Potrzeba relacji jest najważniejszą potrzebą człowieka – napisano w materiałach na kończący się 20 września Tydzień Wychowania. Gdy to przeczytałam, pomyślałam: czy trzeba przypominać rzeczy oczywiste?
– Z tą oczywistością jest trochę tak, jak w tej historyjce: pięć żabek siedziało na parapecie. Trzy postanowiły z niego zeskoczyć. Ile żabek zostało na parapecie?
Dwie?
– Niekoniecznie. Trzy postanowiły zeskoczyć – ale czy zeskoczyły? Między naszymi postanowieniami a wykonaniem jest przepaść. Aby przejść od wiedzy o czymś do działania, trzeba pokonać trzy stopnie: najpierw trzeba wiedzieć, jak należy postępować, pierwszy stopień do przejścia jest więc między „nie wiem” a „wiem”. Kolejny – między „wiem” a „chcę”. Można jednak chcieć i nie potrafić: następny stopień to między „chcieć” a „móc” i tutaj często zaczyna się problem. Wiemy, że relacje są podstawą naszego życia, ale pytanie, czy chcemy je dojrzale rozwijać – bo z różnych powodów może nam być wygodnie tkwić w niedojrzałej czy nawet toksycznej relacji. A potem, gdy już chcemy budować dojrzałą więź, to pytanie, czy potrafimy – a możemy z różnych powodów nie umieć. Dlatego ważna jest refleksja nad kształtowaniem relacji, nad czymś, co jest oczywiste, ale niekoniecznie łatwe. W ciągu Tygodnia Wychowania nie jesteśmy w stanie oczywiście zaradzić wielu problemom, ale chodzi o impuls, żeby zwrócić na nie uwagę.
I udaje się? Czy Tydzień Wychowania odnosi realny skutek, czy pozostaje inicjatywą „na papierze”, oderwaną od życia?
– To słuszne pytanie, zwłaszcza że niektórzy duszpasterze zwracają uwagę na to, że równolegle do kalendarza liturgicznego wyznaczanego przez okresy liturgiczne i święta tworzy się w Kościele jakby nowy kalendarz wyznaczany przez rozmaite tygodnie i dni: tydzień miłosierdzia, misyjny, powołaniowy, wychowania itp. Dlatego postanowiliśmy jedno z drugim zharmonizować: wpisaliśmy w rozważania liturgiczne treści, które wiążą się z zagadnieniami postulowanymi przez Tydzień Wychowania i mamy np. rozważania do czytań na dany dzień nawiązujące do tematyki budowania relacji.
Chcemy, żeby to, co robimy, było praktyczne. Dziś bardzo wiele opracowań z dziedziny pedagogiki ma wymiar abstrakcyjny, teoretyczny. Pedagogika jest w ogóle bardzo ciekawą dziedziną: nawiązuje trochę do psychologii, ale nią nie jest, nawiązuje do aksjologii, do etyki – ale nie jest etyką, jest nauką z pogranicza. Ale nieraz jej opracowania, które obecnie są wydawane, mówiąc kolokwialnie, są trochę „ponad głowami”. Przekonuję się o tym także osobiście: odwiedzam moją siostrę, która ma troje dzieci i swego czasu z perspektywy pedagoga, wykładowcy historii i teorii wychowania udzielałem jej rad, z czego nie była zadowolona, bo ona ma okazję zweryfikowania tych rad w praktyce. Przekonałem się na przykład, że wiele moich obaw było nadmiernych. Bardzo cenne są opracowania i pomoce wyrastające z doświadczeń rodziców, np. książka Rodzice w akcji Moniki i Marcina Gajdów, zawierająca bardzo konkretne wskazówki. Myślę, że musimy iść raczej w tym kierunku. Powtórzę więc: chcemy, żeby to, co robimy, było praktyczne, a teorię zostawmy wydziałom pedagogiki.
Każdy z nas ma jakieś relacje z innymi, ale bywają one niedojrzałe, z jakichś powodów kuleją. Jakie są zdaniem Księdza trzy kluczowe rzeczy w budowaniu relacji zdrowych i naprawdę dojrzałych?
– Przede wszystkim pełne zaangażowanie. Bóg angażuje się w relację z nami całym sobą. Jego relacja jest miłością troskliwą, mądrą i widzi wszystkie sfery człowieka: rozum, uczucia, wolę. Takie pełne zaangażowanie w relację to udział tych wszystkich sfer.
Drugą rzeczą jest prawda. Ona umożliwia zaufanie. W relacji muszę być prawdziwy, maskę zostawiam przed wejściem do mieszkania osoby, z którą łączą mnie bliskie więzi. Spójrzmy na obraz człowieka – cebuli. Gdy chcemy zobaczyć to, co rzeczywiście jest w środku cebuli, mamy problem, bo zostaną same zewnętrzne warstwy. Jeżeli zależy nam na relacji, powinna nam ona dawać komfort bycia sobą, dotarcia do prawdziwego „ja” bez udawania i zasłaniania się. Elementem tego jest też prawdomówność.
Trzeci warunek to akceptacja, bo nikt nie jest idealny. Ale przy pewnym założeniu. Przeczytałem kiedyś takie ciekawe stwierdzenie: Bóg kocha mnie takim, jakim jestem – słabym, grzesznym – miłością bezwarunkową. Ale kocha mnie za bardzo, żeby mnie zostawić takim, jakim jestem, czyli chce mojego rozwoju. Myślę, że to jest klucz do tego, co oznacza akceptacja w relacji: zaakceptować człowieka takim, jaki jest, ale jeśli zależy mi na nim, to będę robił wszystko, by pomóc mu, żeby się rozwijał.
Od kogo możemy się uczyć budowania więzi?
– Pierwszym autorytetem jest oczywiście Jezus. On naprawdę głęboko wchodził w relację i nie traktował jej instrumentalnie, nigdy nie przemawiał „z góry”, spełniał to wszystko, o czym już powiedzieliśmy. Ale dla mnie też św. Ignacy Loyola, który był „niepisanym” psychologiem, gdy jeszcze nie istniała psychologia jako nauka. Wszystko, o czym pisze w swoich ćwiczeniach (etap niedojrzałości, wątpliwości, skrupuły, potem wymaganie od siebie, rozeznawanie), sam przeszedł. To, o czym mówi, sprawdza się już od wielu lat.
A Jan Paweł II? W materiałach na Tydzień Wychowania wymieniany jako „papież relacji”? I tak, rzeczywiście miał niezwykły dar, a z drugiej strony – czasem wydaje się naszym mistrzem i papieżem „od wszystkiego”...
– Gdy w gronie organizatorów Tygodnia Wychowania zastanawialiśmy się nad tematem, pojawiła się myśl o 100. rocznicy urodzin Jana Pawła II, a on od razu skojarzył nam się z relacjami. Wyszliśmy więc od rocznicy związanej z papieżem, ale ostatecznie doszliśmy do budowania więzi. Słuszna jednak uwaga, bo najlepszy nawet temat można spalić i wyświechtać. Ale Jan Paweł II naprawdę był genialnym przykładem budowania relacji. Najlepiej pokazała to według mnie Msza św. w 1978 r. w Argentynie, na stadionie, kiedy papież nawiązał dialog z młodzieżą. Zapytał: Czy wyrzekacie się bożka władzy? – Wyrzekamy się – padła odpowiedź. Czy wyrzekacie się bożka posiadania, pieniędzy? – Wyrzekamy się. Czy wyrzekacie się bożka seksu? – Nie! – na cały stadion krzyk: nie! Ja bym się w tym momencie, kolokwialnie mówiąc, „wyłożył”, nie wiedziałbym, jak z tego wyjść, a papież – idąc za ciosem i wykazując błyskawicznym refleksem – zadał kolejne pytanie: czy wyrzekacie się bożka seksu, który niszczy prawdziwą miłość? Nie obraził się na tych młodych ludzi, za to potrafił odkryć ich potrzeby i pragnienia. On rzeczywiście potrafił nawiązywać relacje ze wszystkimi.
Wychowanie to domena rodziny, dalej szkoły, katechezy – tak najczęściej o nim myślimy. Ale osoby żyjące samotnie, niemające dzieci też mogą mieć w nim udział.
– Hasło, które przyświecało nam 10 lat temu w pierwszym Tygodniu Wychowania, brzmiało: „Wszyscy zacznijmy wychowywać”. Spotkaliśmy się z zarzutami, że jest oczywiste, banalne. Tyle że nie do końca zrozumiano wtedy ideę, bo nie chodziło nam o nacisk na „zacznijmy”, ale na „wszyscy”, żeby każdy poczuł się odpowiedzialny za to, czym jest wychowanie, bo każdy ma tu coś do zrobienia. Myślę, że wiele osób, także samotnych, ma kontakt z dziećmi; wiemy, co znaczy dobry wujek czy ciocia, której odwiedzin dziecko nie może się doczekać. Każde słowo, rozmowa czy wspólny spacer jest oddziaływaniem na dziecko, przez to też wychowujemy. A najbardziej wychowujemy własnym przykładem. Może to znowu trywialne, ale przykład dajemy zawsze, chcąc nie chcąc, zachowując się tak a nie inaczej – na ulicy, w pociągu, w sklepie i wielu codziennych sytuacjach. Nasze świadectwo wpływa na innych.