Logo Przewdonik Katolicki

Kardynałowie na konsystorzu

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Sergey Skleznev/Adobe Stock

Skoro kolegium kardynałów ma być ciałem doradczym papieża, to może kardynalat nie musi być koniecznie związany ze święceniami? Może mógłby to być rodzaj senatu, w którym znajdą się i świeccy, kobiety i mężczyźni? I to oni wybieraliby papieża?

Monika Białkowska:  Kolejny konsystorz za nami. Słowo trochę z innego świata. I trochę nietypowych wydarzeń przy okazji – kard. Cantalamessa nie przyjął święceń biskupich. Trudno mu się dziwić, ma 86 lat, sam mówił, że nigdy nie będzie już pasterzem – ale to jednak nie jest standardowe zachowanie.

Ks. Henryk Seweryniak: Prawo kanoniczne mówi, że przy mianowaniu kardynałem należy przyjąć święcenia biskupie, ale papież może udzielić dyspensy. Cantalamessa jako kaznodzieja papieski świetnie robi swoją robotę jako kapucyn. Tytuł kardynała jest w jego przypadku honorowy. Nie będzie już uczestniczył w konklawe, bo skończył 80 lat. Raczej nie będzie też wzywany przez papieża, żeby mu doradzał, ma inne zadania. Sądzę, że papieżowi chodzi o docenienie wierności przez oryginalne i głębokie głoszenie słowa Bożego. Tacy ludzie również zostają kardynałami: ludzie, którzy nie są pasterzami, ale papież chce wyrazić uznanie dla ich myśli. 

MB: W ten właśnie sposób został uhonorowany nasz kardynał Nagy.

HS: W ten sposób – to jest moja osobista opinia – powinien być uhonorowany o. Jacek Salij. Mam przekonanie, że jego teologia zasługuje na taką pieczęć Kościoła. Takimi kardynałami zostali: Yves Congar, Henri do Lubac, Jean Daniélou, Hans Urs von Balthasar. Niektórzy przyjmowali wtedy święcenia biskupie, inni nie, najczęściej ze świadomością, że posługi biskupiej jako takiej pełnić nie będą. I nie wiem, czy biskupstwo jest każdemu kardynałowi rzeczywiście potrzebne. 

MB: Ale uporządkujmy trochę tę kwestię kardynałów. Kto to, skąd się wzięli i dlaczego chodzą ubrani na czerwono? 

HS: W starożytności pierwszymi kardynałami, którzy pomagali papieżowi, byli proboszczowie najpierw dwudziestu pięciu, a potem dwudziestu ośmiu kościołów w Rzymie. W V wieku nazwano ich cardinales, czyli główni. A kiedy synod w Lateranie w 769 roku odebrał wiernym świeckim prawo uczestniczenia w wyborze papieża, zaczęło ono przysługiwać już wyłącznie kardynałom. Dziś często nazywa się ich senatem papieskim. Purpura ma oznaczać gotowość przelania krwi za wierność Stolicy Apostolskiej. Prawo kanoniczne nie reguluje  kwestii wieku: owszem, kardynał po 80. roku życia nie może brać udziału w konklawe, ale kardynałem możesz zostać, nawet dobiegając setki. 

MB: No, ja to nie mogę. Jestem świecka.

HS: Ty nie możesz. Ale w teologii stawia się pytania również o to. Proponuje się, zwłaszcza w USA, że skoro kolegium kardynałów ma być ciałem doradczym papieża, dającym mu perspektywę z różnych krańców świata, jeśli to mają być również najbliżsi współpracownicy papieża w Rzymie – to może kardynalat nie musi być koniecznie związany ze święceniami? Może rzeczywiście mógłby to być rodzaj senatu, w którym znajdą się i świeccy, kobiety i mężczyźni? I wtedy to oni wybieraliby papieża. Ta myśl od czasu do czasu odżywa. 

MB: Wróćmy do rzeczywistości. Jest jeszcze przecież ten malowniczy podział na kardynałów biskupów, kardynałów prezbiterów i kardynałów diakonów. 

HS: Kardynałowie biskupi to zwykle najwyżsi urzędnicy kurii watykańskiej, prefekci kongregacji. Powinno być ich sześciu, tylu ile wokół Rzymu jest starożytnych diecezji, ale dziś jest ich jedenastu i należą do tego grona dawni współpracownicy św. Jana Pawła II i najbliżsi Franciszka. Kardynałowie prezbiterzy to arcybiskupi i biskupi diecezjalni. A kardynałowie diakoni to ci, którzy nie kierowali diecezjami, wybitni teolodzy czy niektórzy urzędnicy kurii.  Oprócz tego są jeszcze kardynałowie in pectore, zapisani w sercu papieża. Tak bywa, kiedy papież z jakiejś przyczyny nie może takiego kardynała ogłosić. Jego kapelusz kardynalski jest wtedy przechowywany w Rzymie. 

MB: I wiedza o tym, kto takim kardynałem został, może czasem umrzeć razem z papieżem – tak było w przypadku Jana Pawła II. Wcześniej mianował trzech innych in pectore, po latach ich ujawniając, jak w przypadku biskupa Szanghaju czy abp. Mariana Jaworskiego ze Lwowa. Ale już czwartego, mianowanego w 2003  roku, nie zdążył ujawnić i niczego na jego temat nie napisał w testamencie. Myśli ksiądz, że ten kardynał to wie? 

HS: Może wiedzieć, ale nie musi. Ciekawy jest za to klucz, według którego papież Franciszek wybiera kardynałów ze świata. To często są biskupi gdzieś z Afryki czy z Azji, z krajów muzułmańskich, którzy mają trzy parafie, liczące kilkanaście tysięcy ludzi: w naszych warunkach nie zostaliby nawet dziekanami. Ale papież ceni bądź niezwykłe świadectwo, jakie dają, bądź dobry wgląd w sprawy swojego ludu. I to jest dla niego i jego nominacji bardzo charakterystyczne. 

MB: Sam konsystorz też jest ciekawym wydarzeniem. To każde spotkanie kardynałów z papieżem – oczywiście poza tymi, kiedy papieża nie ma, a kardynałowie mają wybrać następnego. I kapelusze kardynalskie są wręczane niejako przy okazji tego spotkania, nie tylko o nie w konsystorzu chodzi. Zresztą samo mówienie o kapeluszach mnie wzrusza. Widziałam w gnieźnieńskim muzeum kapelusz Stefana Wyszyńskiego. Jest czerwony, ze sznurem z chwostami i bardzo płytki – jakby do biretu przymocowano prawie metrowe rondo. Jakżeż to musiało malowniczo wyglądać, kiedy kardynałowie w takich kapeluszach kroczyli po Watykanie! Potem pewnie lądowały gdzieś w szafie, na co dzień była wersja mniejsza, kształtem przypominająca każdy inny kapelusz. W takim kapeluszu kard. Wyszyńskiego można zobaczyć na starych zdjęciach.

HS: Dziś o kapeluszach kardynalskich mówi się tylko metaforycznie. Kardynałowie otrzymują od papieża purpurowy biret, pierścień i bullę, czyli dokument ogłaszający ich kardynałami. Od tego momentu przysługują im specjalne przywileje. Mogą spowiadać na całym świecie bez zgody miejscowego ordynariusza, mogą bez jego zgody używać pastorału. Przy okazji kardynałowie otrzymują również obywatelstwo Państwa Watykańskiego na czas pobytu w Rzymie. I biorą udział w konklawe, to jest oczywiście najważniejsze i najwyraźniejsze ich uprawnienie, ale o nim już mówiliśmy. Na kardynalat zawsze patrzyło się ze czcią. 

MB: Jakoś ostatnio niestety bycie kardynałem nie brzmi w naszych uszach dumnie… 

HS: Ale są i inne historie. Spotkałem kiedyś w Watykanie kardynała Barbarina, arcybiskupa Lyonu, prymasa Francji. Kardynałem został młodo, mianował go Benedykt XVI. Pamiętam, że mieliśmy jakieś sympozjum w Auli Pawła VI,
 jego przemówienie było tam najlepsze. Jak potem przyjechał na konklawe, to po Rzymie jeździł rowerem. Został oskarżony o to, że nie zgłosił wymiarowi sprawiedliwości przypadków nadużyć seksualnych wobec nieletnich, popełnionych przez księdza z diecezji. W trakcie procesu nie przyznał się do winy, ale w marcu 2019 roku został skazany na pół roku więzienia w zawieszeniu. Pojechał do Rzymu i na ręce papieża złożył rezygnację z obowiązków arcybiskupa. Papież tej rezygnacji nie przyjął: postanowił poczekać na wyrok sądu apelacyjnego, a kardynałowi zalecił podjęcie decyzji, która będzie najlepsza dla diecezji. Barbarin odsunął się wtedy od władzy. W styczniu 2020 roku sąd uznał, że jest niewinny i że wyrok, który na niego zasądzono, był niesprawiedliwy. Kardynał jednak nie wrócił, podtrzymał swoją rezygnację. Zrezygnował ze wszystkich przywilejów, żyje teraz w jednym z klasztorów bretońskich jako kapelan Małych Sióstr Ubogich, w kompletnym ubóstwie. Więc mógł i tak potoczyć się los kardynała… 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki