Logo Przewdonik Katolicki

Nareszcie

ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny
fot. Ksenia Shaushyshvili

W dziele kształtowania nowej kultury sprzyjającej życiu kobiety mają do odegrania rolę wyjątkową, a może i decydującą Jan Paweł II

Jesteśmy, niestety, spadkobiercami dziejów pełnych uwarunkowań, które we wszystkich czasach i na każdej szerokości geograficznej utrudniały drogę życiową kobiety, zapoznanej w swojej godności, pomijanej i niedocenianej, nierzadko spychanej na margines, wreszcie sprowadzanej do roli niewolnicy. Na całym świecie było to spowodowane określoną mentalnością historyczną, zmaskulinizowaną kulturą oraz obyczajem. Ale jeśli, zwłaszcza w określonych kontekstach historycznych, obiektywną odpowiedzialność ponieśli również liczni synowie Kościoła, szczerze nad tym ubolewam. Niech to ubolewanie stanie się w całym Kościele bodźcem do odnowy wierności wobec ducha Ewangelii, która właśnie w odniesieniu do kwestii wyzwolenia kobiet spod wszelkich form ucisku i dominacji głosi zawsze aktualne orędzie płynące z postawy samego Chrystusa”. 
To nie moja opinia, to cytat. I zawsze gdy go przytaczam, mam ochotę zapytać, kto jest jego autorem, kto mówi o „zmaskulinizowanej kulturze” i o „kobiecie spychanej na margines”, wreszcie kto ma odwagę powiedzieć: „obiektywną odpowiedzialność ponieśli również ludzie Kościoła”. A może ktoś powie, że jest on wyrwany z kontekstu albo że kontekst społeczny się od tamtego czasu bardzo zmienił: minęło 16 lat. Zawsze można doszukiwać się jakichś usprawiedliwień, żeby stwierdzić: dzisiaj jest już wszystko dobrze, i oby nic się nie zmieniało, ani w życiu społecznym, ani w Kościele. Kobiety mają się dobrze, a te, co krzyczą, że niekoniecznie tak jest, to wiadomo spod jakiego sztandaru się urwały. 
W 1995 r. papież Jan Paweł II pisze List do kobiet. To z tego Listu pochodzą przytoczone słowa (na łamach „Przewodnika Katolickiego” na ten temat pisała niedawno Małgorzata Bilska: Jaką historię piszą dzisiaj kobiety, 49/2020). Dla potwierdzenia wagi tych słów, w tym samym roku w encyklice Evangelium vitae – w dokumencie cieszącym się dużo większą rangą kościelnego nauczania – papież napisał: „W dziele kształtowania nowej kultury sprzyjającej życiu kobiety mają do odegrania rolę wyjątkową, a może i decydującą, w sferze myśli i działania: mają stawać się promotorkami «nowego feminizmu», który nie ulega pokusie naśladowania modeli «maskulinizmu», ale umie rozpoznać i wyrazić autentyczny geniusz kobiecy we wszystkich przejawach życia społecznego, działając na rzecz przezwyciężania wszelkich form dyskryminacji, przemocy i wyzysku”.
To prawda, że kontekst się zmienił. Wiele spraw uległo poprawie. Ale wydaje się, że rachunek sumienia, który wówczas zaproponował nam Jan Paweł II, wciąż pozostaje aktualny. I wcale nie chodzi o to, żeby szafować słowem „feminizm”, nawet jeśliby do niego zawsze dodać wojtyłowe podkreślenie „nowy”. Wiele kobiet związanych z Kościołem, które widzą problem podobnie jak polski papież, dystansuje się bowiem mocno od tej terminologii. Nie chcą trafić do jednej szuflady z postulatami niektórych środowisk feministycznych, ideowo im obcych. Ponadto podzielają obawy papieża, aby zmagania o prawa kobiet nie zamieniły się w płytko rozumiane „naśladowanie modeli maskulinizmu”. Należy więc także ten głos kobiet w Kościele uszanować, ale jednocześnie, i z nie mniejszą powagą, potraktować zapytanie Jana Pawła II o naszą wrażliwość wobec sytuacji wielu kobiet i o rzeczywiste wsłuchanie się w ich głos także w Kościele.
Papież Franciszek kontynuuje rozpoczęte dzieło swojego poprzednika. Choć zarazem i to bardzo wyraźnie podkreśla, że dyskusja w Kościele i wszelkie zmiany nie dotyczą kapłaństwa (o czym szeroko pisze Monika Białkowska, s. 16). Kolejnym krokiem obecnego papieża, obok na przykład nominacji kobiet na ważne stanowiska watykańskie czy zainicjowanie specjalnego cyklu artykułów o godności kobiet w Kościele na łamach watykańskiego „L’Osservatore Romano”, jest zmiana w prawie kościelnym, której skutkiem jest możliwość udzielania posług lektoratu i akolitatu także kobietom. W praktyce znaczy to tyle, że już niedługo – jeśli polscy biskupi podejmą szybkie działania w tej sprawie – można się na przykład spodziewać kobiet rozdających Komunię św. Tym samym liturgiczna „twarz” Kościoła w Polsce stanie się dużo bardziej kobieca.
Nie będzie to żadna nowość dla wielu innych Kościołów lokalnych, gdzie kobiety rozdają Komunię św. z racji bycia szafarką nadzwyczajną. Ale i tam będzie to teraz w kontekście kobiet rozumiane głębiej, jako zwyczajna posługa w Kościele, jaką mogli dotychczas pełnić tylko mężczyźni, a nie nadzwyczajna pomoc w zastępstwie księdza. I to warto dodać, że w Polsce nie ma również akolitów mężczyzn, a jedynie szafarze nadzwyczajni. Choć coraz częściej zdarza się, że mężczyźni przyjmują święcenia diakonatu.
Kiedy informacja w szybkim tempie obiegła świat, przeczytałem na Facebooku opinię zgorszonego katolika, że tak oto będzie wyglądać teraz Kościół Franciszka: pod wpisem widniało zdjęcie kobiety rozdającej Komunię. I pomyślałem sobie… czym się ten pan oburza? Potem zauważyłem, że oburzają się też niektóre kobiety. Muszę przyznać, że mnie te wpisy facebookowe zwyczajnie zasmucają. Może dlatego, że ta wiadomość bardzo mnie ucieszyła. Kiedy ją usłyszałem, pomyślałem z nadzieją, że może się uda, abyśmy wszyscy, w pełnej zgodzie, bez przepychanek i podejrzeń, powiedzieli głośno i z radością: Nareszcie! Nareszcie znajdujemy dla kobiet ich należne miejsce w Kościele i w liturgii. Okazuje się, że droga do takiego wspólnie wyrażonego entuzjazmu będzie jednak dłuższa. Rachunek sumienia Wojtyły wciąż czeka. 
Choć jestem też mocno przekonany, że oburzające się na decyzję papieża kobiety stanowią niewielki procent nawet wśród tych, które chodzą do kościoła. Teza potwierdza się w badaniach statystycznych ostatnich lat: większość polskich kobiet nie czuje się w pełni rozumiana i wysłuchana: ani w państwie, ani w Kościele. Nie można też wołania kobiet, jakie daje o sobie znać z coraz większą intensywnością w ostatnich latach, zredukować do problemu aborcji czy szeroko rozumianej rewolucji kulturowej. Na szczęście ani aborcja, ani radykalne zmiany obyczajów w obszarze seksualności nie znajdują wśród polskich kobiet tak dużego poparcia. Przynajmniej takie są statystyki w odniesieniu do aborcji na życzenie czy akceptacji dla przyznania statusu małżeństwa dla par homoseksualnych (inne są niestety statystyki w kontekście dopuszczalności aborcji z tzw. przesłanki eugenicznej i poparcia dla zmian kulturowych wśród młodzieży). Wcale nie jest tak, że katolicyzm w Polsce jest kulturowo jedynie w defensywie. Nie chodzi więc o to, co na sztandarach niosły kobiety uczestniczące w Strajku Kobiet, ale o wiele innych postulatów, które nie stoją w sprzeczności z nauką Kościoła, a nawet znajdują w niej swoje uzasadnienie. 
Nie chcę powiedzieć, że kobiety i mężczyźni, którzy z powodu decyzji papieża Franciszka czują jakiś dyskomfort, a może nawet sprzeciw sumienia, nie powinni być potraktowani poważnie. Uważam, że należy również te osoby wysłuchać z dużą uwagą. Przypuszczam, że za ich wątpliwościami ukrywać się może pewien typ formacji, któremu trudno odmówić miłości do Kościoła, a szczególnie do Eucharystii. Dlatego – mówiąc trochę na marginesie – mnie trudno byłoby również odmówić Komunii św. osobie, która nie chciałaby jej przyjąć na rękę w czasie pandemii. Ten szacunek dla każdego, szczególnie w czasie liturgii, powinien być okazywany (oczywiście jeśli tylko nie zagraża to w istotny sposób czyjemuś zdrowiu lub życiu). Formacji jednak, która „zmaskulinizowaną kulturę” w Kościele chce podtrzymywać i umacniać, nie wpisywałbym do programów duszpasterskich. Kobiety, ich wołanie, ich godność domagają się stanowczej zmiany naszych przyzwyczajeń.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki