Jak pozbierać myśli po kolejnym mordzie islamskich ekstremistów, którzy tym razem uśmiercili 360 chrześcijan na Sri Lance? Czy można zrobić coś, żeby zapobiec kolejnym atakom? Jak nie ulec pokusie zobojętnienia i stopniowego przyzwyczajania się do zamachów islamistów?
Celem ataku byli chrześcijanie, ale fakt, że oprócz trzech kościołów masakr dokonano także w kilku luksusowych hotelach, wskazuje, iż chodziło nie tyle o wyznawców Chrystusa jako takich, ile raczej o ludzi Zachodu, z którymi, oczywiście, chrześcijanie są utożsamiani. Gorzki paradoks polega na tym, że na owym Zachodzie wyznawcy Chrystusa czują się coraz bardziej osamotnieni, a stają się kozłem ofiarnym w islamskiej wojnie ze znienawidzoną zachodnią cywilizacją. Cywilizacją obarczaną przez muzułmańskich radykałów za wszelką niesprawiedliwość, dysproporcje ekonomiczne i zło tego świata: obecne i minione, bo w grę wchodzą też postkolonialne resentymenty. Nie sposób też nie przyznać, że „dzika” globalizacja, która nie hamuje ubóstwa, zaś bogatych czyni jeszcze bogatszymi, może budzić niezadowolenie nie tylko islamistów, ale i setek milionów ludzi, owych współczesnych Łazarzy, odtrącanych od stołów bogaczy. Tak czy inaczej, głowę pod islamskie topory kładą chrześcijanie.
Wojna muzułmańskich ekstremistów z Zachodem ma już charakter globalny, Uderzając na Sri Lance, która na liście państw prześladujących chrześcijan zajmuje „dopiero” 46 miejsce, ma swoje znaczenie. Jak gdyby sprawcy chcieli ogłosić: dla chrześcijan nie ma krajów bezpiecznych, dopadniemy was wszędzie, nigdzie nie zaznacie spokoju.
Obawiam się, że nie tylko nigdzie, ale i nigdy. Prognozy demograficzne nie pozostawiają złudzeń: do połowy tego wieku liczba muzułmanów wzrośnie o 73 proc., z 1,6 mld do 2,8 mld, i będą oni stanowili około jednej trzeciej ludności globu. Zmieni się także Europa, a gdy muzułmanie zyskają większość, a wcześniej czy później do tego dojdzie, nie będą tolerować innych religii. Dlaczego? Bo nie szanują jej w żadnym kraju, w którym liczebnie dominują. Na czym mielibyśmy opierać nadzieję, że podobny mechanizm nie obejmie Europy, i to całej, bez wyjątku?
Na razie trwa wojna. Czy coś mogłoby ją osłabić? Czy można zapobiec kolejnym masakrom? Obawiam się, że nie. Stolica Apostolska prowadzi oficjalny dialog z muzułmanami. Może powinna domagać się, by ichnie autorytety potępiły tę masakrę i każdą przemoc w imię Allacha? Może nalega, ale bez skutku? A może nie czyni tego, bo wie, że druga strona i tak nie posłucha? Z kolei zerwanie kontaktów mogłoby dostarczyć islamistom pretekstu do kolejnych ataków na „niewiernych” i w ten sposób przysporzyło chrześcijanom kolejnych cierpień. Jeśli tak jest, to relacje te przypominałyby jako żywo „dialog” Watykanu z reżimami komunistycznymi w XX wieku, kiedy to dyplomatyczne gry toczono głównie po to, by nie pogarszać i tak złej sytuacji Kościoła w demoludach. Tak czy inaczej, po ludzku rzecz biorąc, trudno o nadzieję. Ale chrześcijanin zachowuje ją zawsze.