Logo Przewdonik Katolicki

Kleryk w poszukiwaniu stabilizacji

Tomasz Królak
fot. Vandeville Eric/ABACA/PAP/EPA

Pociąga ich raczej stabilna działalność w parafii niż mniej pewna katecheza w szkole. Moralnie nie są zbyt rygorystyczni, a kapłaństwo jest dla nich bardziej okazją do samorozwoju niż drogą służby. Tacy są polscy kandydaci do kapłaństwa. 

Ich zbiorowy, dość precyzyjny, portret wyłania się z badań przeprowadzonych przez ks. prof. Krzysztofa Pawlinę, a opublikowanych w książce Powołania kapłańskie AD 2020 (Wydawnictwo Naukowe Collegium Bobolanum). Ukazanie w opracowaniu cech, predyspozycji i braków współczesnych kleryków to efekt kwerendy przeprowadzonej w 38, a więc w prawie wszystkich polskich seminariach duchownych. 

Parafia, ach parafia!
Jedną z najważniejszych i zarazem najbardziej niepokojących informacji jest dla mnie ta, że niemal połowa kleryków (45 proc.) chciałaby pracować w parafii. Ks. prof. Pawlina nie kryje niepokoju, bowiem, jak tłumaczy, „posługa w parafii nie wymaga specjalnych przedsięwzięć, bo koncentruje się na sprawowaniu kultu. Byłby to zły znak dla eklezjologii, jaką rozpościera przed nami papież Franciszek”. Niestety, bo nie widać tu impulsu do, owszem, ryzykownego duszpastersko, ale przecież jak najbardziej ewangelicznego pragnienia wyjścia na peryferie. Do służby w Kościele jako „szpitalu polowym”. Do „porzucenia kanapy” i bycia odważnym świadkiem Chrystusa we współczesnym świecie. Widać raczej tęsknotę do urzędniczej stabilizacji i parafialnej kanapy. Pół biedy, gdyby służyć ona miała pożytecznej lekturze. Ale gdzież tam! 9 proc. respondentów nie przeczytało w ciągu ostatniego roku żadnej książki. Jak, z ujawnionym w ten sposób resentymentem do kultury, zamierzają oni być duszpasterzami, kaznodziejami, spowiednikami? Z kim, o czym i jak zamierzają rozmawiać, np. podczas kolędy?
W porównaniu z motywacjami sprzed 20 lat ks. prof. Pawlina zauważa pewne przesunięcie akcentów z potrzeby służby (Bogu, Kościołowi, ludziom) w kierunku potrzeby pogłębienia osobistej relacji z Bogiem. „Sprawa powołania jest więc traktowana jako element bardziej osobistego rozwoju duchowego niż służby” – pisze autor książki. Obawiam się, w świetle powyższych niepokojów, że także pięknie brzmiąca „osobista relacja z Bogiem” może oznaczać ucieczkę czy lęk przed spotkaniem ze światem. Być może to za daleko idący wniosek, ale czyż jego słuszności nie potwierdza fakt, że tylko 2,4 proc. kleryków chce uczyć katechezy? Ks. Pawlina: „Widzą siebie jako księży w zaciszu parafialnym. Nie widać w nich pasji i chęci do oryginalności. Najsmutniejsze jest to, że przepowiadanie, które jest jedną z głównych posług Kościoła, nie jest ich celem”. Nie dziwi więc i to, że także praca misyjna nie jest, mówiąc delikatnie, priorytetem polskich kleryków. Dość smętne dla Kościoła w Polsce statystyki udziału polskich duchownych w pracy ewangelizacyjnej na odległych kontynentach nie ulegną więc szybkiej poprawie.
Tak, informacja, że blisko połowa kleryków chce parafialnej stabilizacji, jest tu kluczowa. Dlaczego? Bo w takiej optyce kapłaństwo oznacza raczej zawód niż powołanie i raczej sposób urządzenia się w życiu aniżeli misję, którą trzeba realizować – mimo trudów, w imię wyższego i godnego poświęceń celu. Rodzi się bolesne pytanie: czy i na ile seminarium może takiego kleryka odmienić, przemieniając go w dojrzałego, ewangelicznego siewcę lub też pomagając mu odkryć, że do kapłaństwa się nie nadaje i powinien wybrać inną drogę życia.

Nałogi, niestety
Z badań wynika, że w ciągu ostatnich 20 lat w kandydatach wzrosła świadomość znaczenia miłości w powołaniu chrześcijańskim, zmalało natomiast przywiązanie do jurydycznego wypełniania przykazań. Pojawia się też coraz większy problem w znalezieniu kryteriów definiujących, co jest dobre, a co złe. Widać więc skażenie relatywizmem, które jest jedną z najbardziej dotkliwych chorób duchowych naszej epoki. A jej duch, jak powiedziałem wcześniej, skutecznie przenika także kandydatów do kapłaństwa.
Kolejnym powodem do niepokoju są nałogi: 19 proc. respondentów kilka razy w życiu próbowało środków psychoaktywny, palenie tytoniu zadeklarowało 36 proc. Uzależnionych od tytoniu i alkoholu było (jest?) 16 proc. Większy problem to fakt, że ponad 15 proc. korzysta z internetu ponad 4 godziny dziennie, czyli na granicy uzależnienia. Najczęstszym nałogiem jest natomiast pornografia. Często lub bardzo często sięga po nią prawie 38 proc. kleryków.

Polityka, ale co z niej wynika?
Kandydaci do kapłaństwa deklarują patriotyzm i konserwatywne poglądy polityczne, jednej czwartej bliski jest program narodowców. Oczywiście, każdy poglądy polityczne posiada: także klerycy. Niezależnie od barw, które są im bliskie, ważne jest, by jako księża byli raczej ewangeliczni niż polityczni; by wierni znali ich z posługi duchowej, a nie na przykład publicystycznej czy quasi-politycznej. Wierzę, że wychowawcy seminaryjni zadbają o to, by wymiar obywatelski i duszpasterski owocnie się w nich zharmonizował, tak by zminimalizować ryzyko księży zaangażowanych politycznie, która to patologia zawsze będzie budzić zgorszenie wierzących i niewierzących.
Nie wiem, czy przekonania polityczne, częściowo radykalnie prawicowe, można wiązać z bagatelizowaniem kwestii pedofilii w Kościele? Nie jestem pewien, ale coś czuję, że tak. W każdym razie 40 proc. kandydatów do kapłaństwa jest przekonanych o tym, że wszystkie doniesienia na temat nadużyć seksualnych księży to atak na Kościół ze środowisk ideologicznie mu wrogich. Smutne, ale prawdziwe.

Szlifowanie
Tak, ten obraz nie jest budujący. Czy 20 czy 40 lat temu lat temu było lepiej? Tego oczywiście nie wiem. Nie było wtedy zresztą aż tak precyzyjnych badań umożliwiających stworzenie wszechstronnego portretu kleryka (a przynajmniej nie były one powszechnie znane). Widać jednak, że ich obecne pokolenie jest bardzo zanurzone w swoim czasie, również w jego negatywnych stronach czy cechach. Owszem, można powiedzieć, że także klerycy są dziećmi swojego czasu. Mimo wszystko wydaje się jednak, że obecne pokolenie tkwi w nim jakby bardziej, po same uszy, oraz że kandydaci do kapłaństwa sprzed dwóch, trzech czterech dekad byli już w punkcie startu wyraźniej dojrzalsi duchowo, bardziej świadomi tego, czym jest kapłaństwo i czemu powinno służyć (właśnie: służyć). Inaczej mówiąc, wyraźniej wyrastali duchowo ponad pokoleniową przeciętną.
Ale nie chciałbym idealizować przeszłości. Nie znam, jak wspomniałem, dawniejszych badań. Jedno jest pewne, że klerycy każdego pokolenia i w każdym kraju to – w jakiejś części przynajmniej – diamenty do oszlifowania. Nie ulega też wątpliwości, że dzisiejsi jubilerzy, a więc seminaryjni przełożeni i wykładowcy, stają przed trudniejszym zadaniem niż ci, którzy byli szlifierzami powołań 20 czy 40 lat temu. Trudniejszym nie tylko dlatego, że zbiorowy portret kleryków AD 2020 może budzić niepokój. Zadanie wygląda na wyjątkowo trudne także z racji spektakularnego spadku powołań, jaki ujawnił się w Polsce w ubiegłym roku. Krótko mówiąc, nie dość, że kandydatów jest coraz mniej, to jeszcze wymagać będą szczególnie pracochłonnej i wszechstronnej formacji. Oby w tej sytuacji seminaryjna kadra nie ulegała pokusie poluzowania wymogów.
Krajowy duszpasterz powołań ks. prof. Marek Tatar stwierdził niedawno, że w seminariach nie można kierować się jedynie chęcią wychowania dobrych „fachowców” dla parafii. I ocenił, że Kościół w Polsce cierpi na bardzo poważny brak mistrzów życia duchowego. Wierzę, że jest z tym coraz lepiej i że polscy klerycy stopniowo porzucą ideał parafialnej stabilizacji. Ewangelia stabilizacji nie znosi, bo wymaga stałej i radykalnej gotowości do ruszenia w drogę. A to może być także droga w nieznane. Na przykład w poszukiwaniu zagubionej owcy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki