Pracownia Kantar w dniach od 6 do 12 listopada br. przeprowadziła badanie na reprezentatywnej grupie 1010 Polaków. 70 proc. respondentów poparło protesty, z czego 13 proc. wzięło w nich udział, niektórzy wielokrotnie. Największe poparcie zadeklarowały osoby w wieku 18–24 lata (niemal 30 proc. z nich wyszło na ulice), płci żeńskiej, z miast od 20 do 100 tysięcy mieszkańców. Gdyby chodziło w nich tylko o aborcję, rzecz byłaby prosta. Niestety młode, ochrzczone, bierzmowane dziewczyny idą dziś na wojnę nie tylko z władzą, ale też z Kościołem, a pod sprzeciwem wobec zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej rysuje się poważna odmowa „heroizmu życia codziennego”.
Polska ma specyficzną historię
Do tej pory w Polsce nie było masowych protestów związanych z ruchem kobiet i to mimo faktu, że ten ruch ma 172 lata (początek datuje się od Zjazdu Kobiet w Seneca Falls w USA w 1848 r.). Już wtedy kobiety walczące o równouprawnienie wychodziły na ulice, zachowaniem gorsząc sobie współczesnych.
Kiedy przez kolejne dziesięciolecia, w różnych odsłonach, miliony kobiet manifestowały na świecie, doprowadzając do uznania ich praw wyborczych, prawa do wykształcenia, do pracy zawodowej i równej płacy, do aktywności w życiu publicznym, partnerstwa, ochrony przed przemocą, Polki żyły innymi sprawami. Ich mężczyzn zabito w powstaniach lub wywieziono na Sybir, więc z musu uczyły się być zaradne. To wtedy wyłonił się mit heroicznej Matki Polki, ofiarnej w domu i aktywnej w sferze publicznej.
W latach sześćdziesiątych XX w. przyszła druga fala feminizmu. Kobiety w krajach kapitalistycznych zaczęły walczyć o to, co było już praktykowane w Polsce 20 lat wcześniej. W PRL-u niejako „z automatu” kobiety dostały od państwa wykształcenie, pracę zawodową i to na cały etat, równość w pracy i domu (itd.). Niestety – głównie formalną. Ponieważ nigdy nie było debaty na temat partnerskiego podziału obowiązków, większość tych domowych spoczywało na barkach kobiet, które heroicznie wywiązywały się z tego, co przyniosła im rzeczywistość. Zmianom społecznym towarzyszyła liberalizacja obyczajowa, w tym dostęp do antykoncepcji i prawo do aborcji. W latach ‘80 XX w. Polki znów były na barykadach. Z poświęceniem współtworzyły ruch społeczny „Solidarność”, choć gdyby mieszkały gdzie indziej, angażowałyby się w globalny ruch kobiet.
Hibernacja mentalności nierównych
Mało kto w Polsce ma świadomość, jak wyglądało nauczanie Kościoła w czasie, gdy PRL dał nam równouprawnienie. Często pojawia się argument – Polki są silne, zaradne, wspaniałe! Mieszkają w kraju katolickim kulturowo. Wniosek – Kościół tak dba o kobiety, że feminizm jest zbędny. Feministki to brzydkie, sfrustrowane baby, które walczą z mężczyznami, bo nie chcą przyjąć prawdy o płci. Polki jednak protestują? Ktoś je zmanipulował.
To bardziej skomplikowane. Kiedy komuniści wyrównywali szanse płci w PRL-u, Kościół potępiał zarówno aborcję, jak i pracę zawodową kobiet. Emancypacja była wbrew ówczesnej nauce Kościoła. Wystarczy sięgnąć do dokumentów.
W encyklice Casti Connubii Pius XI tak oceniał dążenia emancypacyjne kobiet: „nauczyciele fałszu (…) podkopują także wierne i godziwe podporządkowanie się żony wobec męża. Wielu z nich nazywa posłuszeństwo małżonki zuchwale niegodnym niewolnictwem. Obu małżonkom równe rzekomo przysługują prawa (…). Emancypacja fizjologiczna polega na tym, że niewiasty, gdy sobie tego życzą, wolne być mają od obowiązków małżonki, a więc małżeńskich i macierzyńskich (a wykazaliśmy już dostatecznie, że tego nie można zwać emancypacją, lecz zbrodnią przewrotną). Gospodarcza zaś emancypacja dąży do tego, by żona bez wiedzy i wbrew woli męża swobodnie mogła swoimi zająć się interesami, prowadzić je i nimi zarządzać, z uszczerbkiem oczywiście dzieci, męża i całej rodziny. Społeczna emancypacja wreszcie na tym się opiera, żeby żona, wolna od zajęć domowych przy dzieciach i rodzinie, swoim własnym mogła żyć życiem i również publicznym urzędom i obowiązkom się poświęcać” (CC, 1930).
Znak czasu
Po wojnie prawo do decydowania o tym, czym de facto będzie się w życiu zajmować kobieta, miał więc jej mąż. Miał nad nią władzę, której nie miał Adam po stworzeniu. Ona miała być posłuszna, co – jak tłumaczono – w niczym nie ujmowało jej godności. Bóg ustanowił ład hierarchiczny, więc śmiertelnik zmienić go nie może. Jak czytamy, „powinna panować nierówność pewna i podporządkowanie się” kobiety (CC).
Te fragmenty są nieaktualne. Równość płci Kościół uznaje za znak czasu. Określenie to weszło do nauczania za sprawą Jana XXIII – świętego papieża, kanonizowanego wspólnie z Janem Pawłem II na tej samej uroczystości. Znaki czasu to kategoria, która odnosi się do nowych zjawisk społecznych – nie zawsze tylko pozytywnych – które zmuszają katolików do odczytywania zmian zachodzących wokół w świetle Ewangelii. Przykładem jest ekologia, która kiedyś była odrzucana w całości jako… lewicowa. Ruch ekologiczny z lat ‘60 był znakiem czasu. Tak samo jest między innymi z kwestią kobiet, która wymaga poważnej refleksji, powrotu do korzeni, wprowadzenia nauczania Kościoła w życie. Być może – nawrócenia?
To absolutnie nie oznacza, że mamy się zgodzić na aborcję czy kapłaństwo kobiet! Nie oznacza też jednak, że złe są wszystkie zmiany na rzecz równości. W Polsce coś się z dawnej, nierównościowej mentalności, mocno niestety zahibernowało. Choć nie zawsze to widać na pierwszy rzut oka.
Kościół pogłębił i skorygował swoje nauczanie
Zwrot nastąpił w encyklice Jana XXIII Pacem in terris z 1963 r. Ówczesny papież pisze, że „kobiety są z każdym dniem bardziej świadome swojej godności ludzkiej, nie zgadzają się na traktowanie ich jako istot bezdusznych czy też jakichś narzędzi, lecz domagają się praw i obowiązków godnych ich ludzkiej osobowości, tak w życiu domowym jak i publicznym. (…) W naszych bowiem czasach zdezaktualizowały się poglądy głoszone przez tyle stuleci, jakoby jednym warstwom społecznym przysługiwało niższe miejsce, innym zaś należało się pierwszeństwo, czy to ze względów gospodarczych i społecznych, czy też z racji płci (…). Wszyscy ludzie są sobie równi co do natury i godności, dlatego też – przynajmniej w świetle rozumu i nauki – nie znajduje żadnego uzasadnienia dyskryminacja ludzi ze względu na ich pochodzenie”.
Według konstytucji Gaudium et spes z 1965 r. dyskryminacja ze względu na płeć (a także rasę, kolor skóry, pozycję społeczną, język czy religię) „powinna być przezwyciężona i zlikwidowana jako sprzeczna za zamysłem Bożym”. Tu również jest mowa o znakach czasu. Dyskryminację kobiet konsekwentnie potępiali posoborowi papieże. Jak to zatem możliwe, że w Polsce większość katolików, w tym księży, o tym nie wie? Papież Polak stawał w obronie rodziny i nienarodzonych, ale w tym samym czasie bronił kobiet przed dyskryminacją.
Ignorancja w tej materii wynika prawdopodobnie z zaniedbań katolickiej nauki społecznej, gdyż dyskryminacja jest domeną tej dyscypliny, a nie – jak się uważa – teologii feministycznej. Katolicką równość różni od feminizmu nie tylko kwestia antropologii, tj. natury człowieka. Bardzo istotne jest zdefiniowanie słowa dyskryminacja i wyraźne określenie jej obszarów. Kuleje refleksja naukowa. Brak równości w praktyce.
Antydyskryminacyjny pontyfikat Wojtyły
W Liście do kobiet z 1995 r. Jan Paweł II oddał sprawiedliwość walczącym przez dziesiątki lat o swoje prawa kobietom: „nie mogę nie wyrazić mego podziwu dla kobiet dobrej woli, które poświęciły się obronie swojej kobiecej godności, walcząc o podstawowe prawa społeczne, ekonomiczne i polityczne, i które podjęły tę odważną inicjatywę w okresie, gdy ich zaangażowanie było uważane za wykroczenie, oznakę braku kobiecości, objaw ekshibicjonizmu, a nawet grzech!”. List cytuje się równie chętnie, co wybiórczo, podkreślając wątek macierzyństwa i rodziny z pominięciem sprzeciwu wobec dyskryminacji. Podobne fragmenty wielu papieskich dokumentów są w Polsce jakby tabu.
W Mulieris dignitatem Jan Paweł II napisał, że posłuszeństwo istotnie jest ważne, ale ma być wzajemne! Kobieta nie jest – jak do tej pory – jednostronną „pomocą dla mężczyzny”. Słowa św. Pawła o „poddaniu żony mężowi” z Listu do Efezjan zinterpretował równościowo, zmieniając tradycję. Co ważne, chodzi tu nie o werbalną „równość w godności”, ale także (sic!) o awans kobiet w strukturze. Papież podkreślił: „W zasięgu działania Chrystusa zmienia się ich pozycja społeczna”. O ile wcześniej posłuszeństwo kobiety wywodzono z fragmentu Księgi Rodzaju „on będzie panował nad tobą”, to dziś zdanie to Kościół uznaje za stwierdzenie bolesnego następstwa grzechu pierworodnego. W zamyśle Stwórcy panuje równość, harmonia i komunia, które zerwał akt nieposłuszeństwa, czyli grzech. Kobieta i mężczyzna są równi w rozumie i miłości. Różni, ale równi. Każdy jest niepowtarzalną osobą.
Słowo dyskryminacja pada w adhortacji apostolskiej dotyczącej życia konsekrowanego Vita consecrata, obok stwierdzenia: „Jest oczywiste, że należy uznać zasadność wielu rewindykacji dotyczących miejsca kobiety w różnych środowiskach społecznych i kościelnych”. W adhortacji o wiernych świeckich Christifideles laici Jan Paweł II pisze o pełnym uczestnictwie kobiet w życiu Kościoła i o ich dopuszczeniu do podejmowania decyzji. Wzywa do zdecydowanego sprzeciwu wobec dyskryminacji kobiet, podkreślając, że ma się to dokonać w praktyce, bo w teorii Kościół tak naucza. Czy w Polsce tak właśnie się dzieje?
Oczywiście nie jest to całe i kompletne nauczanie o kobiecie. Kościół dostrzega problem sztucznej równości, która czasem niszczy powołanie macierzyńskie, zachęca do walki o rewindykację agresywnymi metodami itd. Jak jednak widać po ostatnich wydarzeniach na ulicach, unikanie tematu nie ustrzeże młodego pokolenia kobiet przed tymi zagrożeniami.
Wyzwanie stojące przed Kościołem
Papież Franciszek często powołuje się na Jana Pawła II. Realizuje postulat równości płci w praktyce. Obsadza kobietami coraz więcej wysokich stanowisk, potępia przemoc, która w warunkach nierówności i bezwarunkowego posłuszeństwa bywa… bardziej bezkarna. 25 listopada, w Międzynarodowym Dniu Eliminacji Przemocy Wobec Kobiet, papież upomniał się o ich dobro, na co pozytywnie zareagowały katolickie media i Caritas Polska. Czemu jednak w Polsce debata ta toczy się wyłącznie w stronę krytyki konwencji stambulskiej, podczas gdy to właśnie Kościół ma świecić przykładem troski o ofiary przemocy? Słabsi to nie tylko osoby nienarodzone krzywdzone przez matki. Czasem to kobiety, matki i nie matki, krzywdzone przez silniejszych mężczyzn.
Jednym z przejawów buntu po orzeczeniu Trybunału było zawieszenie flagi z błyskawicą na krzyżu na Giewoncie. Oburza nas to i rani. Tak bardzo, że zapominamy, jak tam trafiła. Gmina Zakopane, u podnóża Giewontu, jako jedyna w kraju od ośmiu lat nie wdrożyła Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, co uzasadnia… nauką Jana Pawła II, obroną rodziny i walką z ideologią gender. Protestujące na ulicach katoliczki są naprawdę przeciwko aborcji. Przynajmniej wiele z nich. I równie zdecydowanie – przeciwko przemocy wobec kobiet. We wspólnocie Kościoła czują się ignorowane, bo „problemu nie ma”. Problemy, które nie są rozwiązane, mszczą się dużo szybciej, niż niestrzelona bramka w finale mundialu. Żeby problem rozwiązać, trzeba uznać jego istnienie.
Najlepszym sposobem obrony rodziny jest obrona kobiet. Nie wystarczy powtarzać jak mantry określenia „geniusz kobiety”. W Polsce znaczy on tyle co „geniusz Matki Polki”. Ta – jak wiemy – może oznaczać, że nie mają potrzeb i praw na równi z mężczyznami. Jej główną troską jest heroiczne zaspokojenie potrzeb, emocji i praw innych. Mit Matki Polki to relatywny twór kulturowy, czasowy i lokalny. Efekt trudnej, polskiej historii. Młode pokolenie pisze ją po swojemu.
Polki się zmieniają
Co widać w szkole, w pracy, w internecie, na ulicach – i w badaniach naukowych. W rozdziale „Kobiety i mężczyźni w domu i na rynku pracy” diagnozy społecznej CBOS z 2019 r. pt. „Współczesna Polska Rodzina” czytamy, że o ile jeszcze w 2013 r. kariera kobiet była przez większość Polek postrzegana jako zagrożenie dla życia rodzinnego, to w 2018 r. to się zmieniło. Na pytanie, czy gdyby zarobki męża/partnera wystarczyły na utrzymanie rodziny, zrezygnowałaby pani z pracy zawodowej, 52 proc. Polek (ponad połowa) odmówiłoby, z czego 27 proc. – kategorycznie. Praca to już nie przymus ekonomiczny, lecz samorealizacja. W PRL-u Polka pracować musiała, nie miała wyboru. Dziś chce czegoś więcej, niż tylko być żoną, mamą czy gospodynią domową – wystarczy zajrzeć na gigantyczną popularność Magdaleny Kostyszyn znanej jako Ch…wa Pani Domu. Jest kobieca, piękna, inteligentna, zabawna i ma setki tysięcy fanek, które – jak ona – nie odnajdują się jedynie w rolach gospodyń domu, żon i mam. Mają dość ciągłych wyrzeczeń, zaciskania zębów, a przede wszystkim udawania kogoś, kim nie są. Podczas, gdy świat uszyty jest na miarę mężczyzn i to oni mają możliwości pełnego rozwoju. Grupa docelowa Magdaleny Kostyszyn jest bardzo podobna do tej, którą pokazują badania uczestniczek demonstracji…
Abp Stanisław Gądecki słusznie się niepokoi: „Żądanie prawa do zabijania nienarodzonego dziecka, szczególnie wtedy, gdy wiemy, że urodzi się ono niepełnosprawne, jest niegodne człowieka. Dla osób wierzących w Boga takie żądanie jest złem moralnym, jest grzechem. Tymczasem pośród protestujących są także ludzie, którzy określają się jako wierzący”. Obawiam się tylko, że katoliczki biorące udział w protestach – te, które nie utożsamiają się z antykatolickimi postulatami tych protestów – mogą być w ten sposób postrzegane jako osoby niemające nic ważnego do powiedzenia. Można je oczywiście skreślić jako grzesznice. Ale można też na ulicach poszukać znaku czasu. Wszystko po to, aby czegoś ważnego nie „wylać z kąpielą” i obok słusznego potępienia wielu postulatów komitetu strajkowego, nie nadłamać trzciny, którą są kobiety wołające o zrozumienie ich sytuacji. Bo może ta nadłamana trzcina właśnie tęskni do troskliwego ogrodnika.