Czyżby nagroda była jedna dla każdego zbawionego? Przeczy to naszym różnym domorosłym wizjom nieba złożonego z różnorodnych apartamentów, których komfort jest wprost proporcjonalny do świętości życia tego, któremu przypadnie on w udziale. Liczba dobrych uczynków przekłada się bezpośrednio na piękno widoku z okna, a czasookres modlitewny całego życia na metraż niebieskiego mieszkanka. Tymczasem przypowieść o robotnikach, którzy musieli zadowolić się dokładnie tą samą zapłatą, mimo że byli najmowani do pracy o różnych porach dnia, mówi wyraźnie: nagroda jest jedna. I tyle na ten temat. Niezależnie czy cały dzień był spędzony na słonecznym skwarze, czy ledwie jedną godzinę ktoś popracował, dostanie to samo. Niesprawiedliwość? No nie jest to przypowieść o sprawiedliwości, a o Królestwie Bożym. A jeśli komuś wydaje się to niesprawiedliwe, to musi sobie jakoś z tym poczuciem krzywdy poradzić. Przeczuwając ten stan rzeczy, Chrystus opowiadając tę historyjkę, stara się przyjść z pomocą takim naszym ewentualnym problemom. Do wszystkich zdziwionych, ba, nawet sfrustrowanych niesprawiedliwym ich zdaniem systemem wynagrodzeń, zwraca się bardzo ciepło i serdecznie: „Przyjacielu”, a następnie wyjaśnia, że przecież gospodarz nie robi nikomu krzywdy, a poza tym może sobie robić ze swoją własnością, co chce. Jako konkluzja pojawia się jednak dość twarde zdanie: „Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?”.
Zatem pierwsza mądrość, jaka wypływa z tej przypowieści, to właśnie ta podsumowująca opowieść myśl: „Bóg jest dobry”. A druga to w zasadzie prosta informacja: „Nagroda dla wszystkich jest jedna”. A co nią jest? O tym w przypowieści ani słowa. Tu i ówdzie w mądrych dywagacjach eschatologicznych odpowiedź na to pytanie zawiera się w jednym słowie: „Chrystus”. Zatem nagrodą dla każdego z nas będzie bliskie i bezpośrednie obcowanie z Chrystusem. Jeśli tylko przeformułujemy nasze myślenie, to każdemu człowiekowi będziemy tego z serca życzyli. Przestanie też nas dziwić, że słońce świeci na dobrych i na złych. A co możemy zrobić, by fakt ten nie tylko nas nie dziwił, a wręcz wywoływał zachwyt? To już osobne pytanie warte przemyślenia.