Logo Przewdonik Katolicki

Sztuka wyzwolenia

Szymon Bojdo
Dla Étienne'a (w tej roli rewelacyjny Kad Merad) praca z więźniami też będzie miała sens terapeutyczny fot. materiały prasowe

Czy będzie to ograniczenie wolności, czy ograniczenie swobody ruchów – sztuka ma narzędzia, by przejść ponad wszelkimi granicami. Bo bariery i granice tworzymy w nas samych.

Przez kilka lat miałem okazję z bliska obserwować organizację festiwalu teatralnego dla więźniów. Ściślej mówiąc, był to przegląd, który pozwalał na grę na profesjonalnej scenie teatralnej grupom działającym w różnych ośrodkach odosobnienia: zakładach karnych czy aresztach śledczych. Wydarzenie to było zawsze logistycznie skomplikowane. Organizatorzy musieli poszukać sponsorów, a jak wiadomo, taki cel nie wzbudzał powszechnego zaufania. Zaufaniem musieli też odznaczyć się szefowie służby więziennej, najpierw wpuszczając osoby spoza ośrodków do pracy z osadzonymi, a następnie organizując transport i ochronę z różnych części Polski.
Twórczość ta cieszyła się dużym zainteresowaniem publiczności, nie tylko rodzin i znajomych aktorów. Myślę, że działała tutaj też chęć zobaczenia, jak osoby, które kojarzymy, może stereotypowo, z popełnianiem przestępstw, poradzą sobie na scenie – miejscu, z którego nie da się uciec, na którym widać każdą słabość i przede wszystkim – miejscu wymagającym pewnej wrażliwości. Repertuar nie był zbyt wyszukany, opiekunowie wykorzystywali bajki z morałem, a bardzo często przenoszono na deski teatru zapiski Jacquesa Fescha Za pięć minut zobaczę Jezusa – skazanego na śmierć zabójcy policjanta, który nawrócił się w więzieniu i którego proces beatyfikacyjny trwa. Zdarzyło się raz czy dwa zobaczyć Mrożka, a nawet realizację Becketta – słynne Czekając na Godota.

Rozbrajanie ego
Ten jeden z najważniejszych dramatów XX w. staje się kanwą francuskiego filmu Komedianci debiutanci w reżyserii Emmanuela Courcola. Dlatego wróciło do mnie wspomnienie obserwacji teatrów więziennych, bo ta historia oparta jest również na faktach. Dzieje się jednak we Francji, więc w nieco innym kontekście kulturowym, innym systemie penitencjarnym. W Polsce niestety ruch resocjalizacji poprzez kulturę bardzo ostatnio wyhamował, zgodnie z myślą rządzących, że tworzenie kultury to forma nagrody czy wyróżnienia. Nikt nie zauważa, jak wiele pracy, spotkania z prawdą o sobie, swoimi emocjami wymaga praca w teatrze. Możemy ją dobrze prześledzić we francuskim filmie.
Piątka więźniów od pierwszego spotkania z nowym nauczycielem teatru Étiennem Carbonim (rewelacyjna rola Kada Merada, którego znamy z innego hitu Jeszcze dalej niż północ) próbuje wymigać się z poważnej pracy. Skazani wyobrazili sobie, że będą mogli zająć się komedią, a konkretnie stand-upem. Moim zdaniem wybór to nieprzypadkowy, bo stand-up polega na egocentrycznym zwracaniu na siebie uwagi, epatowaniem wulgarnością i żartami niskich lotów. Innymi słowy, opowiadanie kawałów ze sceny mogłoby pomóc skierować wszystkie światła na jedną osobę, co podbiłoby osobowości pełne kompleksów. Étienne stopniowo rozbraja skomplikowane ego swoich uczniów, próbuje zaangażować ich na poważnie w proces twórczy. Przełom następuje w trakcie filozoficznej niemal rozmowy o tym, że więzienie jest jednym wielkim czekaniem. To wtedy prowadzący wpada na pomysł wystawienia dramatu Becketta i z uporem godnym lepszej sprawy chce doprowadzić do jego wystawienia w profesjonalnym teatrze.
Wydaje się to absurdalne, ale czyż nie teatr absurdu tworzył Beckett? To właściwie on mógłby wpaść na pomysł, że człowiek, który z największą trudnością czyta, z finezją wyrecytuje trudny monolog jego autorstwa. Jak u tego irlandzkiego dramatopisarza na scenie spotykają się różne ludzkie typy – nie poznajemy ich jednak z perspektywy tego, za co zostali ukarani – informacja ta nie pada w trakcie filmu, poznajemy za to ich motywacje: dlaczego chcieliby opuścić więzienie, dla kogo żyć. Dowiadujemy się, jak destrukcyjnie wpływa na psychikę trwanie w kieracie więzienia, z jego powtarzalnością, hierarchią, pozbawieniem części praw, przede wszystkim z ograniczonym prawem do prywatności czy intymności.
Okazuje się jednak, że ci żyjący pozornie na wolności też mają swoje więzienia. Młoda pani naczelnik więzienia skrępowana jest więzami procedur, które próbuje jednak sprytnie omijać. Étienne utknął natomiast w średnim wieku swojego życia, nie mogąc już w tym momencie zrobić kroku wstecz ani pójść dalej. Dla niego praca z więźniami tez będzie miała sens terapeutyczny, zwieńczony w pięknym monologu w narodowym teatrze francuskim Théâtre de l’Odéon. Silnie podzielone klasowo społeczeństwo francuskie przewrotnie może się dowiedzieć, że wobec pewnych pytań jesteśmy sobie równi, równie bardzo też wszyscy pragniemy wolności. Co ciekawe, francuski tytuł brzmi Un Triomphe – triumf. Pracując nad sobą, osiągamy go, choćby nawet w inny niż się spodziewaliśmy sposób.

Wbrew przeciwnościom losu
Myślę, że ważnym skojarzeniem do tego filmu jest świeża polska produkcja Amatorzy. Historia zaczyna się w momencie, kiedy teatr Krzyśka Biuro Rzeczy Osobistych (tworzony przez niepełnosprawnych intelektualnie aktorów) wygrywa festiwal. Nagrodą ufundowaną przez zawodowy teatr jest możliwość zrealizowania spektaklu. Wielka radość, wielka szansa, wielkie oczekiwania. Krzysiek z aktorami właśnie pracują nad nową sztuką Grek Zorba. Wspaniale byłoby wystawić ją na prawdziwej scenie. Okazuje się jednak, że dyrektor teatru oferując im współpracę, stawia określone warunki. Przede wszystkim – mają wystawić coś z Szekspira, a do pracy zaangażować zawodowych aktorów. Pełnosprawni nie mają jednak tej wrażliwości i taktu, by pójść za naturalnym talentem i swobodą osób z niepełnosprawnościami. Artyści twierdzą, że absolutnie każdy może odnaleźć w tekście Szekspira uniwersalne prawdy, nie zauważają jednak, że sami postępują w poprzek tych prawd: z początku liczy się zysk i sława, które mogą przyjść wraz z wystawieniem nietypowego przedstawienia.
Nie chcę w tym miejscu zestawiać tych dwóch amatorskich form teatru: sztuki więziennej i tej tworzonej przez osoby z niepełnosprawnościami. Pojawia się jednak często pokusa, szczególnie w głowach tak zwanych profesjonalistów, by tych, którzy są amatorami, pokierować na jakiś własny sposób, przenieść swój sposób myślenia na ich grę, ich zachowanie. Tymczasem otwarcie się na to, co amatorzy mają w głowach i w sercu, może otworzyć zupełnie nowe perspektywy. Wydaje się, że i w Komediantach debiutantach, i w Amatorach możemy taką przemianę zauważyć – w filmie Iwony Siekierzyńskiej może nawet nazbyt skrótowo.
Ani teatry więźniów, ani teatry osób z niepełnosprawnościami nie są już zresztą niczym nowym i nawet ta część sztuki zaczyna się profesjonalizować. Wciąż jednak poruszają nas takie historie, gdy wbrew wszelkim przeciwnościom losu, całemu systemowi i nawet gdy nikt nie wierzy, że bohaterowie coś osiągną, my możemy dać im szansę. Sztuka uprawiana z innym człowiekiem jest szansą na wyzwolenie, przez nią spadają kajdany egoizmu i egocentryzmu. I nawet na to zręczne słowa znalazł Beckett i o nich przypominają nam oba filmy: „w tym miejscu i w danym momencie ludzkość cała to my, czy nam się podoba, czy nie”. Powtórzmy: sztuka uprawiana z innym człowiekiem jest szansą na wyzwolenie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki