Logo Przewdonik Katolicki

A w lesie…

Natalia Budzyńska
fot. Unsplash

Nie przestanę o nich myśleć. Będę monotematyczna. Będę przypominać i wytrącać ze strefy komfortu.

Myślę, wciąż i wciąż, o pewnej nieprzekraczalnej linii na ziemi. O pasie paru metrów pachnących uschłą zielenią, przekwitniętym wrotyczem, ostatnim kwiatem krwawnika i kłującym ostem. Nic już z ich piękności nie pozostało. Jeszcze o zaroślach i rozrastających się krzewach z różnokolorowymi owocami: pomarańczowymi dzikiej róży, granatowymi tarniny, czerwonymi głogu. O brązowiejących liściach drzew i tych, które przybierają kolor żółty – tak bardzo cieszący oko na tle błękitnego nieba. Paprocie też już mówią latu „do widzenia”, kurczą się i zwijają. Jeśli się położyć na ziemi, wyraźnie można poczuć zapach grzybów. Taki, z którym mamy same przyjemne skojarzenia: jesiennych spacerów z koszykiem, śmiechu dzieci biegających po lesie i biegającego wokół psa, zaplątujących się we włosy pajęczyn, a w perspektywie ciepłej kuchni, gdzie gotuje się sos. I jest tam taka cisza, tak wielka cisza, za którą tęsknimy, mieszkając w nieustannym szumie z pobliskiej ulicy lub autostrady, że dopiero tam tę ciszę zauważamy. I jeszcze są gwiazdy, wielkie jak pięści, iskrzące się różnymi barwami światła, tworzące nowe konstelacje, bo przecież nasza planeta bezustannie się obraca, pokazując nam nowe obszary nieba. A o tej porze roku rzadko mamy ochotę na astronomiczne obserwacje w środku nocy. Doskonale też widać poruszające się wśród gwiazd światełka satelitów, które wprawdzie wydają się zagubione, ale jednocześnie dają złudzenie bezpieczeństwa, że wszystko jest pod kontrolą i w każdej chwili umożliwią połączenie z kimś, kto jest daleko i tęskni.
Tyle że czasem spadnie deszcz, a zamiast twardej ziemi i suchej pachnącej trawy pod stopami otworzy się otchłań lepkiego błota. Bagno też ma swój zapach, taki niepokojący, budzący lęk. Zalepia oczy i usta, sprawia, że powietrze zapycha płuca, zamiast dawać ożywczy tlen. W mżawce gasną barwy. Gniją kwiaty. Rozpadają się grzyby. Chowają się ptaki: wesołe sikorki, ostrożne sójki, odmierzające czas dzięcioły. A rano, rano wokół jest tak jakby biało. Białe igiełki usztywniają wokół wszystko. Tak jakby cały świat został nakryty welonem panny młodej. Skrzy się, chrzęści, boli.
Dzieci już dawno przestały zadawać to najważniejsze dziecięce pytanie w czasie każdej podróży: kiedy dojdziemy? Dorośli już nie odpowiadają: zaraz.
Nie przestanę o nich myśleć. Będę monotematyczna. Będę przypominać i wytrącać ze strefy komfortu. Będę pytać, gdzie są dzieci. Będę natrętna. Będę robić wszystko, żeby nikt o nich nie zapomniał. Będę trącać tych, którzy wybrali swój święty spokój.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki