Zakończyło się drugie (z pięciu) zgromadzenie plenarne niemieckiej „drogi synodalnej”. Jeden z najciekawszych dokumentów, które były przedmiotem dyskusji, ma tytuł „Istnienie kapłaństwa dzisiaj”. Czy w Niemczech kryzys kapłaństwa jest odczuwalny mocniej niż w innych krajach?
– Kapłan w Niemczech jest zjawiskiem rzadkim. Do wielu parafii przyjeżdża on tylko w weekendy, by odprawić Mszę św. Kiedy nie może przyjechać, świeccy prowadzą liturgię słowa zakończoną rozdaniem Komunii św. To praktyka przyjęta od lat. Kwestie formalne i administracyjne już dawno przejęli świeccy. Aktualnie pracuje w Niemczech nieco ponad 12 tys. księży, w tym ponad dwa tysiące z zagranicy, głównie z Indii i Polski. Jeszcze dwadzieścia lat temu Kościół w Niemczech miał o pięć tysięcy księży więcej. Najdobitniej zanik powołań widać po liczbach wyświęceń. W ubiegłym roku w całych Niemczech wyświęcono 56 kapłanów, w 2000 r. było ich jeszcze 154. To oznacza, że przy 27 diecezjach mamy średnio dwóch neoprezbiterów na diecezję. A znam takie Kościoły lokalne, które wielokrotnie nie wyświęciły nikogo.
Uczestnicy debaty zdecydowali w głosowaniu, że ten dokument trafi do dalszych prac w grupie roboczej. 95 osób było za, 94 – przeciw. Postulat zniesienia celibatu wraca jak bumerang, jednak zniesienie sakramentu kapłaństwa to rozwiązanie radykalne! Co nam to mówi o kondycji Kościoła opartego na – używając terminologii i argumentacji krytyków – hierarchicznej strukturze władzy nieżonatych mężczyzn?
– Czy hierarchiczna struktura władzy nieżonatych mężczyzn jest per se zła? Moim zdaniem nie w strukturze tkwi problem, ale w jej wypaczeniu, z którym mamy w wielu miejscach do czynienia. Powinniśmy odróżnić władzę od posługi. Jeśli po tragicznych wydarzeniach, jakimi były przypadki wykorzystywania seksualnego nieletnich, wśród księży dochodziło do błędnie rozumianej solidarności albo nawet świadomej zmowy milczenia, to należy wprowadzić mechanizmy kontrolne, a nie zmieniać sakramentalną tożsamość kapłańską.
Wspomniany dokument „drogi synodalnej” wielokrotnie kwestionuje sensowność kapłaństwa urzędowego czy też służebnego i zupełnie niepotrzebnie przedstawia go niejako w konkurencji do kapłaństwa powszechnego. To zaprzeczenie Soboru Watykańskiego II. Dlatego spora część uczestników ostatnich obrad „drogi synodalnej” przestraszyła się tak radykalnie postawionego pytania: – „Czy kapłaństwo w ogóle jest potrzebne?” – i pierwszy raz mieliśmy do czynienia z wnioskiem, który przeszedł tylko jednym głosem. A przewodniczący episkopatu bp Bätzing podczas konferencji prasowej próbował przekonywać, że w Niemczech nikt nie chce likwidować sakramentu kapłaństwa.
Problem sakralizacji księży, zwykłych grzesznych ludzi, to historyczne wypaczenie przekazu Ewangelii. Uda się wrócić do źródeł bez wylewania „księdza z kąpielą”?
– W Niemczech problem sakralizacji księży już prawie nie istnieje. Owszem, to problem Kościoła w Polsce i być może innych częściach świata, gdzie ksiądz ma praktycznie pełnię władzy, a przez wiernych postrzegany jest jako osoba nietykalna. Tu w Niemczech znaczenie kapłana w parafii i społeczeństwie w ostatnich dziesięcioleciach drastycznie spadło. Poza nielicznymi wyjątkami musi się on liczyć z całym szeregiem odpowiedzialnych w parafii świeckich, ba!, nawet w strukturach kurialnych świeccy przejęli już znaczące stanowiska. Dlatego uważam wspomniany tu dokument „drogi synodalnej” w sporej części za anachroniczny. Próbuje on rozwiązać problemy Kościoła w Niemczech z lat 70. i 80.
Rozwój sytuacji w Niemczech budzi obawy, uważnie obserwuje ją także Watykan. Które postulaty reform są według Ciebie realistyczne na gruncie całego Kościoła?
– Na pewno nie są to postulaty dotykające magisterium Kościoła. Uważam to za niefortunne, by Kościół lokalny, w którym już od dawna istnieją fundamentalne problemy w zrozumieniu i praktyce sakramentów, proponował na forum Kościoła powszechnego własne rozwiązania. Natomiast warto przypatrzeć się niemieckiej partycypacji świeckich. Jeśli niemieckim katolikom uda się odróżnić synodalność od demokracji, będzie to już sukcesem.