Mimo że papież Franciszek na niemalże każdym kroku podkreśla, że nie zamierza w najbliższym czasie abdykować, to zdaniem niektórych watykanistów zainicjowany przez niego w 2021 r. synod, którego kolejna odsłona odbędzie się w październiku w Rzymie, należy postrzegać jako swego rodzaju sobór. Na podjęcie tegoż ze względu na zaawansowany wiek z pewnością się bowiem nie zdecyduje. Dostrzegając fundamentalne różnice między tymi dwoma zgromadzeniami, trudno nie doceniać wagi podjętej przezeń inicjatywy. Na inaugurującym posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów Franciszek powiedział, że uczestnictwo w jego pracach jest wymogiem wiary otrzymanej na chrzcie świętym i z tego powodu wszyscy są wezwani do uczestnictwa w życiu Kościoła i jego misji.
Po synodach odbytych w poszczególnych diecezjach, krajach i kontynentach przyszedł czas na podsumowanie dotychczasowych prac. Ma to nastąpić od 4 do 29 października w Rzymie. Już sama opublikowana niedawno lista uczestników XVI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów wywołała z jednej strony wzburzenie konserwatystów i z drugiej strony nadzieję tych, którzy oczekują znaczących zmian w Kościele. W gronie 375 uczestników synodu znalazło się (jedynie) 275 biskupów, ponad 50 księży i zakonników. Po raz pierwszy w historii zgromadzenia biskupów w obradach – i to z prawem głosu – uczestniczyć będzie ponad 40 kobiet. Są to zarówno siostry zakonne, jak i osoby świeckie. Warto tu przypomnieć o pewnym przełomie, za jaki bez wątpienia uznać należy decyzję papieża o przyznaniu kobiecie prawa głosu na Synodzie Biskupów. Już trzy lata temu zaszczytu tego dostąpiła ksawerianka Natalie Becquart. Ta wszechstronnie wykształcona francuska siostra zakonna jest jednocześnie podsekretarzem tego zacnego gremium. Październik będzie więc dla niej bez wątpienia okresem bardzo intensywnej pracy.
Trudny rachunek sumienia
Podobnie jak na poprzednich posiedzeniach synodalnego gremium, jego uczestnicy otrzymali tzw. Instrumentum laboris. Dokument ten, sygnowany przez sekretarza generalnego Synodu Biskupów kard. Mario Grecha, podsumowuje wyniki prac synodów diecezjalnych i kontynentalnych i stara się przedstawić najważniejsze problemy, jakimi żyją dziś katolicy na całym świecie. Jego autorem, jak podkreśla sam maltański purpurat, nie jest Watykan, lecz wszyscy wierzący.
Na pierwszy rzut oka może dziwić, że na obrady październikowego synodu organizatorzy przewidzieli niemalże cztery tygodnie. Wydaje się to jednak decyzją słuszną. Uczestnicy zgromadzenia będą musieli się zająć zarówno problemami, które są wspólne dla katolików z różnych części świata, jak i tymi, które niepokoją mieszkańców jednego czy dwóch kontynentów. I tak obserwatorów ze Starego Kontynentu może zaskakiwać, że dokumenty przedstawione przez kraje Południa artykułują wyraźnie sprawy klimatu, kwestie bezpieczeństwa oraz migracji. Azjaci z kolei wydobywają konieczność zwiększenia szeroko pojętej przejrzystości, także odnośnie do sposobu podejmowania decyzji w Kościele. Katolicy z krajów Bliskiego Wschodu przypisując kluczową rolę liturgii, domagają się pilnych zmian w tym zakresie. Dość chyba nieoczekiwanie sprawozdania pochodzące ze wszystkich kontynentów podnoszą znaczenie odpowiedniego poziomu wykształcenia księży, biskupów czy przedstawicieli zgromadzeń zakonnych. W dokumencie, który dotarł do Watykanu z Bangkoku, czytamy, że jest to nieodzowny warunek podjęcia nowego „synodalnego” stylu działania i wynikających zeń zmian w sposobie podejmowania decyzji. W większości kontynentalnych dokumentów pojawiają się te same problemy: klerykalizm (obserwowany także wśród świeckich!), spadek liczby powołań kapłańskich, ekumenizm, wiarygodność Kościoła czy podejście do mniejszości. Azjatycki dokument odnosi to do osób samotnie wychowujących dzieci, mieszanych małżeństw, środowisk LGBT oraz uciekinierów. Materiałów do dyskusji z pewnością więc nie zabraknie.
Lektura dokumentu wprowadzającego zdaje się wskazywać na gotowość do stanięcia w prawdzie. Czytamy tu bowiem sformułowania, które raczej z rzadka znaleźć można w było w oficjalnych kościelnych dokumentach. Punkt 25 Instrumentum laboris stwierdza: „Jako Kościół słuchający, Kościół synodalny pragnie być pokorny i wie, że musi prosić o przebaczenie i ma wiele do nauczenia. W niektórych dokumentach zebranych podczas pierwszej fazy zauważono, że droga synodalna jest z konieczności pokutna, uznając, że nie zawsze żyliśmy zgodnie z konstytutywnym synodalnym wymiarem wspólnoty kościelnej. Dzisiejsze oblicze Kościoła nosi znamiona poważnych kryzysów zaufania i wiarygodności. W wielu kontekstach kryzysy związane z nadużyciami seksualnymi, ekonomicznymi, władzy i sumienia popchnęły Kościół do trudnego rachunku sumienia, «aby pod działaniem Ducha Świętego nieustannie odnawiał samego siebie» na drodze pokuty i nawrócenia, która otwiera ścieżki pojednania, uzdrowienia i sprawiedliwości”.
Synod a „droga synodalna”
Nie trzeba być wnikliwym obserwatorem życia Kościoła na naszym kontynencie, aby nie zauważyć pewnych napięć, jakie w związku z synodem pojawiły się w ostatnich latach między Watykanem a Kościołem w Niemczech. Niespotykana gdzie indziej aktywność świeckich katolików i szczególna pozycja niemieckiej teologii sprawiają, że relacje między tamtejszymi katolikami a Stolicą Apostolską wydają się mieć szczególne znaczenie. Chcąc odzyskać utracone zaufanie, przejawiające się w rosnącej z roku na rok i sięgającej już kilkaset tysięcy rocznie liczbie osób decydujących się na wystąpienie z Kościoła, nasi zachodni sąsiedzi zdecydowali się wejść na tzw. drogę synodalną. Była to, co bardzo istotne, decyzja zatroskanych o przyszłość Kościoła osób świeckich i duchownych, w tym bardzo wielu członków tamtejszego episkopatu. Oficjalnie „droga synodalna”, będąca niezależnym od zwołanego przez papieża synodu procesem, rozpoczęła się na początku 2020 r.
Na czoło zagadnień, którymi zamierzano się zająć, wysunęły się cztery: władza osób duchownych, przyszłość celibatu, etyka seksualna oraz kapłaństwo kobiet. Cechą wyróżniającą niemiecki proces był współudział osób świeckich i duchownych. W trakcie trzech dotychczasowych sesji tego zgromadzenia przyjęto siedem dokumentów. Było to uwarunkowane uzyskaniem w głosowaniu kwalifikowanej większości – i to nie tylko ogółu zgromadzonych, ale także uczestniczących w obradach biskupów. Dla tej ostatniej grupy uczestników niemieckiej „drogi synodalnej” statut przewidział kwalifikowaną większość na poziomie 2/3.
Dość nieoczekiwanie niemieccy delegaci na rzymskie zgromadzenie z zadowoleniem przyjęli treść dokumentu Instrumentum laboris. Dobrze na jego temat wypowiedział się nie tylko przewodniczący tamtejszego episkopatu bp Georg Bätzing. Pozytywną opinię, co może nieco dziwić, wydali także członkowie grupy Wir sind die Kirche (My jesteśmy Kościołem), znanej od dziesięcioleci reformatorsko nastawionej organizacji tamtejszych katolików.
Napięcie na linii Watykan–Niemcy
Pod koniec lipca, krótko po zaprezentowaniu synodalnego Instrumentum laboris, doszło w Watykanie do bezprecedensowego spotkania przedstawicieli niemieckiego episkopatu z przedstawicielami kurii rzymskiej. Po jego zakończeniu na użytek prasy opublikowano wspólny komunikat. W bardzo lakonicznym dokumencie podkreślono, że spotkanie było kontynuacją dialogu rozpoczętego w listopadzie ubiegłego roku w czasie rutynowej wizyty ad limina, jaką złożyli wtedy papieżowi niemieccy biskupi. To wówczas wyrażono zamiar kontynuowania rozmów dotyczących zagadnień teologicznych i problemów dyscypliny, które ujawniły się w trakcie podjętej przez niemieckich katolików „drogi synodalnej”, a które zasługują na dalszą dyskusję. Niewątpliwie jako znak czasu – szczególnie w przededniu obrad zgromadzenia biskupów – należy uznać to, że po stronie niemieckiej w rozmowach uczestniczyły dwie osoby świeckie: sekretarz generalna episkopatu pani Beate Gilles oraz rzecznik tego gremium Matthias Kopp. Zainteresowani owocami spotkania mogli się dowiedzieć, że „rozmowy przebiegły w pozytywnej i konstruktywnej atmosferze” i że będą następne spotkania. Oznacza to oczywiście nic innego jak brak porozumienia.
Można przypuszczać, że pomijając dotychczasowe rozbieżności, na nie najlepszą atmosferę rozmów wpłynęła sprawa nominacji biskupich w dwóch niemieckich diecezjach. W 2022 r. na trzecim posiedzeniu niemieckiej „drogi synodalnej” przyjęto dokument zatytułowany: „Uczestnictwo wiernych w wyborze biskupa diecezjalnego”. Za jego przyjęciem głosowało 88 proc. zgromadzonych. W grupie biskupów, a więc w gronie osób bezpośrednio zainteresowanych, odsetek ten sięgnął 79 proc. Wkrótce miało się okazać, że zaangażowani katolicy archidiecezji Paderborn i diecezji Osnabrück oraz tamtejsi kurialiści zbyt pochopnie na serio potraktowali tę regulację. W trakcie bowiem realizacji tej dość skomplikowanej procedury zmierzającej do wyboru biskupa otrzymali z Watykanu informację o bezpodstawności podjętych kroków.
Dodatkowo niesmak wywołała w Niemczech decyzja papieża o uchyleniu się przed nominacją na delegata na rzymskie spotkanie pani Irme Stetter-Karp, szefowej Związku Niemieckich Katolików. Tym bardziej, że jej nazwisko znaleźć można było na liście 20 kobiet rekomendowanych Watykanowi jako reprezentantki Europy przez Radę Konferencji Episkopatów Europy (CCEE). W obronie pani Stetter-Karp głos zabrało nie tylko wielu publicystów i teologów, ale także, co z polskiej perspektywy wywoływać musi zdziwienie, niemała grup sióstr zakonnych, jak chociażby przełożona klasztoru franciszkańskiego w Oberzell s. dr Katharina Ganz czy też aktywna uczestniczka niemieckiej „drogi synodalnej”, historyczka, a kiedyś znana dziennikarka, s. Philippa Rath – benedyktynka ze sławnego klasztoru św. Hildegardy z Bingen.
Oczywiście nie wszyscy katolicy w Niemczech są skłonni podpisać się pod tymi protestami. Tradycyjnie nieprzyjaźnie nastawiona do „drogi synodalnej” grupa znana jako inicjatywa Maria 1.0 w pełni solidaryzuje się z decyzją papieską, stwierdzając, że w wypowiedziach Irme Stetter-Karp trudno dopatrzeć się chęci pójścia drogą prawdziwego synodu. Nie może w tym kontekście dziwić, że z dużą satysfakcją przyjęli oni decyzję Franciszka o nominacji dla dwóch przeciwników niemieckiej „drogi synodalnej”, konserwatywnych biskupów Stefana Ostera z Pasawy oraz byłego szefa dykasterii Nauki Wiary kard. Gerharda Müllera, którzy ich zdaniem „rzeczywiście reprezentują żyjących w Niemczech katolików”.
Gotowi na zmiany?
Nietrudno w tym kontekście przewidzieć, że pod koniec października nie wszyscy uczestnicy synodu rozjadą się usatysfakcjonowani do swych domów rozsianych na wszystkich kontynentach. Niektórzy już wyrażają swoje obawy, przypominając, że wypracowane przez to gremium stanowisko w żadnym razie nie ma dla papieża charakteru wiążącego. Jedynie on jest władny do podejmowania obowiązujących w Kościele decyzji. Zwolennicy daleko idących reform przypominają w tym kontekście oczekiwane przez wielu katolików z Ameryki Południowej dopuszczenie do święceń kapłańskich żonatych mężczyzn. Za takim rozwiązaniem opowiedziało się ponad 2/3 uczestników synodu poświęconego Amazonii, który odbył się w 2019 r. Papież nie uznał jednak za stosowne posłuchać tej sugestii.
Mimo że uczestnikami spotkania będą kobiety i świeccy, to, jak przypomina kard. Grech, pozostaje ono nadal synodem biskupów. Inny zaś zaangażowany w prace synodu hierarcha, kard. Jean-Claude Hollerich, stwierdził ostatnio, że „musimy się zmienić, inaczej Dobra Nowina nie będzie już rozumiana”. – Jednym ze sposobów na zmiany jest synodalność, czyli gotowość do rozważania poglądów innych i kwestionowania własnych stanowisk przy podejmowaniu decyzji. Kościół musi słuchać, zamiast dawać skomplikowane odpowiedzi, których nikt nie rozumie, odpowiedzi na pytania, których nikt nam nie zadał – powiedział kardynał z Luksemburga. Konieczność istotnych zmian widzi też argentyński kard. Victor Manuel Fernandez, nowo mianowany szef Dykasterii Nauki Wiary.