Frankfurt nad Menem i Praga – to w kierunku tych miast zwrócone były w ostatnich miesiącach oczy katolików zainteresowanych problemami Kościoła na Starym Kontynencie. Te problemy to przede wszystkim gwałtowny spadek poziomu uczestnictwa w nabożeństwach, zmniejszone zainteresowanie studiami teologicznymi i coraz częściej podważany autorytet hierarchów. W pewnym stopniu u podstaw tych procesów legły ujawniane w wielu krajach przestępstwa, jakich w sferze seksualnej dopuszczali się niektórzy księża. Ze szczególnym zaś wzburzeniem opinia publiczna (także katolicka) przyjmowała coraz częściej pojawiające się informacje o braku właściwej reakcji biskupów na te wykroczenia lub też całkiem powszechne przypadki krycia sprawców.
Z poparciem biskupów
Nie czekając na wytyczne z Rzymu, katolicy z Niemiec jako pierwsi postanowili zmierzyć się tymi problemami. Na drogę synodalną”, jak sami określili to przedsięwzięcie, weszli już w 2019 r. Była to – co należy wyraźnie podkreślić – wspólna inicjatywa tamtejszego episkopatu oraz Związku Niemieckich Katolików. W preambule statutu tego ruchu czytamy: „Kościół katolicki w Niemczech wchodzi na drogę nawrócenia i odnowy. Bierzemy na siebie odpowiedzialność za to, że Kościół nasz doznał głębokiego wstrząsu szczególnie w efekcie skandalu nadużyć. Liczymy na znaczne zaangażowanie wszystkich osób aktywnych w Kościele”. Kościół stanął, jak wówczas pisano, wobec próby odzyskania wiarygodności. Stąd też na czoło zagadnień mających stać się przedmiotem obrad wysunęły się cztery problemy: wspólny udział w posłannictwie misyjnym, życie kapłańskie, pozycja kobiet i życie w udanych związkach (w tym etyka seksualna). Przewidywano, że niemiecka „droga synodalna” trwać będzie dwa lata. Pandemia sprawiła jednak, że ostatnie posiedzenie tego gremium odbyło się dopiero dwa miesiące temu. Niemieccy katolicy obradowali, jak zawsze, we Frankfurcie nad Menem.
Przyjęto siedem spośród dziecięciu zaprezentowanych dokumentów. Aby tak się stało, zgodnie ze statutem „drogi synodalnej”, niezbędne było uzyskanie w głosowaniu kwalifikowanej większości – i to nie tylko ogółu zgromadzonych, ale także uczestniczących w obradach biskupów (przynajmniej 2/3 spośród tych ostatnich). Bez większych problemów przyjęto m.in. dokumenty odnoszące się do problemów kapłaństwa oraz celibatu. Pierwszy uzyskał 85 proc. głosów, a drugi 95 proc. U podstaw refleksji nad tymi sprawami legły dwie okoliczności. Najważniejszą był obserwowany w ostatnich dziesięcioleciach spadek liczby powołań, z drugiej zaś ujawnienie nadużyć seksualnych, których dopuścili się niektórzy księża. Niemała część niemieckich katolików uskarża się także na utrzymujący się klerykalizm.
Rozbieżności
W dyskusji z kolei nad celowością utrzymania obowiązkowego celibatu, obok znanych od lat argumentów, jak problem samotności księży i zwiększona podatność na różnego rodzaju uzależnienia, zwrócono uwagę na znacznie rzadziej podnoszony problem. Zdaniem zdecydowanej większości uczestników „drogi synodalnej” następstwem celibatu jest zmniejszająca się stale liczba duchownych, co musi pociągać za sobą coraz bardziej utrudniony dostęp wiernych do sakramentów. Nie można przy tym zapominać, że katolicy w Niemczech zdają sobie sprawę, że są jedynie częścią Kościoła powszechnego i wbrew niektórym nieprzychylnym opiniom nie zamierzają podążać w tym zakresie własną drogą. Zaapelowali jednak do Franciszka, aby raz jeszcze zechciał się zastanowić nad celowością utrzymania obowiązkowego celibatu osób duchownych.
Nie we wszystkich sprawach uzyskano jednak consensus. Głosami hierarchów odrzucono dokument regulujący problem współuczestnictwa kobiet w głoszeniu Ewangelii i w posłudze sakramentalnej. Katolicy w Niemczech oczekują zgody na głoszenie homilii przez odpowiednio przygotowane do tego kobiety. Jako pożądane uważają także prowadzenie przez nie chrztów, pogrzebów czy towarzyszenie nupturientom w trakcie uroczystości ślubnych.
Nie udało się również uzgodnić wspólnego stanowiska odnośnie do problemu błogosławienia par jednopłciowych. Zwolennicy takiego rozwiązania zwracają uwagę, że coraz częściej kapłani w Niemczech i tak decydują się na taki gest, biorąc to na swoje sumienie. Według nich można przyjąć bowiem, że tam, gdzie dwie osoby się kochają, tam jest Bóg, a błogosławieństwo takich par ma na celu wzmocnienie istniejącej już partnerskiej miłości, silnego związku oraz wzajemnej odpowiedzialności.
Współpraca ma wartość
Na marcowym posiedzeniu uczestnicy „drogi synodalnej” postanowili powołać specjalną komisję, której zadaniem byłaby dalsza refleksja zarówno nad tym zagadnieniem, jak i nad budzącym kontrowersje problemem dopuszczenia kobiet do diakonatu jako wstępnego etapu, który miałby finalnie prowadzić do ich kapłaństwa. Oznacza to, że wbrew artykułowanym przez Watykan zastrzeżeniom, większość niemieckich biskupów oraz świeckich zamierza kontynuować podjęte przed czterema laty prace. Zadaniem komisji będzie powołanie Rady Synodu dla Kościoła w Niemczech. Jak zwraca uwagę przewodniczący niemieckiego episkopatu, bp Georg Bätzing z Limburga, decyzję tę popiera większość tamtejszej Rady Stałej.
Prawdą jest jednak również i to, że nie wszyscy biskupi są przekonani co do celowości dalszego pójścia „synodalną drogą”. Pięciu z nich dało temu wyraz, zwracając się na piśmie do papieża. W swoim liście do Franciszka postawili dwa proste pytania: czy musimy i czy wolno nam uczestniczyć? Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Stolica Apostolska krytycznie wypowiedziała się na temat sposobu kontynuacji prac rozpoczętych w 2019 r. Uczestnicy „drogi synodalnej” utworzyli bowiem komisję, która – jak już wspomniano – ma się przekształcić w stały organ, jakim ma być Rada Synodu. O ile sygnatariusze listu odebrali watykańską odpowiedź jako jednoznaczne „nie”, to zdaniem wielu obserwatorów odpowiedź pozostawia niemałe pole do interpretacji problemu.
Na uwagę zasługuje w tym kontekście opinia, jaką na łamach tygodnika „Christ in der Gegenwart” wyraził profesor teologii na uniwersytecie w Bochum, a jednocześnie członek kierownictwa Związku Niemieckich Katolików, Thomas Söding. Według niego zadaniem przyszłej Rady Synodu jest zarówno kontynuowanie dyskusji, jak i podejmowanie decyzji na poziomie federalnym, diecezjalnym i parafialnym. Wbrew niektórym opiniom – jak podkreśla – nie ma mowy o rozwiązaniu konferencji episkopatu ani o rzekomym jej podporządkowaniu de facto instytucji nadrzędnej, jaką miałaby być właśnie Rada Synodalna. Jego zdaniem wielu niemieckich biskupów wysoko sobie ceni współdziałanie z osobami świeckimi, widząc w tym szansę na zyskanie swego rodzaju nowego bodźca.
