Logo Przewdonik Katolicki

Ministranci pilnie potrzebni

ks. Artur Stopka
fot. Bepsimage/Getty Images

Widok księdza odprawiającego Mszę bez asysty choćby jednego ministranta, nawet w niedzielę, przestaje nas dziwić. A jednak nie powinno tak być.

Dokładnie w Nowy Rok, 1 stycznia 2021 r., serwis wadowice24.pl informował o parafiach podsumowujących minione dwanaście miesięcy. W relacji zacytowano słowa proboszcza parafii Świętych Joachima i Anny w Tomicach (archidiecezja krakowska), który zapowiedział: „Jeśli liczba ministrantów nadal będzie spadać, będziemy angażować do Mszy także dziewczynki”. Niespełna dwa lata później, na początku listopada 2022 r., biskup bydgoski Krzysztof Włodarczyk w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” wskazywał, że wielu wiernych po pandemii nie wróciło do kościołów. „Nawet część ministrantów już nie wróciła” – zwracał uwagę, podkreślając powagę sytuacji.
Jednak problem malejącej liczby ministrantów przy ołtarzach w polskich kościołach katolickich nie pojawił się dopiero w związku z pandemią. Alarmujące publikacje na ten temat można znaleźć w medialnych materiałach nawet pod koniec pierwszej dekady XXI wieku. W 2010 r. liczbę ministrantów w naszym kraju szacowano na około 350 tysięcy. W maju tego samego roku „Gazeta Wrocławska” opublikowała artykuł dostępy wciąż pod tytułem Dolny Śląsk: Z każdym rokiem jest mniej ministrantów. W pierwszym zdaniu informowała: „Na Dolnym Śląsku służy dziś 20 tysięcy ministrantów. To dużo mniej niż jeszcze 10 czy 20 lat temu”.

Kielich i lavabo?
We wspomnianym wywiadzie bp Włodarczyk powiedział: „Próbujemy zrozumieć, gdzie jest przyczyna. Ale nie chcemy biadolić, tylko wyjść naprzeciw”. Choć odnosił te słowa do sytuacji nieobecności wielu wiernych w kościołach po pandemii, jego słowa dobrze pasują do problemu, jaki Kościół w Polsce ma z ministrantami.
Na stronie Krajowego Duszpasterstwa Służby Liturgicznej można przeczytać, że ministranci są członkami tej służby. „Jak sama nazwa wskazuje – wykonują więc służbę przy ołtarzu, przy sprawowaniu Eucharystii i innych obrzędów”. Z tego samego źródła można się dowiedzieć, że ich zadaniem jest „uczynienie liturgii sprawniejszą”. W nawiasie znalazły się wyjaśnienia, co oznacza to sformułowanie. Zgodnie z nimi, „gdy ministrant przyniesie kielich czy pomoże kapłanowi przy lavabo, ten nie musi robić tego sam, w wyniku czego poprawia się szybkość sprawowania liturgii, jak również [uczynienie jej] piękniejszą, bardziej uporządkowaną”.
W tym samym objaśnieniu znalazło się stwierdzenie, że kapłan wykonujący tylko swoje czynności i ministranci u jego boku ukazują wagę Eucharystii w lepszym stopniu niż sam kapłan, robiący „wszystko”. Dodano informację, że zadaniem ministrantów jest także odciążenie celebransa z czynności, które nie są dla niego zastrzeżone (wykonywanie psalmów, czytań czy np. rozkładanie bielizny kielichowej podczas przygotowania darów).
Czy tak pokazana rola ministranta jest dziś atrakcyjna zarówno dla małych chłopców, jak dla nastolatków oraz dorosłych, którzy też przecież mogą być ministrantami (nie ma w tej kwestii górnej granicy wieku)?

Nobilitacja we wspólnocie
Reforma liturgiczna po Soborze Watykańskim II zmieniła rolę ministrantów. Aby sobie uświadomić różnicę posługi ministranckiej jeszcze kilkadziesiąt lat temu i dziś, warto spojrzeć na opisy ministrantury podczas Mszy Świętych sprawowanych w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Ministranci nie tylko musieli umieć po łacinie odpowiadać księdzu, ale również wykonywać szereg innych czynności, których dzisiaj w liturgii Eucharystii już nie ma (np. przenoszenie mszału z jednej strony ołtarza na drugą). Można w uproszczeniu powiedzieć, że duża część akcji liturgicznej miała miejsce między kapłanem a ministrantem.
Mimo znaczących zmian w funkcji i zadaniach ministranta, które weszły w życie po Vaticanum II, przez wiele dziesięcioleci w Polsce bycie ministrantem nobilitowało. Nie chodziło tylko o możliwość przebywania w pobliżu ołtarza podczas liturgii, ale również o przynależność do konkretnej, wyróżniającej wspólnoty. Ministranci otrzymywali nie tylko formację religijną i duchową (zarówno w parafii, jak i podczas wakacji i ferii, np. w specjalnie dla nich przygotowywanych rekolekcjach wyjazdowych), ale również brali udział w wycieczkach, zawodach sportowych, zabawach itp. Jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku w niejednej parafii w naszym kraju ministrant musiał dbać o dobre oceny w szkole, ponieważ bez nich groziło mu zawieszenie w obowiązkach i w prawach ministranta. A tego nie chciał.

Frekwencja i festyny
Już trzynaście lat temu socjolog Paweł Załęcki z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu pytany, dlaczego chłopcy sami nie garną się do grup ministranckich, lecz trzeba ich zachęcać, odpowiedział: „Bo takie są czasy, a Kościół nie ma już takiej pozycji jak kiedyś”. Zwrócił uwagę, że Kościół nie jest już symbolem wolności, jakim był jeszcze w latach 90. ubiegłego stulecia. „Kościół jest źle oceniany przez wielu Polaków, a sama instytucja ma młodzieży niewiele do zaoferowania” – diagnozował wówczas ekspert. Wskazywał, że według badań w parafiach, w których istnieje „pozareligijne życie” – organizowane są festyny, spotkania, turnieje sportowe – nie brakuje ministrantów. Twierdził również, że w takich parafiach nie spada też liczba wiernych chodzących na niedzielne Msze.
Powiązanie liczby ministrantów z frekwencją na Mszach Świętych wydaje się trafne. Ważny jest tu także wiek uczestników Eucharystii i to, czy mają rodziny. Jeśli w świątyniach przeważają starsi, samotni parafianie, a nie ma małżeństw z dziećmi, brak ministrantów w prezbiterium okazuje się logiczną konsekwencją takiego stanu rzeczy. Dotyczy to również zaangażowania rodzin w rozmaite formy życia parafii, zarówno ściśle związane z formacją religijną, jak i te, które wspomniany socjolog nazwał życiem „pozareligijnym”.

Atrakcyjność i bezpieczeństwo
Jest faktem, że nie tylko w dużych ośrodkach miejskich, ale również w małych miejscowościach parafia nie jest dziś jedynym miejscem, w którym można dobrze spędzić czas. Kościół znalazł się w sytuacji, w której trzeba konkurować na „atrakcyjność” z wieloma innymi ofertami. Jednak doświadczenia wielu wspólnot parafialnych z różnych diecezji pokazują, że warto tę „rywalizację” podejmować. Jeśli w parafii dużo się dzieje i propozycje spotkań nie ograniczają się jedynie do grup 60+, dzieci i młodzież zauważą szansę włączenia się w którąś z aktywności –
np. do grona ministrantów.
Warto pamiętać, że w dzisiejszych czasach, po nagłośnieniu licznych skandali w Kościele, rodzice przywiązują ogromną wagę do bezpieczeństwa swych małych i nastoletnich dzieci, które uczestniczą w parafialnych zajęciach. Potrzebna jest dziś nie tylko pełna transparentność wszelkich kontaktów z nieletnimi, ale także obecność wiarygodnych dorosłych, stałe włączanie rodziców w funkcjonowanie takich grup jak ministranci. To daje im poczucie kontroli nad bezpieczeństwem ich pociech i buduje zaufanie.

Nie tylko dziewczynki
W dyskusjach o ministrantach tematem dyżurnym od lat jest w naszym kraju kwestia włączania do ich grona dziewcząt. Gdy w 2010 r.
 szacowano, że w naszym kraju jest ok. 350 tys. ministrantów, dodawano, że dziewcząt jest wśród nich zaledwie pół tysiąca. Nie są dostępne dane pozwalające stwierdzić, czy po kilkunastu latach te proporcje uległy zmianie. W wielu polskich diecezjach biskupi wciąż nie dopuszczają myśli, aby oprócz ministrantów przy ołtarzach znalazły się również ministrantki. Czy to się zmieni?
Niewykluczone, zwłaszcza w świetle ogłoszonej w styczniu 2021 r. decyzji papieża Franciszka, pozwalającej, by kobiety zostawały ustanowionymi na stałe lektorkami i akolitkami. Otwarcie tych posług również dla nich to czytelny sygnał, że Stolica Apostolska nie widzi przeszkód dla obecności również płci żeńskiej w prezbiterium podczas sprawowania liturgii. Czy powszechne wprowadzenie w Polsce ministrantek przyniesie znaczącą poprawę? Trudno powiedzieć. Doświadczenie wielu parafii z ostatnich lat pokazuje, że również istniejące w nich formacyjne grupy dla dziewcząt nie cieszą się takim powodzeniem jak kiedyś. Zapewne jest to związane z widoczną także w badaniach międzynarodowych szybką laicyzacją polskiej młodzieży i coraz częściej odnotowywanym w tej grupie brakiem potrzeb religijnych.
W niektórych parafiach podjęto ciekawe próby zaradzenia brakom ministrantów. Zaproponowano powrót do służby dorosłym, którzy kiedyś (niejednokrotnie kilkanaście lat temu) należeli do tego grona. Choć dla części wiernych widok dorosłych podających ampułki i uderzających w gong był sporym zaskoczeniem, szybko się przyzwyczaili. Czasami do swych ojców, wracających po latach do prezbiterium, dołączają ich synowie. Być może właśnie takie rodzinne i międzypokoleniowe pełnienie zadań przy ołtarzu jest sposobem na zaradzenie brakowi ministrantów?
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki