Logo Przewdonik Katolicki

W Mea Sherim

Natalia Budzyńska
fot. Unsplash

Trochę głupio tak od razu na samym wstępie przyznać się do obejrzenia kolejnego serialu, no ale co zrobić – taka jest prawda, że przy serialach odpoczywam i przyznaję, ostatnio oglądam sporo, co oczywiście ujemnie odbija się na lekturze. Tyle że odnoszę wrażenie, że rynek serialowy ma się czym pochwalić.

Tym razem postawiłam na Izrael, który wypuszcza seriale bardzo przyzwoite, najczęściej sensacyjne, a język hebrajski podoba mi się tak bardzo, że właściwie mogłabym nawet oglądać bez tłumaczenia, dla samego zasłuchania się. Po obejrzeniu wszystkich sezonów Faudy, Hostages i When Heros Fly, nadszedł czas na prawdziwą perełkę: Shtisel. Wspaniały, uroczy, bardzo obyczajowy serial. Niby nic takiego, biorąc pod uwagę samą fabułę. Ale nie w fabule tkwi niezwykłość Shtisela. Oto tęskniący za zmarła żoną ojciec i jego dorosłe dzieci, każde ze swoimi problemami. Od córki odchodzi na jakiś czas mąż, zostawiając ją bez wsparcia finansowego. Kobieta musi się zmagać z jego zdradą i czworgiem dzieci. Druga córka mieszka daleko, a zresztą jest z ojcem pokłócona, a on z kolei na nią obrażony, przez co nie wie nawet, jak wyglądają jego wnuki. Syn zaś zamiast się ożenić i założyć rodzinę, nie dość, że zakochuje się fatalnie i nieszczęśliwie, to jeszcze marzy o artystycznym życiu. I tak dalej, i tak dalej. Banał.
Ale wszystko to dzieje się w Mea Sherim, dzielnicy Jerozolimy zamieszkałej przez ortodoksyjnych Żydów, w samym środku ich społeczności. Owszem, jest egzotycznie, a to, co niezwykłe, to pociągające. Więc można zatrzymać się na tej warstwie, egzotyki zamkniętej społeczności w dzielnicy, przez którą nie może przejść żadna wycieczka, co najwyżej w planach turystycznych zawiera się przejazd ulicami Mea Sherim. Z okien autokaru zaciekawieni turyści oglądają Żydów z długimi pejsami, w kapeluszach i długich marynarkach oraz Żydówki z zakrytymi włosami i w długich spódnicach. Trochę po Mea Sherim pospacerowałam, odpowiednio ubrana starając się wtopić w to miejsce i nie rzucać się w oczy, tak jak proszą o to sami mieszkańcy, umieszczając przy ulicy tablice informacyjne.
Shtisel to serial, który pokazuje to, co dla wielu niezrozumiałe: życie według przykazań i prawa. Całe życie podporządkowane jest Bogu, i choć można się dziwić niektórym tradycjom i uważać, że są nieżyciowe i przestarzałe, to nie sposób im czasem przyznać mądrości. Urzekająca jest ta bliskość z Bogiem, każda czynność, nawet najmniejsza, jest Jemu podporządkowana i wykonana w jedności z Nim. Pewnie, jest tu też miejsce na kryzysy, zwątpienia i potknięcia. Nikt nie jest idealny. Scenarzyści postarali się, żeby postaci były psychologicznie złożone i ciekawe. Gorąco polecam Shtisel. Ja jestem pod urokiem.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki