Logo Przewdonik Katolicki

Czemu służy powtarzanie słów?

Dariusz Piórkowski SJ
FOT. JOSE LUIS PELAEZ INC/GETTY IMAGES

Różaniec odznacza się pewną osobliwością. Nikt chyba do tej pory nie wyraził jej lepiej niż św. Jan Paweł II w liście apostolskim Rosarium Virginis: „Różaniec należy do najlepszej i najbardziej wypróbowanej tradycji kontemplacji chrześcijańskiej. Rozwinięty na Zachodzie, jest modlitwą typowo medytacyjną i odpowiada poniekąd «modlitwie serca» czy «modlitwie Jezusowej», która wyrosła na glebie chrześcijańskiego Wschodu”.

Kościół wschodni wypracował praktykę nieustannej modlitwy, która polega na powtarzaniu krótkich formuł lub urywków Pisma Świętego w rytm oddechu, bez zagłębiania się w ich treść. Natomiast Kościół zachodni, podkreślający bardziej rolę rozumu, rozwinął różne metody rozważania Słowa Bożego. Połączenie tych dwóch tradycji w jednej modlitwie w efekcie spowodowało pojawienie się różańca. Zostawmy na boku długowieczne kształtowanie się tej formy pobożności, choć to niezwykle pasjonująca historia. Skupmy się dzisiaj na owych dwóch płucach modlitwy różańcowej.
Celnej metafory, która może pomóc w zrozumieniu, dokąd prowadzi nas różaniec i jak powinniśmy go praktykować, dostarcza św. Paweł VI w swojej adhortacji Marialis Cultus. Papież porównuje różaniec do żywego organizmu, kiedy przestrzega przed „bezmyślnym powtarzaniem formuł”, co upodabnia tę modlitwę do „ciała bez duszy”. Mocne stwierdzenie! Modlitwa może stać się martwa jak trup. Powtarzanie stałych modlitw służy raczej temu, by „modlący się łatwiej oddał się kontemplacji tajemnic życia Chrystusa” – pisze Ojciec Święty.
Różaniec podobnie jak człowiek składa się z ciała, duszy, a od siebie dodałbym jeszcze ducha. Cielesność jest tym, co w nas najbardziej uchwytne i dotykalne. Dzięki ciału wyrażamy siebie, przeżywamy uczucia, które są pomostem między zmysłami a życiem ducha, i tak budujemy relacje. Cielesność to język, który uzewnętrznia duszę. Różaniec to także modlitwa „wielopoziomowa”, angażująca całego człowieka. Najważniejsza w nim jest relacja, a nie recytacja. Relację tworzy bowiem nie tylko ciało, ale też dusza i duch.
 
Ciało, dusza i duch
Ciałem tej metody modlitwy jest przesuwanie paciorków i wypowiadanie tych samych modlitw na głos albo po cichu. Duszą jest to, co papież nazywa kontemplacją, czyli wpatrywaniem się w tajemnice życia Jezusa lub ich rozważanie. Duch tej modlitwy jest dla nas w trakcie jej trwania nieuchwytny. Jego obecność poznajemy niejako wstecz, po zauważalnych w życiu owocach. Kontemplacja otwiera nas bowiem na działanie Ducha.
Trzeba więc z mocą podkreślić, że celem różańca nie jest najpierw uzyskanie jakichś łask dla siebie lub dla kogoś czy walka ze złym duchem i innymi zagrożeniami. Kościół wysuwa na czoło jego pozytywny wymiar: jest to raczej droga do głębszego poznania Pana. Niewątpliwie najbardziej narzuca się „cielesna” strona różańca, czyli modlitwa ustna. I chyba też jest najłatwiejsza. Potocznie przecież używamy zwrotu, że „odmawiamy różaniec”. Zwróćmy uwagę, że wschodnia modlitwa ustna jest jednak specyficzna. Podczas niej nie rozmawiamy z Bogiem o swoich sprawach, nie opowiadamy Mu o swoim życiu. Natomiast bez ustanku przywołujemy z pamięci te same słowa jak refren. Nie płyną z naszych ust słowa, które wypowiadamy sami z siebie, raczej pozwalamy, aby słowo już podane nam z góry oddziaływało na nas. Dokładnie to samo czynimy podczas liturgii. Większość modlitw, odpowiedzi i wezwań to części stałe, powtarzające się za każdym razem. Nie wymyślamy na poczekaniu, co mamy powiedzieć. Czytania z Pisma Świętego też powracają cyklicznie. W liturgii nie ma miejsca na nieustanny wybuch nowości jak kreowanie nowych produktów na rynku. Nie pojawiają się jakieś szczególne atrakcje, które uprzyjemniłyby nam udział we Mszy św. czy innym sakramencie. Już sam ten fakt powinien nas intrygować. Dlaczego tak jest? Czy liturgia krępuje naszą twórczość, swobodę i spontaniczność? Nie. Liturgia jest raczej żywym objawieniem, udzielaniem się Boga. To my musimy dojrzeć do tego, by przyjąć całym sobą to, w czym uczestniczymy. Tylko taka nowość dokonuje się w tym porządku.
 
Różaniec i liturgia
Jacek Bolewski SJ pisał, że „powracanie tych samych słów w różańcu nie znaczy, że Pan Bóg ich potrzebuje. To raczej nam trzeba czasu, żeby słowa przeniknęły do naszego wnętrza”. Co więc łączy różaniec z liturgią? Zewnętrznie, czyli „cieleśnie”, powtarzanie tego samego. „Nowość” w wierze nie polega na zdobywaniu nieznanej dotąd wiedzy czy gromadzeniu nadzwyczajnych przeżyć. „Nowość” to raczej głębsze wniknięcie w to, co już jest. Słowa, gesty, formuły są jak dłuta, które poszerzają „przestrzeń” serca.  Zmiana człowieka nie polega na pomnażaniu wiedzy, lecz na przemianie serca, naszego centrum.
Z tym wiąże się inna przestroga Pawła VI dotycząca zarówno liturgii, jak i różańca, który „otacza życie sakramentalne Kościoła” (KKK, 1674). Istnieje niebezpieczeństwo pomylenia autentycznego zaangażowania religijnego z „zewnętrznymi praktykami”, a czyny miłości, do których zmierza wiara i modlitwa, można zastąpić „przemijającym wzruszeniem uczuciowym” (Marialis Cultus, 38). Sentymentalizm nie jest tym, czego oczekuje od nas Chrystus, aczkolwiek same uczucia pełnią dobroczynną rolę w życiu wiary. „Wzniosłe uczucia nie decydują ani o moralności, ani o świętości osób” (KKK, 1768). Niestety, przez długie lata można uzależniać podejmowanie modlitwy i mierzyć poziom wiary intensywnością przeżywanych uczuć. W ten sposób pozostaje się jednak na powierzchni. Uczucia należą do sfery cielesnej, chociaż zakorzenione są w naszej duszy. Kryterium chrześcijańskiej przemiany i autentyczności modlitwy nie kryje się w bogatej palecie uczuć, lecz w rodzących się powoli cnotach, czyli w trwałych postawach, które ułatwiają czynienie dobra i służbę bliźnim. Gdy brak tych owoców, modlitwa nie dosięga serca. Dzieje się na peryferiach człowieczeństwa.
 
Kontemplacja jest sercem różańca
Wiemy jednak z doświadczenia, że samo powtarzanie modlitw łatwo przeradza się w rutynę i nudę. Powodem jest zwykle nieobecność kontemplacji. Ten wymiar jest swego rodzaju fundamentem, sercem modlitwy różańcowej, jej duszą. „Słowa w kontemplacji nie mają charakteru rozmowy, lecz są niczym gałązki, które podtrzymują ogień miłości” (KKK, 2717). Odmawianie „Zdrowaś Maryjo, „Ojcze nasz” i „Chwała Ojcu” jest pewnego rodzaju kanwą dla obrazu, jakby muzycznym podkładem. Gdy zaczynamy dziesiątkę z konkretną tajemnicą, chodzi o to, by wypowiadane słowa trzymały nasz umysł na wodzy.
Czym więc jest kontemplacja? Papieże nie mają tutaj na myśli jakichś szczególnych mistycznych stanów, dostępnych dla nielicznych. Nie chodzi o to, co mistrzowie duchowi nazywali kontemplacją wlaną, lecz chodzi o kontemplację nabytą przez współpracę z Bogiem dzięki wyobraźni, rozumowi i pamięci. „Kontemplacja kieruje wzrok na tajemnice życia Chrystusa”. W ten sposób uczy „wewnętrznego poznania Pana, by coraz bardziej Go kochać i iść za Nim” (KKK, 2715). W niektórych tajemnicach poznajemy to, jaki jest Pan, kontemplując życie Maryi.
Kiedy św. Łukasz przedstawia swoją wersję zaparcia się Piotra i jego nawrócenia podczas procesu Jezusa, wyraźnie podkreśla, że zmiana w apostole nastąpiła wtedy, gdy „Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Wspomniał Piotr na słowo Pana, jak mu powiedział” (Łk 22, 61). I dopiero w tym momencie „gorzko zapłakał”. Wcześniej wypowiedziane słowa w Wieczerniku spotkały się ze spojrzeniem Chrystusa. Same słowa odbiły się od apostoła jak groch o ścianę. Był wewnętrznie zablokowany. Potrzebne było doświadczenie i spojrzenie sobie w oczy, które sprawiło, że słowo zstąpiło w końcu do serca, czego wyrazem był płacz Piotra. Kontemplacja to spotkanie dwóch spojrzeń: Jezusa i ucznia. Ale inicjatywę podejmuje w niej sam Jezus. My staramy się być obecni, przyglądając się wydarzeniu „z daleka” (Por. Łk 22, 54). O tym, w jaki sposób, pomimo trudności, może dojść do podobnego doświadczenia w naszym życiu, gdy modlimy się na różańcu, przeczytamy w następnym odcinku.

Tekstem o tym, czemu służy powtarzanie słów w modlitwie różańcowej, kontynuujemy październikowy cykl artykułów jej poświęconych. W kolejnych numerach „Przewodnika”
ks. Dariusz Piórkowski, jezuita, podpowie Czytelnikom, jak sprawić, by różaniec był rzeczywiście
modlitwą kontemplacyjną i ewangeliczną.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki