Logo Przewdonik Katolicki

Emaus. Tajemnice dnia ósmego

ks. Andrzej Draguła
fot. Wikipedia

Doświadczenie Jana, Tomasza i Marii Magdaleny wskazuje, że wiara popaschalna będzie się opierała na nowym rodzaju znaków – na chuście grobowej, apostolskim świadectwie Magdaleny, a przede wszystkim na słowie Pisma.

Bóg idący obok
Emaus to nie tylko homilia, rozmowa uczniów w drodze, do której to rozmowy włącza się sam Jezus jako Nieznajomy Wędrowiec. Emaus to także niezwykle ciekawa dialektyka widzenia i nierozpoznania, rozpoznania i niewidzenia, obecności i nieobecności Jezusa.
 
Emaus to tajemnica widzialności i niewidzialności Boga, który daje się zobaczyć i jednocześnie nie daje się rozpoznać, by zaraz potem dać się rozpoznać i nie dać się już widzieć. Widzenie i słyszenie splatają się i wzajemnie warunkują, a otwarcia oczu nie ma – jak się okaże – bez otwarcia Pism. Wszystko to – i jeszcze wiele więcej – da się wyczytać z Łukaszowej relacji o tym, co się wydarzyło w drodze do Emaus, w czasie wieczerzy na miejscu i po powrocie do Jerozolimy.
 
Dzień ósmy
Wyjaśniając znaczenie poszczególnych liczb, Hugon od św. Wiktora pisał w XII w., że „liczba siedem, oznaczająca odpoczynek [...] odpowiada duszom, które odpoczywają [...] w oczekiwaniu na chwałę zmartwychwstania. Liczba osiem, oznaczająca błogosławieństwo, pasuje zaś do tych, którzy już odzyskawszy swe ciała, radują się w błogosławionej nieśmiertelności”. Liczby „siedem” i „osiem” odpowiadają także dwóm różnym etapom życia: „Siódemka oznacza obecne życie, które trwa siedem dni; ósemka, która następuje po siódemce, oznacza życie wieczne”. (…) Liczba „osiem” przenika wszystkie wydarzenia, które stały się typem i zapowiedzią Zmartwychwstania. (…) W taki właśnie ósmy dzień tygodnia wyruszają uczniowie do Emaus. Christian Bobin nazwie ten dzień l’instant éternel – „momentem wiecznym”. To dzień, który „nie zaczyna się i nie wyczerpuje się w żadnym czasie”. (...)
Chrześcijanie są prawdziwymi dziećmi „ósmego dnia”. Przypomina im on o powołaniu do życia, które nie zamyka się w żadnym kalendarzu i nie da się oznaczyć żadną rachubą czasu.
Ósmy dzień oktawy jest wychyleniem się ku wieczności, „czasem innym”, tajemniczym dotknięciem „owego czasu” (illud tempus) – czasu działania Boga, czasu stworzenia świata, czasu
Wyjścia, czasu Zmartwychwstania, czasu wędrowania do Emaus, a w końcu – czasu Jego powtórnego Przyjścia.

Castellum Emaus
Topografia wydarzeń, o których będzie mowa, rozciąga się od miejsca bardzo znanego, jakim jest Jerozolima, do miejsca mało znanego, czyli Emaus. Znamienne, że miejsce, z którego uczniowie wyruszyli, dla wszystkich jest oczywiste – to Jerozolima, choć tekst nie mówi nam tego bezpośrednio. Należy więc wnioskować, że miejsce, do którego zmierzali, zostało przywołane z nazwy nie ze względu na jego znaczenie, ale dla potwierdzenia prawdziwości faktów. Może właśnie dlatego z takim wielkim trudem Emaus wyłania się z mroku dziejów. Łukasz zanotował nie tylko nazwę miejscowości, ale i jej odległość od Jerozolimy: sześćdziesiąt stadiów. Przyjmując, że jeden stadion równa się 600 stopom greckim, 625 stopom rzymskim, 607 stopom angielskim i 185 metrom, otrzymujemy odległość 11,1 km. Mimo tak – zdawałoby się – precyzyjnie określonej odległości zarówno tradycja, jak i uczeni sytuowali tę osadę w wielu miejscach Palestyny. O prawo do reprezentowania biblijnego Emaus starało się już siedem miejscowości: Nikopolis, Kolonieh, Qaryat al’Inab, Chammath, Khamasa, Urtas i El-Qubeibeh. I wciąż nie ma pewności. (...)
Z tej niemożności lokalizacji Emaus Bruno Chenu wyciąga dość zaskakujący wniosek: właściwe położenie Emaus to „nigdzie” (nulle part). A [Zbigniew] Mikołejko dopowie: „[...] wszystkie wysiłki egzegetów i krzyżowców, archeologów i średniowiecznych pątników chybiają celu – Emaus z Ewangelii nie jest punktem na mapie, rzeczywistą nazwą rzeczywistego miasta. (…) „Emaus bowiem jest i tu, i tam, w górach niebotycznych, nad morzem i wszędzie, gdzie się akurat znalazłeś” – pisze [Ryszard] Przybylski. I trudno się z nim nie zgodzić. Emaus bowiem to nie tyle miejsce, ile stan umysłu i serca.
 
Oczy na uwięzi
Oczy widzą więc tylko tyle, ile pozwala zobaczyć serce. Uczniowie nie rozpoznali Jezusa dlatego właśnie, że dali pierwszeństwo wzrokowi, skupili się na tym, co widoczne i dostrzegalne, na tym, co wizualne, dostępne dla oczu. (…) Doświadczenie Jana, Tomasza i Marii Magdaleny wskazuje, że wiara popaschalna będzie się opierała na nowym rodzaju znaków – na chuście grobowej, apostolskim świadectwie Magdaleny, innych kobiet i pozostałych uczniów, a przede wszystkim na słowie Pisma. To wszystko są znaki, które będą teraz spełniane przez pośrednictwo Kościoła. Era doświadczenia przedpaschalnego skończyła się także dla tych, którzy mieli w niej swój udział. Rozpoczęła się era popaschalna, której wyrazem jest błogosławieństwo wobec tych, którzy nie zobaczą. Jezus nie wartościuje dwóch sposobów poznania: przez widzenie zmysłowe (era przedpaschalna, apostolska) i przez widzenie z wiary (era popaschalna, poapostolska, era Kościoła). Jezus jedynie konstatuje, że w poznaniu Jego osoby musi się dokonać zmiana, gdyż po Zmartwychwstaniu zmienił się sposób Jego istnienia.
 
Płonące serca
Świadomość tego, co się z nimi działo w drodze, przyjdzie dopiero dużo później – już po rozpoznaniu, kim On jest. Wtedy będą mówić do siebie: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami  drodze i Pisma nam wyjaśniał?” (Łk 24,32). Gdy Jezus objaśniał im Pisma, nie zdawali sobie sprawy z procesu, który się w nich dokonywał, choć przecież to już wtedy – jak pisał św. Jan Paweł II – „światło Słowa łagodziło twardość ich serc i «otwierało im oczy»”. Pan i Jego Słowo działają w nas także wtedy, gdy nie mamy tego świadomości, o czym często zapominamy. (...)
Jak mówi św. Jan Paweł II: „Znamienne jest, że uczniowie z Emaus, przygotowani do tego słowami Pana, rozpoznali Go przy stole w zwykłym geście «łamania chleba». Kiedy myśl zostanie oświecona, gdy rozgrzeją się serca, wtedy znaki zaczynają «mówić»”. To właśnie dzieje się podczas Mszy św. (…) By tak się mogło jednak stać, warunkiem koniecznym jest posiadanie serca rozgrzanego i rozpalonego słowami Pisma. Serce „zimne”, a więc nierozgrzane słowem, nie jest zdolne do rozpoznania znaków.
 
...
Pierwsza lekcja, jaką daje Emaus, mówi, że odejście Boga jest tylko pozorne. Św. Augustyn mawiał: Timeo Deum transeuntem – „Boję się Boga przechodzącego [obok]”. Chrystus z drogi do Emaus to Bóg idący obok, Bóg gotowy, aby się zbliżyć do pogrążonych w smutku uciekinierów, Bóg, który czeka na stosowny moment. Przechodzi obok, można Go nie zauważyć, ominąć, przemilczeć. Ale można Go także przywołać tęsknotą. To właśnie dokonało się na ewangelicznej drodze.
 
 

Tekst pochodzi z książki Emaus. Tajemnice dnia ósmego, ks. Andrzej Draguła, Biblioteka „WIĘZI”2015

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki