Logo Przewdonik Katolicki

Nauka i pandemia

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Nasza wiedza przyrastała bardzo powoli. Ale jednak przyrastała. Okazało się, że nauka jest przydatna

Kilka dni temu ministerstwo zdrowia poinformowało o przyjęciu nowej strategii walki z koronawirusem. Nie chcę tu jej ani chwalić, ani ganić. Nie, mam wrażenie, że warto wczytać się w uzasadnienie przyjętych zmian. Resort bowiem zaktualizował swoje zalecenia w związku z tym, że nieustannie zmienia się nasza wiedza na temat tego zarazka. I to chyba najlepiej pokazuje wyjątkowość sytuacji, w której się znaleźliśmy w przypadku tej pandemii.
Na początku roku lekarze – przynajmniej w krajach Zachodu – nie mieli żadnej wiedzy na temat walki z koronawirusem. W styczniu i lutym zaczynały docierać do nas jakieś szczątkowe informacje o wywołanej przez niego chorobie z Chin, ale wiedzieliśmy tak naprawdę niewiele. Wielu sceptyków uważa to za dowód na to, że pandemia jest efektem spisku, ponieważ nieustannie zmieniały się zalecenia. A to, że maski należy nosić, a to, że nie są potrzebne, a to, że są obowiązkowe. Kwarantanna trwała 14 dni, a teraz trwa 10, wcześniej by stwierdzić, że ktoś jest zdrowy, trzeba było wykonać testy, a teraz wystarczy jedynie orzeczenie lekarza rodzinnego, że po upływie ustalonego czasu pacjent nie ma żadnych objawów itp. Ale nie należy z tego wyciągać tak daleko idących wniosków. Wszak nasza – w sensie ludzkości: lekarzy, naukowców, epidemiologów, ale też menedżerów służby zdrowia – wiedza nieustannie ewoluowała. Od momentu zero, gdy nie wiedzieliśmy nic, zaczęły się pojawiać pierwsze hipotezy, część z nich została obalona, część z nich się potwierdziła. Wraz ze wzrostem liczby przypadków, rosło doświadczenie medyków, którzy zmieniali sposoby leczenia, podobnie jak zmieniały się sposoby działania służb sanitarnych, które były odpowiedzialne za ograniczenie rozprzestrzeniania się tej choroby zakaźnej.
Problem w tym, że nie należy z tego wyciągać ani zbyt pesymistycznych, ani zbyt optymistycznych wniosków. Przeciwnicy nauki nie mają bowiem racji, mówiąc, że nauka zawiodła. Owszem, początkowo lekarze poruszali się trochę po omacku, rzeczywiście na początku zdani byli na własne doświadczenie i intuicję (okazało się na przykład, że chorym na COVID pomagają zabiegi wykonywane przy zwykłym zapaleniu płuc, polegające na obracaniu pacjenta z pleców na brzuch, ale tę metodę znali specjaliści od chorób płuc, a nie od chorób zakaźnych). Nasza wiedza przyrastała bardzo powoli. Ale jednak przyrastała. Okazało się, że nauka jest przydatna. Ale że trzeba do niej podchodzić z pokorą. Nie mają jednak racji również nie tylko przeciwnicy nauki, jak i ci, którzy traktują ją jako świętość. Prymitywna wersja scjentyzmu przekonuje, że umysł człowieka jest w stanie poradzić sobie za pomocą nauki z każdym wyzwaniem i że nauka da nam nieśmiertelność, pozwoli nam uporać się z chorobami, starzeniem itp. Doskonale na przykładzie koronawirusa widzimy, że tak nie jest.
Odebraliśmy więc wszyscy lekcję pokory. Z pewnością wiedzą o tym teoretycy nauki. Ale przy okazji pandemii tę nauczkę powinniśmy odrobić wszyscy. Tak, bywają geniusze tacy jak Elon Musk, który zbudował pierwszą prywatną firmę latającą w kosmos i marzy o podboju Marsa, a także prowadzi badania nad wszczepianiem do mózgu elktrod, dzięki którym będzie można przejąć za pomocą komputera kontrolę na przykład nad naszymi wspomnieniami, ale z drugiej strony mamy bolesną rzeczywistość i bezradność lekarzy, którzy musieli obserwować śmierć setek tysięcy pacjentów chorych na COVID, którym nauka nie była w stanie pomóc.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki