Dzień Judaizmu, Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, Dzień Islamu. Styczeń to ciekawa dla Polaków pora – czas zastanawiania się nad tym, czym różnimy się od innych chrześcijan i co robić, „abyśmy byli jedno”, oraz dociekania tego, co w innych religiach „prawdziwe jest i święte” – jak to ujmuje oficjalne nauczanie Kościoła. A raczej – to powinien być taki czas, bo niestety nie jest. Obchody tych wydarzeń są w skali makro... obchodzeniem ich szerokim łukiem, niestety. Idee ekumeniczne i międzyreligijne żyją w umysłach i sercach jedynie grupki zapaleńców. W szerszych kręgach katolików są traktowane jako nieszkodliwe (a czasami jak najbardziej szkodliwe) hobby. Ci zapaleńcy oczywiście zdają sobie z tego sprawę i co roku z gorzkim uśmiechem wzajemnie to sobie powtarzają, wyrażając – bez wiary w głosie – nadzieję, że coś się jednak zmieni. Ale samo „się” nie zrobi. Konieczna jest zmiana mentalności – zarówno księży, jak i świeckich. Znając polskie realia, można stwierdzić, że kluczowe znaczenie ma postawa proboszczów. To od nich zależy, czy w parafiach będzie obecny duch ekumenizmu i ciekawość poznawania innych religii. Czy odniesie skutek apel szefa Rady Episkopatu ds. Ekumenizmu o większe zaangażowanie duszpasterzy na tym polu? Jakoś trudno mi w to uwierzyć. To ważna sprawa, bo nie chodzi tylko o brak zainteresowania Tygodniem Ekumenicznym (nie podzielam zakorzenionego w Kościele nabożeństwa do „eventów”). Chodzi o to, że brak zainteresowania tym akurat wydarzeniem ujawnia brak zainteresowania ekumenizmem w ogóle. A to z kolei oznacza lekceważący stosunek do nauczania Kościoła, w tym także do ogromnych wysiłków, jakie na tym polu wykazywał Jan Paweł II – którego ubóstwiamy nazywać Wielkim – a przede wszystkim do testamentu Chrystusa, który przecież nie chciał – i nie chce – Kościoła podzielonego.
Podobnie jest ze sprawą podejścia do Dnia Judaizmu. Owszem, w paru miastach – oprócz tzw. centralnych obchodów – odbywają się okolicznościowe wydarzenia, ale – w paru miastach, z udziałem paru osób. Co oznacza, że słowa św. Jana Pawła II (Wielkiego) o tym, że kto spotyka Jezusa – spotyka judaizm, są kompletnie nieznane ogółowi polskich katolików. A przecież chodzi o fundamenty ich wiary…
Aż strach wspomnieć o Dniu Islamu, który spotyka się, także wśród zadeklarowanych katolików, z największą falą niezrozumienia i pogardy (nie wspomnę o hejcie). Jak słusznie zauważyła niedawno znana arabistka (i katoliczka) – my islamu po prostu nie znamy. A to dlatego, jak tłumaczyła, że inny jest stosunek chrześcijan do muzułmanów tam, gdzie obydwie religie żyją na co dzień, zupełnie inny natomiast w kraju takim jak nasz, w którym obraz muzułmanów kształtujemy sobie na podstawie mediów. Tak więc islamu nie znamy, ale za to ochoczo na jego temat się wypowiadamy. Fakt, że dziś głosi się publicznie bzdury na każdy temat, marną jest tu pociechą.
Styczeń powinien być dla polskich katolików czasem słuchania innych, przyglądania się im i chęci zrozumienia. Może kiedyś doczekamy takich czasów.