Logo Przewdonik Katolicki

Grzechy duchowe i cielesne 

Dariusz Piórkowski SJ
Bartolomé Esteban Murillo był hiszpańskim malarzem z XVIII w. Na obrazie Chłopiec wyśmiewający się ze starej kobiety fot. Akg images/EAST NEWS

Czy zastanawialiśmy się kiedyś, dlaczego Jezus tak często piętnuje w Ewangeliach niewiarę, czyli odrzucenie tego, że Bóg działa tu i teraz? Czy nie zadziwia nas, że nie przebiera w słowach, kiedy ściera się z faryzeizmem, a wydaje się bardziej pobłażliwy dla celników i nierządnic?

Warto zadać sobie pytanie, dlaczego tak ostro upomina tych, którzy ufali sobie i chcieli się wykazać swoimi dobrymi czynami przed Bogiem. Odpowiedź płynąca z Pisma Świętego zdaje się jednoznaczna: ponieważ to pycha jest o wiele większą przeszkodą w drodze do Boga niż „grzechy dla przyjemności”, którymi najczęściej łatamy różne deficyty emocjonalne i duchowe. Choć i grzechy cielesne mogą człowieka doprowadzić do ruiny.

Dwa niebezpieczeństwa
Ewangelia jest w tym punkcie nieubłagana. Wyraźnie wskazuje na różnicę między sercem zatwardziałym, czyli przewrotnym sercem niewiary, „którego skutkiem jest odstąpienie od Boga żywego” (Por. Hbr 3, 12), a sercem, które jest „ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych” (Łk 21, 34). Oba niebezpieczeństwa dotyczą tych, którzy uwierzyli. W pierwszym przypadku chodzi jednak o znacznie gorsze schorzenie duszy, które trzyma Boga na dystans. Niewiara polega tutaj na zwróceniu się ku Bogu „martwemu”, którego czci się w swoim sercu. Nie musi to być jakaś rzecz stworzona, lecz najczęściej fałszywe wyobrażenie o Bogu, do którego człowiek się przyzwyczaja i nie chce go porzucić, bo jest mu to na rękę. W ten sposób broni się zażarcie przed nawróceniem, czyli zmianą myślenia.
W Ewangeliach to właśnie faryzeusze są obrazem zatwardziałego serca – dobro nazywają złem, Jezusa posądzają o konszachty z diabłem i uparcie odrzucają darmowość Bożych darów. Wbrew potocznemu mniemaniu pycha nie oznacza tutaj pyszałkowatości, lecz jest niezwykle wysublimowaną postawą serca. Doskonale wychwytuje tę subtelność św. Grzegorz Wielki: „Pyszni albo sądzą, że dobro, jakie jest w nich, sami sprawili; albo, jeśli wierzą, że im zostało dane z góry, uważają, że na nie sami zasłużyli; albo chełpią się posiadaniem czegoś, czego nie mają; albo pogardzając drugimi, chcą pokazać, że tylko oni coś mają”. Tego rodzaju pychy nie należy utożsamiać jedynie z ateistycznym buntem. Ta choroba może dopaść ludzi wierzących. Cała religijność jest wtedy nakręcana mentalnością zasługiwania i oczekiwania, że Bóg powinien nagrodzić człowieka za to, co on sam zdziałał. Kryje się za tym radykalna niezdolność do przyjęcia darmowego daru, czyli samowystarczalność. Jej najbardziej tragiczną formą jest rozpacz wyrażająca się niewiarą w Boże miłosierdzie i odrzuceniem przebaczenia. Tę postawę ucieleśnia chociażby upiór z przejmującej opowieści C.S. Lewisa Podział ostateczny, któremu zaoferowano przejście z piekła do nieba pod warunkiem, że wszystko zostawi za sobą. Potępieniec nie kwapi się jednak do tego, by zrezygnować ze swego głębokiego przekonania, które ceni ponad wszystko: „Starałem się być jak najlepszy dla innych, taki już jestem. Nigdy nie prosiłem o to, co mi się nie należało. Jak się chciałem napić, to płaciłem. (…) Nie chcę niczego, co by mi się nie należało”. Upiera się przy tym, że może przyjąć tylko to, co sam zdobył własnym wysiłkiem.

Zamknięte serce
Serce zatwardziałe jest gorsze niż ociężałe, ponieważ utwierdza się w zamknięciu, jest skostniałe, niezdolne do żadnej zmiany. Nie uznaje, że potrzebuje pomocy. Chce samo zdobyć życie wieczne. Natomiast serce „ociężałe”, względnie „obciążone” grzechami cielesnymi, sprawia, że chrześcijanin przestaje czuwać, jest odurzony, chwilowo nie ma kontaktu z rzeczywistością, zapomina, kim jest. Nie czyni tak pod wpływem przemyślanej decyzji, lecz słabości. Wprawdzie taki stan również staje się przeszkodą dla działania Boga, ale zdecydowanie łatwiej ją „przeskoczyć”, bo prędzej czy później doprowadza człowieka do odczucia bezsilności. Pycha daje jednak złudne poczucie siły.
Papież Franciszek powiedział ostatnio, że „grzechy cielesne nie są najpoważniejsze. Najpoważniejsze są te, które mają w sobie najwięcej anielskości: pycha, nienawiść”. Ojciec Święty nie tworzy żadnej nowej moralności. Podąża za mądrością i rozeznaniem wielu świętych i doktorów Kościoła. „Śmierć weszła na świat przez zawiść diabła” (Mdr 2, 24). A więc grzech z natury jest duchowy. W tym sensie bardziej szkodliwa niż przyjemność cielesna osiągana dla niej samej jest przyjemność duchowa, np. z tego, że jestem lepszy od innych, że sam sobie poradzę, że Bóg jest mi potrzebny tylko wtedy, gdy mój świat staje w płomieniach. Nikt chyba lepiej nie podsumował tej duchowej biedy niż C.S. Lewis w innym swoim dziele: „Grzechy cielesne, choć złe, są najmniej złymi grzechami w ogóle. Wszelkie najgorsze przyjemności są czysto duchowe: przyjemność płynąca z udowadniania, że druga osoba jest w błędzie, przyjemność pomiatania innymi i protekcjonalności. (…) Są to dwie inne części jestestwa: część zwierzęca i część diaboliczna. Diaboliczna jest gorsza. Dlatego nieczuły kołtun i faryzeusz, który regularnie chodzi do kościoła, może być znacznie bliżej piekła niż prostytutka. Choć oczywiście najlepiej nie być ani jednym, ani drugim” (Chrześcijaństwo po prostu).

Grzechy i uczucia
Jaki z tego wniosek odnośnie do sakramentu pojednania? Z praktyki spowiednika wiem, że wcale niemała grupa penitentów za główne kryterium ciężkości grzechu uważa intensywność uczucia, które towarzyszy grzeszeniu. Silne wzburzenie, nieodparte podniecenie czy w ogóle jakiekolwiek poruszenie uczuciowe miałoby świadczyć o tym, że doszło do strasznego wykroczenia. I tu można się bardzo pomylić. Najgorsze bywają te grzechy, których nie widzimy. Są raczej głęboko zamaskowanymi myślowymi nawykami, które przekładają się na czyny i ukrywają się nawet pod podszewką pobożności oraz pozornej doskonałości.
Zapuszczają w nas głębsze korzenie i nie dają o sobie znać jak grzechy cielesne, ponieważ te drugie odczuwamy. Trudno ich nie dostrzec. Grzechy cielesne rzucają się nam w oczy.
Miara grzechu, jak pisałem w poprzednich tekstach, jest wprost proporcjonalna do stopnia zaangażowania naszego rozumu i wolności. Uczucia są wierzchnią warstwą człowieczeństwa. Dlaczego jednak bardziej jesteśmy wyczuleni na te grzechy, które wyrażają się szczególnie w naszej cielesności? Bo one wręcz namacalnie uderzają w nasz idealny obraz siebie. Podważają go. Czasem przez długie lata żyjemy w iluzji, że skoro nie popełniamy cielesnych grzechów związanych z nieumiarkowaniem czy seksualnością, to w zasadzie jesteśmy nieskazitelni.
Święty Franciszek Salezy przestrzega, aby nie oceniać ciężkości grzechów „według uczuć i naszych skłonności”, ponieważ wtedy nie widzimy właściwie. Stajemy się tendencyjni. Patrzymy jednowymiarowo. Pewne grzechy zauważamy, bo wydaje nam się, że są szczególnie obrzydliwe, wstydzimy się ich i uważamy za najgorsze, a inne, groźniejsze, zupełnie przeoczamy. Doktor Kościoła pisze, że jeśli komuś bardzo zależy na czystości, „będzie się martwił niesłychanie z powodu najlżejszego uchybienia przeciwko tej cnocie, a śmiać się będzie z ciężkiej obmowy, jakiej się dopuścił. Ten zaś kto nienawidzi obmowy, będzie się dręczył z powodu lekkiego szemrania, a wcale nie będzie zważał na ciężkie wykroczenia przeciw czystości. Podobnie dzieje się w innych wypadkach. To wszystko pochodzi stąd, że sąd sumienia opiera się nie na rozumie, ale na namiętności”. Można poważnie grzeszyć przeciwko Bogu i człowiekowi na zimno, bez towarzyszących temu uczuć i wskutek tego odnosić wrażenie, że właściwie wszystko jest w porządku. Jednak wtedy możemy być znacznie dalej od Boga niż człowiek zmagający się z grzechami cielesnymi i doświadczający swojej bezsilności. Bowiem w naszych otwartych ranach najbardziej działa miłość Boża.

Chciałbym w tym nowym cyklu wyjść naprzeciw oczekiwaniom zwłaszcza tych, którzy zmagają się ze spowiedzią, doświadczają różnych trudności i przeszkód, zniechęcają się bądź nie rozumieją tej praktyki, szczególnie w obecnej formie. Zachęcam, aby o swoich wątpliwościach pisać na adres: przewodnik@swietywojciech.pl (w temacie wpisując: SPOWIEDŹ).

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki