Logo Przewdonik Katolicki

Spór o ministrantki

ks. Artur Stopka
Ministrantki i ministranci podczas bożonarodzeniowej Mszy w katedrze Najświętszej Maryi Panny w Tokio, 25 grudnia 2020 r. fot. Carl Court/Getty Images

Sprawa ministrantek nie jest dyżurnym tematem przywoływanym wtedy, gdy w Kościele zapadają decyzje dotyczące kobiet. W tle jest bardzo poważna kwestia.

Jeszcze pół wieku temu, we wrześniu 1970 r., Święta Kongregacja Kultu Bożego w „Trzeciej Instrukcji o należytym wykonaniu Konstytucji o Świętej Liturgii” oświadczała stanowczo, że zabrania się kobietom posługiwać kapłanowi przy ołtarzu. Zakaz obejmował dziewczęta, kobiety zamężne, a nawet zakonnice i dotyczył liturgii sprawowanej zarówno w kościołach, jak i w domach, konwentach, kolegiach oraz instytutach żeńskich.
Od tego czasu sporo się zmieniło. Widok dziewczyny służącej do Mszy św. w wielu diecezjach na świecie i w Polsce jest już czymś oczywistym. W wielu, ale nie w każdej. Nadal na przykład w naszym kraju są diecezje, w których ministrantek podających księdzu ampułki albo polewających wodą dłonie księdza w obrzędzie obmycia w czasie sprawowania Eucharystii się nie zobaczy. Od kogo to zależy? Od miejscowego biskupa. Czy jednak w tle tego rodzaju decyzji nie leży bardzo poważna kwestia znacznie szerszej natury niż obecność osób płci żeńskiej w pobliżu ołtarza?

Punkt 47
Pierwsze sygnały, że stanowczy zakaz dotyczący posługiwania kobiet w jakimkolwiek wieku księdzu przy ołtarzu nie musi obowiązywać aż do końca świata, pojawiły się ze strony Stolicy Apostolskiej w roku 1992 w decyzji Papieskiej Rady ds. Interpretacji Tekstów Prawnych z 11 lipca 1992 r. Odwołuje się do niej ogłoszona 25 marca 2004 r. Instrukcja Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, zaczynająca się od słów Redemptionis sacramentum (Sakrament Odkupienia). To obszerny dokument, mówiący (zgodnie z tytułem) „O tym, co należy zachowywać, a czego unikać w związku z Najświętszą Eucharystią”.
W punkcie 47 instrukcji można przeczytać, że szczególnie godny pochwały jest utrzymujący się znany zwyczaj obecności chłopców lub młodzieńców, zazwyczaj nazywanych ministrantami, którzy służą przy ołtarzu na wzór akolity i na miarę swoich zdolności otrzymują stosowną katechezę na temat spełnianej posługi. „Nie należy zapominać, że z grona tych chłopców na przestrzeni wieków zrodziła się wielka rzesza wyświęconych szafarzy” – podkreśla Kongregacja i doradza, że aby skuteczniej zaradzić duszpasterskim potrzebom ministrantów, należy ustanowić dla nich i popierać stowarzyszenia, w których uczestniczyliby również i wspierali je ich rodzice. Po czym, bez żadnych wstępów i wyjaśnień, dodaje, że do „tego rodzaju służby ołtarza” mogą być dopuszczane dziewczęta lub kobiety. Potrzebna jest tylko zgoda biskupa diecezjalnego.

Czy przypuszczali?
Uważni badacze zagadnienia ministrantek zwracają uwagę, że cytowana Instrukcja potwierdza coś, co zostało już wyrażone wcześniej. Chodzi o to, że rzeczywiste przyzwolenie na posługę ministrantek zostało upublicznione przez Kongregację już w roku 1994, w „Liście do przewodniczących Konferencji Episkopatów na temat funkcji liturgicznych pełnionych przez świeckich”.
Trudno dziś ustalić, czy autorzy Instrukcji z 2004 r. przewidzieli, jakie mogą być skutki pozostawienia decyzji o posługiwaniu przez dziewczęta i kobiety kapłanowi w czasie Mszy św. w gestii biskupów. Czy przypuszczali, że w sąsiednich diecezjach, czasami nawet należących do jednej metropolii, zostaną zastosowane różne rozwiązania tej kwestii. I że może dojść do sytuacji, w których ministrantki pełniące służbę w swojej parafii nie będą mogły dołączyć do służby liturgicznej, gdy np. wyjadą do babci? A tak się zdarza.
W dodatku wspomniany 47 punkt Instrukcji Redemptionis sacramentum zawiera jeden z argumentów używanych w dyskusjach wokół sprawy ministrantek przeciwko wpuszczaniu ich do prezbiterium.

Trzy powody
Najczęściej przywoływane są trzy powody. Jeden mówi, że obecność dziewcząt w pobliżu ołtarza będzie rozpraszać chłopców. Bliskość przedstawicielek drugiej płci utrudni im skupienie się na uczestnictwie w Eucharystii oraz właściwe wykonywanie powierzonych im zadań w trakcie liturgii.
Drugi z często przywoływanych argumentów na „nie” przestrzega przed negatywnymi skutkami utraty przez chłopaków i młodych mężczyzn swego rodzaju „zastrzeżonego terytorium” w kościelnej przestrzeni. Skutkiem może być w niektórych przypadkach odchodzenie ze służby liturgicznej i szukanie innych „męskich azyli”.
Trzeci argument to wspomniany w Instrukcji aspekt „powołaniowy”. Od dawna w Kościele duszpasterstwo ministrantów traktowane było jako znakomite miejsce do dostrzegania i kształtowania ewentualnych przyszłych księży. W niektórych diecezjach w Polsce na przykład można usłyszeć żartobliwe powiedzenie, że ministrant ma przed sobą tylko dwie drogi – albo zostać księdzem, albo łobuzem.

Razem czy osobno?
Żadnego z tych argumentów nie należy lekceważyć, warto jednak pytać, czy wytrzymują one próbę czasu i okoliczności. Na przykład w dobie powszechnej koedukacji obecność przedstawicieli różnych płci w jednym miejscu jest czymś oczywistym. Czy uczniowie w szkole są nieustannie rozproszeni i nie potrafią się skupić na swych zadaniach, bo w sąsiednich ławkach siedzą ich koleżanki?
W niejednej parafii w Polsce przez dziesięciolecia było oczywiste, że w czasie Mszy św. kobiety zajmują miejsca po jednej stronie świątyni, a mężczyźni po drugiej. Miało to swoje zalety, np. „dialogowego” śpiewu Gorzkich żali albo kolędy Bracia patrzcie jeno. Jednak dziś czymś powszechnym jest zasiadanie w kościelnych ławkach całymi rodzinami, bez rozdzielania według płci.
A co z „powołaniowym” wymiarem przynależności do grupy ministranckiej? Można odnieść wrażenie, że od pewnego czasu problem jest o wiele głębszy niż tylko fakt, że kapłanami w Kościele katolickim mogą być wyłącznie mężczyźni. Problemem jest formacja mężczyzn i kobiet w poszczególnych grupach wiekowych. Warto zwrócić uwagę, że chociaż szkoły są od dawna koedukacyjne, w Kościele w naszej ojczyźnie wciąż dominuje w odniesieniu do dzieci i wczesnych nastolatków duszpasterstwo oparte na osobnej formacji dziewczynek i chłopców. Rodzi się pytanie, czy jest to efekt uwzględniania specyfiki i różnicy płci, czy też u podstaw leży myśl o przygotowaniu do z góry wyznaczonych miejsc i zadań w katolickiej wspólnocie.

Ani męska, ani żeńska
Sprawa ma szerszy i głębszy wymiar. Dotyka duszpasterstw „stanowych”. Od pewnego czasu widać wyraźnie, że Kościół w Polsce ma w tej sferze poważny problem. Szczególnie dobitnie pokazują to podejmowane w różnych miejscach mniej lub bardziej udane próby tworzenia grup duszpasterskich dla mężczyzn. Z drugiej strony niektórzy zwracają uwagę, że nawet tak tradycyjne formy „duszpasterstwa według płci”, jak „nauki stanowe” w czasie rekolekcji parafialnych czy stanowe pielgrzymki do sanktuariów, okazują się coraz bardziej rodzinne pod względem ich uczestników.
Wiele wskazuje na to, że Kościół w Polsce stoi przed niezwykle ważnym wyzwaniem, jakim jest znalezienie nowych form duszpasterstwa uwzględniającego obecność kobiet i mężczyzn bez konieczności ich rozdzielania. Być może to właśnie służba liturgiczna jest tym środowiskiem, w którym można zacząć te nowe formy wprowadzać. Nawet dalsze przygotowanie ministranta do ewentualnego kapłaństwa nie powinno przecież zakładać separacji od dziewcząt.
Być może problem z ministrantkami leży też w tym, na co we wpisie internetowym zwrócił uwagę ks. Andrzej Draguła. Odnosząc się do niedawnej decyzji papieża Franciszka, zgodnie z którą posługi lektoratu i akolitatu mogą przyjąć zarówno mężczyźni, jak i kobiety, zastanawiał się, czy mamy w tym przypadku do czynienia z „dopuszczeniem”, czy z „oddaniem”. „Czy «dopuszcza» się kobiety do tego, co męskie? Czy też może należy wyjść poza perspektywę płci, ponieważ służba nie jest ani męska, ani żeńska, ale po prostu wypływa ze statusu ochrzczonego?” – zapytał. Także ta służba księdzu przy ołtarzu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki