W październiku 2020 r. naliczono ich 441. Tylu było nowych kandydatów, którzy w Polsce rozpoczynali formację ku kapłaństwu. W seminariach diecezjalnych 289 alumnów, w zakonach – 152. Pięć lat wcześniej było ich dokładnie 748. Ilu będzie w tym roku? Czas pokaże.
Media przyzwyczaiły nas, że o powołaniach kapłańskich mówią głównie w aspekcie ilościowym. Liczby pokazują, że grono podejmujących drogę ku służebnemu kapłaństwu w Kościele katolickim w naszym kraju maleje. Pojawiają się rozmaite wytłumaczenia, od alarmującego niżu demograficznego po postępującą laicyzację, która – jak dowodzą badania – dotyka w największym stopniu polską młodzież. Wśród przyczyn takiego stanu rzeczy wymieniane są również tak bolesne kwestie, jak nadużycia duchownych wobec dzieci czy spadek autorytetu Kościoła jako instytucji. Ale również wskazuje się osłabienie wspólnot formacyjnych, z których w minionym czasie wywodziła się większość przyszłych księży. No i zmieniła się sama młodzież, jej podejście do życia, do wiary, do służby.
Nieoszlifowany diament
Kościół już dawno zauważył, że potrzebne są zmiany w przygotowaniu do przyjęcia sakramentu święceń. Zasygnalizowali to ojcowie Soboru Watykańskiego II. Wagę sprawy rozumieli papieże ostatnich dziesięcioleci. Św. Jan Paweł II w posynodalnej adhortacji apostolskiej Pastores dabo vobis z 1992 r. przedstawił integralną wizję formacji przyszłych duchownych. Benedykt XVI w 2013 r. przeniósł kompetencje dotyczące formacji alumnów seminariów duchownych z Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej do Kongregacji ds. Duchowieństwa. Podkreślił w ten sposób ciągłość formacji kapłańskiej, trwającej od wstąpienia do seminarium aż do końca życia duchownego. Papież Franciszek w 2014 r. mówił na zebraniu plenarnym tej dykasterii, że trzeba troszczyć się i dbać o wzrost powołań, „aby mogły przynieść dojrzałe owoce”. Nazwał powołania „nieoszlifowanym diamentem”. Dodał, że trzeba nad nimi starannie pracować, z poszanowaniem sumienia osób i z cierpliwością.
Pewien ideał kapłana
Dwa lata później Kongregacja ds. Duchowieństwa opublikowała dokument zatytułowany „Dar powołania do kapłaństwa”. Już w pierwszym zdaniu stwierdziła, że ten dar, złożony przez Boga w sercu niektórych mężczyzn, zobowiązuje Kościół do zaofiarowania im solidnej drogi formacyjnej. Jak przypomnieli niedawno na łamach serwisu misyjne.pl ks. Damian Wąsek i ks. Marek Gilski, Kongregacja spróbowała odpowiedzieć na pytanie o konieczne kierunki zmian w seminariach duchownych i zobowiązała biskupów, by w tym samym duchu przygotowali wytyczne dla Kościołów w swoich krajach. Polscy biskupi właśnie to zobowiązanie wypełnili. 1 października br. w Kościele w Polsce wejdzie w życie dokument „Droga formacji prezbiterów w Polsce. Ratio institutionis sacerdotalis pro Polonia”. Określa on nowe zasady formacji kapłańskiej w naszym kraju. Konferencja Episkopatu Polski zatwierdziła go 16 czerwca br. „ad experimentum na okres pięciu lat”.
„Droga formacji prezbiterów w Polsce” powtarza za dokumentem Kongregacji ds. Duchowieństwa, że jej zasadnicza idea polega na tym, by „formować uczniów misjonarzy, «zakochanych» w Nauczycielu, pasterzy «o zapachu owiec», którzy żyją pośród nich, aby im służyć i nieść im Boże miłosierdzie”. Można powiedzieć, że w tym krótkim sformułowaniu zawarty jest pewien ideał kapłana. Warto jednak zadać pytanie, jakich księży oczekują dzisiaj Polacy.
Oczekiwania wiernych
Interesującym przyczynkiem do odpowiedzi na to pytanie może być opublikowany cztery lata temu we „Wrocławskim Przeglądzie Teologicznym” artykuł ks. Michała Mraczka zatytułowany Oczekiwania wiernych wobec księdza w świetle współczesnych badań. Zestawiając wyniki różnych analiz, ks. Mraczek doszedł do wniosku, że pod tym względem w naszym kraju w ostatnich kilku dekadach nastąpiła istotna zmiana. Starsze badania, sprzed transformacji ustrojowej oraz te z przełomu wieków, bardzo mocno akcentują cechy ogólnoludzkie. „Według nich dobry i oczekiwany ksiądz to taki, który będzie ludzki, otwarty, kulturalny, uczciwy, komunikatywny, oddany swoim parafianom”. Jednak efekty późniejszych badań, przeprowadzonych m.in. wśród młodzieży i wśród wiernych archidiecezji warszawskiej, pokazują inne oczekiwania. Dominują w nich cechy religijne nad ogólnoludzkimi. Badani coraz bardziej kładli akcent na głęboką wiarę kapłana i jego życie duchowe.
Zdaniem ks. Mraczka, choć nie wiadomo, jak szeroki jest pokazany przez niego trend, szczególnie wśród ludzi młodych może być on przejawem pewnej tęsknoty i pragnienia autentycznego kapłaństwa służebnego. „Młodzi nie chcą w osobie księdza widzieć kolejnego kolegi, ale oczekują, że będzie dla nich autorytetem i przewodnikiem” – wywnioskował autor artykułu. Jeśli ma rację, to rodzi się pytanie, czy wstępujący właśnie do seminariów duchownych w naszej ojczyźnie spełnią te oczekiwania?
Daleki od ideału
Nie chodzi tylko o to, czy właśnie tacy kapłani będą opuszczali seminaria dzięki wchodzącemu w życie „Ratio institutionis sacerdotalis pro Polonia”. Chodzi także o to, czy ci, którzy ostatnio przekraczają seminaryjne progi, mają szansę stać się właśnie takimi duchownymi, jakich w Polsce w nadchodzących latach będziemy potrzebowali.
„Portret kandydata do kapłaństwa, jaki wyłania się z badań, daleki jest od ideału” – oświadczył niespełna rok temu ks. Krzysztof Pawlina, rektor Akademii Katolickiej w Warszawie (do niedawna Papieskiego Wydziału Teologicznego). Najprawdopodobniej nie wywołał tym stwierdzeniem zdziwienia słuchaczy, ponieważ wygłosił je podczas Zjazdu Wyższych Rektorów Seminariów Duchownych, prezentując wyniki swoich badań. Potwierdziły one, że wierząca rodzina jest najcenniejszym zapleczem powołań do kapłaństwa, jednak powoli wzrasta odsetek osób deklarujących obojętność rodziców na sprawy wiary. „Ewidentnie widać wzrost znaczenia wychowania religijnego w domu i jeszcze większy osobistych przeżyć i doświadczeń na podjęte decyzje” – wskazał ks. Pawlina. Zauważył też, że w minionych dwóch dekadach wśród kandydatów do kapłaństwa wzrosła świadomość postawy miłości jako pierwszoplanowej dyspozycji do wypełnienia powołania chrześcijańskiego. Zmalało natomiast przywiązanie do jurydycznego wypełniania prawa.
Księża w zaciszu parafialnym
Ks. Pawlina odnotował jednak, że coraz więcej przyszłych polskich księży sens życia widzi poza wiarą. W dodatku rośnie wśród nich sceptycyzm w kwestiach wiary. Mają także bardziej liberalne niż ich koledzy sprzed dwudziestu lat podejście do spraw moralnych. Wykazują natomiast większy patriotyzm i dość konserwatywne poglądy polityczne.
Dają do myślenia kolejne ujawnione przez ks. Pawlinę dane. Z jego badań wynika, że obniżył się poziom wiedzy ogólnej i religijnej kandydatów do kapłaństwa w naszym kraju. 9 proc. badanych nie przeczytało w ciągu ostatniego roku żadnej książki (w 2000 r. było takich osób 5 proc.). 45 proc. przeczytało co najmniej pięć książek (podczas gdy w 2000 r. było to 51 proc.). Codzienną gazetę lub portal informacyjny każdego dnia przegląda 35 proc. przyszłych duchownych (w 2000 r. było to 12 proc.).
Zastanawiające jest coś jeszcze. Zaledwie 2,4 proc. alumnów chciałoby być katechetami (w 2000 r. było to 7,8 proc.). „Widzą siebie jako księży w zaciszu parafialnym. Nie widać w nich pasji i chęci do oryginalności” – konstatował ks. Pawlina. Według niego najsmutniejsze jest to, że przepowiadanie, które jest jedną z głównych posług Kościoła, nie jest ich celem. Pytani o motywację wstąpienia do seminarium, najczęściej wskazywali wewnętrzną potrzebę, którą można określić jako poczucie woli Bożej (68 proc.), dążenie do pogłębienia relacji z Bogiem, zbliżenie się do Boga (65 proc.) służenie Bogu (65 proc.), potrzebę służenia ludziom (61 proc.), potrzebę służenia Kościołowi (55 proc.).
Szanse, zadatki, możliwości
Ks. prof. Krzysztof Pawlina pocieszająco przypomniał, że studia i formacja w seminarium trwają sześć lat. „Łaska Boża i osobisty wysiłek mogą zmienić wiele w tym portrecie”. Mogą. Pytanie jednak, jak wiele. Doświadczenie pokazuje, że możliwość tych zmian jest z przyczyn czysto ludzkich ograniczona. Dlatego ma ogromne znaczenie, jacy są ci, którzy przekraczają próg seminarium. Czy faktycznie mają szanse i zadatki na to, aby zostać uczniami misjonarzami, „zakochanymi” w Nauczycielu, pasterzami „o zapachu owiec”, którzy żyją pośród nich, aby im służyć i nieść im Boże miłosierdzie? Od odpowiedzi na to pytanie częściowo zależy przyszłość Kościoła w naszej ojczyźnie. To, jacy oni są, może się okazać znacznie ważniejsze od tego, ilu ich jest.