Poczucie zagubienia i opuszczenia to doświadczenie, które jest dzisiaj naszym udziałem. Niektórzy publicyści piszą nawet o „ciemnej nocy Kościoła”, którą przeżywamy teraz w Polsce. Taką hipotezę przedstawia między innymi Zbigniew Nosowski, który równocześnie jednak proponuje, by cierpliwie znosić ten czas opustoszenia – i znosić go z nadzieją, że „noc ciemna dokona w nas oczyszczenia i odsłoni oblicze Boga, obecne bliżej, niż się nam wydaje”. Redaktor naczelny „Więzi” proponuje też, by widzieć chrześcijaństwo nie w czasie przeszłym, nie jak coś, co jest za nami, ale jako zadanie, które jest przed nami.
Życie w napięciu
Przed tygodniem rozpoczęliśmy nasze adwentowe poszukiwania nadziei. Rozpoczęliśmy je z niepokojem i drżeniem, pełni bólu i wątpliwości, ale też z głębokim przekonaniem, jak bardzo nadzieja jest dla nas ważna, jak jest potrzebna, i jak często nam jej dzisiaj brakuje.
Benedykt XVI, którego wybraliśmy na przewodnika tej adwentowej drogi, wskazuje cztery miejsca, w których możemy uczyć się i ćwiczyć w nadziei. Modlitwa rozumiana jako otwarcie na Boga i na drugiego człowieka, połączona z oddaniem swojego serca Duchowi Świętemu, jest pierwszym z tych miejsc i o nim była mowa w minionym tygodniu. Nic więc dziwnego, że gdy papież Franciszek mówi o nadziei jako cnocie, której się nie widzi, która pracuje niejako od środka, podkreśla konieczność otwarcia się na obietnicę Pana. „Trzeba kroczyć w stronę obietnicy, wiedząc, że to Duch w nas działa” – mówił Franciszek w jednym ze swoich kazań. „Oby Pan obdarzył nas wszystkich łaską życia w napięciu, w napięciu, ale nie z powodu nerwów, problemów, nie – w napięciu, bo Duch Święty rzuca nas w stronę drugiego brzegu i podtrzymuje w nadziei” – dodał papież.
Świat bardziej promienny i ludzki
Drugim po modlitwie miejscem uczenia się i ćwiczenia w nadziei jest działanie, i to o nim mowa jest w tym tygodniu. W encyklice Spe salvi czytamy, że „Każde poważne i prawe działanie człowieka jest czynną nadzieją. Jest nią przede wszystkim w takim sensie, że w ten sposób usiłujemy wypełnić nasze małe i większe nadzieje: wywiązać się z takiego czy innego zadania, które ma znaczenie dla dalszej drogi naszego życia”. Ze wzruszeniem czytam słowa Benedykta XVI, który rozwijając tę myśl, dodaje: „Przez własne zaangażowanie przyczynić się do tego, aby świat był bardziej promienny i ludzki, i aby tak otwierały się drzwi na przyszłość”. Czy nadzieja, za którą tęsknimy nie oznacza świata bardziej promiennego i ludzkiego? Czy myśląc o nadziei, nie chcemy właśnie widzieć drzwi, które otwierają się na przyszłość?
I może dlatego, gdy – pomimo trwającej nocy ciemności – przeżywamy chrześcijaństwo jako zadanie, jako coś, co jest przed nami, ale też wtedy, gdy czujemy to napięcie, które towarzyszy naszemu otwarciu na działanie Ducha Świętego i zbliżaniu się do drugiego brzegu – wtedy właśnie zaczynamy dostrzegać, że jesteśmy coraz bliżej, że jest ona gdzieś blisko, może nawet na wyciągnięcie ręki.
Benedykt XVI charakteryzując to drugie miejsce urzeczywistniania się nadziei, pisze wprost o „wywiązywaniu się z konkretnych zadań”. Myślę więc, że warto w tym adwentowym czasie pomyśleć o działaniach, które podejmiemy – najlepiej razem z innymi, a jak to nie będzie możliwe, to indywidualnie – w celu zbliżenia się do tej nadziei, której chrześcijanin uczy się właśnie wtedy, gdy nie siedzi z założonymi rękoma, ale próbuje robić coś wartościowego.
Nadzieja w trosce o stworzenie
Papież Benedykt proponuje w tym miejscu – co jest bardzo ciekawe i może zbyt mało dotąd zwracaliśmy na to uwagę w jego nauczaniu – działania, które z całą pewnością możemy nazwać ekologicznymi. „Uwolnić własne życie i świat od zatrucia i zanieczyszczenia, które mogą zniszczyć teraźniejszość i przyszłość” – czytamy w encyklice. „Oczyścić i zachować bez skazy źródła stworzenia, i w ten sposób wraz ze stworzeniem, które uprzedza nas jako dar, czynić to, co słuszne i zgodne z wewnętrznymi wymaganiami i celowością stworzenia. To ma sens, nawet jeśli pozornie nie daje rezultatów lub wydaje się, że jesteśmy bezsilni wobec przewagi sił przeciwnych” – dodaje Benedykt XVI. Nadzieję można więc znajdować w trosce o stworzenie, w dbałości o czystość wody czy powietrza, w działaniach podejmowanych w celu niemarnowania żywności i jak najmądrzejszego korzystania z darów ziemi, czy też w ograniczaniu ilości produkowanych śmieci (papież Franciszek rozwinie potem tę myśl w swojej „ekologicznej” encyklice, pisząc o kulturze odrzucenia – odrzucenia ludzi i przedmiotów, które szybko stają się niepotrzebnymi śmieciami). Ile tu jeszcze mamy do zrobienia! Ile działań, które możemy podjąć – tu i teraz!