Nie może więc dziwić, że z dużym rozczarowaniem przyjęto w Niemczech decyzję Watykanu w sprawie nominacji na wakującą stolicę biskupią w Paderborn. Pamiętano wszak, że nie tak dawno, bo lutym 2022 r., uczestnicy „drogi synodalnej” przyjęli jako pierwszy dokument zatytułowany „Włączenie wiernych w proces nominacji biskupa diecezjalnego”. Już po roku miało się okazać, ile warte są uchwały niemieckiego ruchu. Do udziału w wyborze biskupa zaproszono, obok jak dotychczas członków tamtejszej kapituły, także kilkanaście osób świeckich. Watykan uznał jednak ustami nuncjusza nieskuteczność wszelkich podejmowanych przez to gremium decyzji.
Odważne gesty
Jak już wskazywano, jednym z najistotniejszych czynników, jakie legły u podstaw niemieckiej „drogi synodalnej”, było pokazanie niestosownych reakcji niektórych członków tamtejszego episkopatu na ujawnienie przypadków wykorzystania seksualnego. Polskiemu obserwatorowi nie mogą umknąć przy tym choćby dwa wydarzenia, wyraźnie pokazujące gotowość niemieckich hierarchów do wyciagnięcia wniosków i konsekwencji. Na czoło wysuwa się tu osoba byłego ordynariusza Freiburga, abp. Roberta Zollischa – tym bardziej, że na początku wieku był on przewodniczącym niemieckiego episkopatu. W następstwie ujawnionych niedawno, bezspornych, obciążających go w tym zakresie zaniechań, zdecydował się na spektakularne gesty. Nie tylko zwrócił prezydentowi otrzymany wiele lat temu Federalny Krzyż Zasługi, ale zrezygnował również z przysługującego mu prawa do pochówku w krypcie „swojej” freiburskiej katedry.
Z podobnych pobudek z urzędu zrezygnował bp Franz Josef Bode z Osnabrück. Papież Franciszek zaakceptował tę decyzję hierarchy, który oficjalnie przyznał się do winy, mówiąc, że „przez lata interesowały mnie bardziej sprawca i instytucja niż ofiara”. Sprawa biskupa Bode bardzo dotknęła entuzjastów niemieckiej „drogi synodalnej”, gdyż był on wiceprzewodniczącym tego ruchu. A może jednak należałoby w pierwszej kolejności uznać ten krok jako przejaw uczciwości?
Wracając zaś do ostatniego posiedzenia „drogi synodalnej”, warto przywołać słowa uczestniczącego w obradach cystersa o. Bruno Robecka. W trakcie obrad, jak podkreślił w jednym z wywiadów, zauważalna była gotowość do daleko idących kompromisów. U przeważającej części uczestników dawało się zauważyć, że chęć poszukiwania tego, co wspólne, była znacznie silniejsza niż koncentrowanie się na tym, co dzieli.
Podobne wnioski
Informacje docierające w ostatnich tygodniach z Pragi brzmiały może nieco inaczej w formie, lecz dość podobnie w treści. To właśnie w stolicy Czech w pierwszej połowie lutego odbywało się Europejskie Zgromadzenie Kontynentalne trwającego w Kościele powszechnym, a zwołanego przez papieża synodu o synodalności. Już sam wybór miejsca tego spotkania mógł zastanawiać. Decyzją Watykanu zdecydowano się na bardzo zlaicyzowane Czechy. Udział w praskim spotkaniu wzięły delegacje z 39 państw europejskich oraz przedstawiciele 44 organizacji i zrzeszeń katolickich. Ponadto każdemu Kościołowi lokalnemu przysługiwało prawo nominowania dziesięciu osób, które dzięki internetowi mogły zdalnie uczestniczyć w obradach. Oznaczało to w praktyce, że w spotkaniu uczestniczyło ponad 200 osób. W skład polskiej delegacji wchodziła siostra zakonna, dwóch biskupów oraz osoba świecka. Celem praskiego spotkania była prezentacja refleksji nad stanem Kościoła, jaką z inicjatywy papieża Franciszka podjęli katolicy we wszystkich europejskich krajach.
Analiza końcowego dokumentu podsumowującego wyniki obrad pokazuje, że problemy podnoszone przez uczestników spotkania nie były zbyt odległe od tych, które od ponad trzech lat nurtują katolików w Niemczech. Uczestnicy praskiego spotkania wskazywali na znaczenie słuchania siebie nawzajem przez osoby świeckie i duchowne. Katolicy z Holandii zwrócili w tym kontekście uwagę na istotny związek między władzą i słuchaniem, w odniesieniu do którego tradycja teologiczna odwołuje się do pojęcia sensus fidei fidelium („zmysł wiary wiernych”). W podobnym duchu wypowiadali się Irlandczycy, Szkoci czy Luksemburczycy. W wielu wypowiedziach pobrzmiewały skargi na niedomagania wynikające z utrzymującego się klerykalizmu. Na problem ten zwracali uwagę m.in. Belgowie i Włosi.
Wystąpienia uczestniczących w obradach katolików niemieckich słuchane były ze szczególnym zainteresowaniem. Obserwatorzy zwracają przy tym uwagę na dość daleką powściągliwość w ich wypowiedziach. Można jednak przypuszczać, że mieli oni pewną satysfakcję, stwierdzając, że także w innych krajach europejskich widać podobne problemy, jakie zauważone zostały przez katolików z Kolonii, Moguncji czy Monachium. Myślę, że z zadowoleniem wysłuchali opinii katolików z Irlandii, których wystąpienie redaktorzy dokumentu końcowego streścili w następujących słowach: „Odwaga i mądrość Ducha Świętego będą niezbędne, aby zrewidować i zainspirować wszelkie konieczne zmiany doktrynalne, strukturalne, kanoniczne i duszpasterskie, nie niszcząc komunii i nie tracąc z oczu osoby i nauczania Jezusa Chrystusa”.
W tym kontekście trudno również nie zauważyć głosów niemałej części uczestników praskiego spotkania, domagających się dowartościowania kobiet w Kościele. Problem ten podnosili przedstawiciele wielu państw, a w grupie Portugalczyków dało się nawet słyszeć konieczność rozważenia ich wyświęcania. Jak zauważyli dociekliwi obserwatorzy praskiego spotkania, w czasie trwającej siedem dni konferencji jedynie raz się zdarzyło, że do prezydium poproszono kobietę. Była to Beate Gilles – sekretarz generalna Niemieckiej Konferencji Biskupów.
---
Mimo nieraz dość istotnych różnic w rozłożeniu akcentów przez uczestników niemieckiej „drogi synodalnej” i uczestników synodalnego spotkania w Pradze można chyba wyrazić przekonanie, że tak jednym, jak i drugim zależy na jego przyszłości. Może nieco dziwić fakt, że dokumentowi praskiego spotkania towarzyszyła nota końcowa, której sygnatariuszami byli… jedynie uczestniczący w obradach biskupi. Nasi zachodni sąsiedzi zdają się mieć więcej zaufania dla laikatu. Trudno sobie wyobrazić, aby kroczący „drogą synodalną” niemieccy biskupi przedstawili swoje stanowisko, w którym ocenialiby postępowanie świeckich uczestników „drogi”.
Można jednak mieć nadzieję, że i jedni, i drudzy zapamiętają opinię powtarzaną ostatnio dość często przez ks. prof. Tomáša Halíka. Ten wybitny czeski teolog i filozof przypomina, że Kościół w swej historii niejednokrotnie zapłacił wysoką cenę za defensywną mentalność i strach przed wszystkim, co nowe. Oby to nie była groźba.