub nie wierzy w podstawowe elementy doktryny i nawet jeśli sama nie praktykuje – uznaje, że udział dzieci w dwóch wymienionych sakramentach oraz w szkolnej katechezie jest oczywistością i nie można z tego rezygnować. „Niezależnie od tego, jak rodzice nie byliby krytyczni wobec Kościoła, i tak zdecydowana większość wychodzi z założenia, że zbitka słów Polak-katolik trafnie opisuje rzeczywistość i w zasadzie nie ma dla niej alternatywy, przynajmniej w przypadku dzieci” – stwierdziła, odwołując się do swoich badań.
Może brzmieć szokująco
Uzupełnienie tego spostrzeżenia mogą stanowić najnowsze dane ISKK dotyczące uczęszczania na religię w szkole. Pokazują one, że w roku szkolnym 2020/2021 na lekcje religii we wszystkich typach placówek edukacyjnych uczęszczało 85,7 proc. uczniów. W przedszkolach jest to 85,5 proc. dzieci, w szkołach podstawowych 92,1 proc., w liceach ogólnokształcących – 69,8 proc., technikach – 74,9 proc., w szkołach branżowych I stopnia 75,6 proc., a II stopnia 58,2 proc., natomiast w szkołach specjalnych 89,9 proc. uczniów. Łatwo zauważyć, że im mniejszy jest wpływ rodziców na decyzję o uczęszczaniu na katechezę, tym mniejsza frekwencja na lekcjach.
Z cytowanych już tegorocznych danych CBOS wynika natomiast, że im młodsze pokolenie, tym mniej ma związków z Kościołem i wiarą. Pokazują one, że w latach 1992–2021 praktyki religijne w grupie wiekowej 18–24 lata spadły z 69 proc. do 23 proc. W publikacji ośrodka badawczego opinii publicznej znalazło się nawet sformułowanie, które może brzmieć szokująco: „Najmłodsza Polska jest już niemal w jednej trzeciej niewierząca”. Jednak, jak zauważył ks. Sadłoń w analizie opublikowanej we wrześniu ubiegłego roku, od dwudziestu lat nie zmniejszył się odsetek młodzieży deklarującej się jako głęboko wierzący. To ważny sygnał.
Mamy „katolicyzm sałatkowy”
O ile co roku ogłaszane są w naszym kraju liczby ilustrujące stan religijności, o tyle znacznie rzadziej podawane są trudniejsze do uzyskania informacje dotyczące wiary. Najnowsze ogólnodostępne dane na temat tzw. kanonu wiary, czyli przyjmowania przez Polaków poszczególnych prawd i zasad, których Kościół naucza, pochodzą z roku 2015. W komunikacie CBOS znalazła się wiadomość, że niezachwianą wiarę w Boga deklaruje niespełna trzy piąte dorosłych Polaków (56 proc.). Tylko nieco ponad jedna trzecia respondentów (36 proc.) jest przekonana, że po śmierci – w zależności od naszego postępowania na ziemi – trafimy do nieba, piekła lub czyśćca. Znaczna część badanych (31 proc.) deklarowała wprawdzie wiarę, że śmierć nie jest końcem, ale nie wiedziała, co po niej nastąpi. „Uważanie się za wierzącego, a nawet regularne uczestnictwo w praktykach religijnych często nie oznacza akceptacji wielu podstawowych prawd wiary katolicyzmu, a ponadto nierzadko wiąże się z uznawaniem przekonań niezgodnych z nauczaniem Kościoła katolickiego” – sygnalizowali badacze.
Komentując udostępnione wtedy wyniki badań, wiceszef Katolickiej Agencji Informacyjnej Tomasz Królak powiedział, że nad Wisłą mamy „katolicyzm sałatkowy”. Tak nazwał zjawisko wybierania sobie i przyjmowania do wierzenia oraz praktykowania w życiu codziennym tylko tych prawd i zasad, które konkretnym osobom „pasują”. Te uznane za trudne albo zbyt wymagające są odrzucane lub ignorowane.
Tomasz P. Terlikowski w 2013 r. alarmował, że „większość z nas stanowią niewierzący i niepraktykujący wtórni poganie, którzy wciąż jeszcze – z zupełnie nieracjonalnych, czysto kulturowych powodów – określają siebie mianem katolików”. Kolejne lata i badania weryfikują, na ile trafna jest ta gorzka diagnoza. Pokazują, jaki jest dzisiejszy Polak-katolik. Skłaniają też do zastanowienia, jak długo potoczne rozumienie zestawienia tych dwóch słów będzie aktualne.