Nigdy nie byłam zwolenniczką teorii spiskowych. Staram się kierować rozumem, a nie emocjami, przemawiają do mnie twarde fakty naukowe. Jeśli mam do wyboru leczenie ziołami czy chemią, wybieram chemię. Nie twierdzę, że zawsze mam rację, nie mam nic do ziół, ale moja wiara w chemię obrazowo wręcz pokazuje moje nastawienie. Szanuję siłę wyobraźni, ale w takich dziedzinach jak medycyna stąpam twardo po ziemi. Teorie spiskowe, dopóki nie czynią krzywdy innym członkom społeczeństwa, tylko mnie bawią. Traktuję je jak egzotyczne baśnie, grzecznie wysłucham i najwyżej się zdziwię. Ale kiedy widzę, jak coraz więcej ludzi opanowuje jakiś spiskowy amok, który sprawia, że zaprzeczają groźnej rzeczywistości, co ma wpływ na innych, to zaczynam się denerwować.
W życiu bym o tym nie wiedziała, gdyby nie media społecznościowe. Nie przyszłoby mi do głowy, że istnieją grupy o nazwach: „Pandemia to ściema”, „Ruch oporu przeciw covid-19. Dość kłamstwa” oraz „Nie wierzę w koronowirusa – grupa wsparcia/nie jesteś sam”. Ludzie są tam przeciwni „przymusowi maseczkowemu”, „bezprawia w imię walki z covid”, „zamykania ludzi na kwarantannie”. Organizują manifestacje, podczas których – wzorem Berlina i Londynu – zdejmą maseczki i pewnie się będą ściskać i całować. Najbliższa 12 września w Warszawie, pod hasłem: „Zakończyć pandemię! Dość kłamstw!”, organizowana przez grupę pod nazwą „Komisja śledcza Covid-19” (ponad 30 tys. członków). Kiedy czyta się komentarze jej członków, cierpnie skóra. Zwolennicy tych teorii spiskowych przechwalają się, że nie zakładają maseczek i nigdy tego w żadnej sytuacji nie zrobią oraz że nie mają zamiaru spryskiwać sobie rąk jakimiś odkażającymi preparatami, bo to głupota. Dyrektorom szkół zanoszą oświadczenia, że nie życzą sobie, aby ich dzieciom mierzono temperaturę.
Niektórzy posługują się dziwną logiką, uważają, że skoro żyją normalnie, nie unikają spotkań towarzyskich i dużo podróżują, i przez ten cały czas ani ich, ani ich najbliższych wirus nie zaatakował, to oznacza, że go nie ma. Zawsze pada pytanie: a znasz kogoś, kto chorował?
Otóż znam. Całą rodzinę. Częściowo w domu, częściowo z dużą gorączką w szpitalu pod tlenem. Wciąż dochodzą do siebie i potrwa to jeszcze kilka miesięcy. Ale pewnie zostali zmanipulowani, testy były fałszywe, a oni mieli zwykłą grypę.
Ostatnio dowcipnie zapraszano członków tych grup do pomocy w DPS-ach, w których przebywają zakażeni. Skoro nie wierzą w istnienie koronawirusa, to przecież nie powinni mieć żadnych obaw. Z tego, co wiem, nikt się nie zgłosił. Ale kiedy pomyślę, że tacy ludzie jeżdżą pociągami i tramwajami, że wchodzą do sklepu i do kościoła, to zaczynam się bać.