Zatrucie i zanieczyszczenie można też jednak rozumieć szerzej. Nie przypadkiem mówimy, że ktoś komuś zatruwa życie… Zatruwamy je słowami, uczynkami albo też zaniechaniem działań, ucieczką od odpowiedzialności, brakiem empatii, wrażliwości i bliskości, czy po prostu nieobecnością. Z naszych dzieł może wypływać nadzieja dla nas i dla innych, ale są i takie dzieła – złe dzieła, które tę nadzieję mogą nam i innym odbierać…
Działać i iść naprzód
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną istotną sprawę. „Ważne jest wiedzieć – pisze Benedykt XVI – że mogę zawsze żywić nadzieję, nawet jeżeli w moim życiu albo w danym historycznym momencie jest oczywiste, że nie mam czego się spodziewać”. Dla wielu ludzi takim historycznym momentem były i są nadal okoliczności związane z pandemią. Lekarki i lekarze, pielęgniarki i pielęgniarze, farmaceuci, pracownicy supermarketów i innych sklepów, sprzątaczki, opiekunki i opiekunowie, przewoźnicy, kobiety i mężczyźni pracujący dla zapewnienia usług społecznych i bezpieczeństwa, wolontariuszki i wolontariusze, księża, siostry zakonne i zakonnicy – wbrew beznadziejnym okolicznościom – żywili nadzieję i dla jej podtrzymania podejmowali działania, które dawały nadzieję innym, nierzadko jakby wbrew nadziei. Ale wielu tym ludziom towarzyszyła właśnie ta „wielka nadzieja-pewność, że na przekór wszelkim niepowodzeniom ich życie osobiste oraz cała historia są pod opieką niezniszczalnej mocy Miłości, i dzięki niej i dla niej mają sens i wartość” (Spe salvi, 35). Ta nadzieja dodawała im odwagi, by działać i iść naprzód.
Małe rzeczy i wielka miłość
„W tym życiu nie zawsze możemy robić rzeczy wielkie, ale możemy robić rzeczy małe z wielką miłością” – te słowa świętej Matki Teresy z Kalkuty można przeczytać na drzwiach prowadzących do biura s. Marioli Mierzejewskiej. Jest przełożoną sierocińca dla dzieci, utrzymywanego przez Fundację Kasisi w głębi afrykańskiego buszu, 30 kilometrów od Lusaki, stolicy Zambii. W prowadzonym przez siostry Kasisi Children’s Home mieszka około 250 dzieci. Siostry mówią o nich „cudowne dzieciaki”. Osierocone, osamotnione, często zmagające się z różnymi ciężkimi chorobami i trudnymi historiami życiowymi, są pod dobrą opieką. „Małe rzeczy robione z wielką miłością…” – to one dają nadzieję!
Gdy myślimy o dzieciach i tych, którzy im pomagają, nie sposób nie zauważyć, że druga niedziela Adwentu przypada w tym roku 6 grudnia, a nasze rozważanie o ćwiczeniu się w nadziei zbiega się ze wspomnieniem św. Mikołaja. I dlatego – choć może komuś to się wyda trochę mało poważne – pozwolę sobie w tym miejscu przywołać słowa piosenki Arki Noego o św. Mikołaju: „I ty możesz zostać Świętym Mikołajem. I tym, co prezenty ludziom rozdaje (…). Cieszą się wszyscy, którzy dostają, a jeszcze bardziej Ci, którzy dają”. Jest w tych prostych słowach jakaś głęboka mądrość, o której warto pamiętać, bo nadzieję, tak jak radość, mają przede wszystkim ci, którzy dają ją innym.
Chrześcijaństwo to zadanie
„Każde poważne i prawe działanie człowieka jest czynną nadzieją”. Lista działań, które czekają na podjęcie, jest bardzo długa. Wspomnę na koniec o jednej kwestii, która w kontekście trwających w naszym kraju sporów wydaje się niezwykle ważna. Wiele jest dzieci, które czekają na adopcję – tę duchową, na odległość, polegającą na modlitewnym i materialnym wsparciu konkretnego dziecka, ale przede wszystkim tę faktyczną, prawną, dzięki której nadzieja na bycie kochanym – nadzieja na mamę i tatę – staje się rzeczywistością. To jeden konkretny obszar, który czeka na nasze działanie. Ale obok niego jest jeszcze wiele, wiele innych… Chrześcijaństwo to zadanie, to przyszłość, która jest przed nami. Od takich działań, może małych, ale podejmowanych z miłością, zależeć będzie w dużej mierze to, kiedy skończy się ta ciemna noc Kościoła, w której jesteśmy pogrążeni i kiedy – przerzuceni przez Ducha Świętego – znajdziemy się na drugim brzegu.