Logo Przewdonik Katolicki

Baruch HaSzem!

Natalia Budzyńska
fot. Unsplash

Przenoszę się do Jerozolimy, oglądając najnowszy sezon ulubionego izraelskiego serialu Shtisel. Opowiada o codzienności Żydów ortodoksyjnych, społeczności charedim, zamieszkujących jedną z jerozolimskich dzielnic. Lubię słuchać języka hebrajskiego, lubię sposób pokazania w Shtiselu codziennych problemów, a najbardziej lubię to, że przypomina mi, żeby za wszystko dziękować Bogu. Baruch HaSzem!

Rok temu byłam przekonana, że pandemia skończy się bardzo szybko. Czytając Dżumę Camusa, myślałam, że jesteśmy w takiej właśnie sytuacji, jak ta opisana, ale szybko przestało mi się to zgadzać. Stało się to wtedy, gdy będąc w całkowitym lockdownie, doszłam do momentu, kiedy w Oranie ludzie jednak spotykali się i bawili w knajpach, a do tego upłynął niemal rok od pierwszego przypadku. Jak to niemal rok? Jak to w kawiarniach? Jak to bawili się, kiedy sąsiedzi umierali? W kwietniu 2020 r. brzmiało mi to zupełnie nieprawdziwie. Dzisiaj jest inaczej, wszystko jest możliwe i nic nie jest pewne.
Latem spędzaliśmy wakacje niemal beztrosko, zimą ludzie bawili się w otwartych nielegalnie pubach, przyzwyczailiśmy się do karetek jadących na sygnale i do kolejnych złych wiadomości, którymi nauczyliśmy się nie przejmować. Koronawirus zszedł z pierwszego planu. Nawet liczby codziennych zakażeń przestają nas interesować. 35 tysięcy nie przeraża nas tak, jak ubiegłoroczne kilkaset osób. Ludzie wymyślają alternatywne historie dotyczące szczepień, których pojawienie się powinno nieść ze sobą nadzieję. Tymczasem znam osoby, które wolałyby się nie szczepić. I nie szczepią się, nawet jeśli mogą. Inni kwestionują wszelkiego rodzaju testy i ich wyniki. Policjanci nie sprawdzają już przestrzegania kwarantanny, bo chorzy nie zgłaszają współlokatorów. Chorzy, którym nie jest potrzebne L4, na test w ogóle nie idą. Seniorzy, najczęściej samotnie siedząc w domu, słuchają audycji w radiu lub oglądają telewizję, a tam karmią ich albo samymi negatywnymi wiadomościami, przez które łatwo popaść w nerwicę lękową lub depresję, albo przekłamują rzeczywistość w drugą stronę, uparcie uspokajając, że wszystko jest pod kontrolą.
Mam znajomych w wielu częściach świata, co mi przypomina, że pandemia dotyczy całej ludzkości. Koleżanka z Florydy przysyła zdjęcia z plaży, koleżanka, która rok temu utknęła w Nepalu – z klasztoru buddyjskiego, koleżanka z Tel Awiwu – z otwartych wreszcie kawiarni, koleżanka z Mołdawii – ze swojej pracowni malarskiej, kolega z Rzymu – z pustego Piazza Navona, koleżanka z Teneryfy – ze spotkań towarzyskich, koleżanka z Jerozolimy – z miejsc zawsze tłumnie odwiedzanych przez pielgrzymki z całego świata, ale w takiej odsłonie odkrywa je po raz pierwszy w życiu.
Przenoszę się do Jerozolimy, oglądając najnowszy sezon ulubionego izraelskiego serialu Shtisel. Opowiada o codzienności Żydów ortodoksyjnych, społeczności charedim, zamieszkujących jedną z jerozolimskich dzielnic. Lubię słuchać języka hebrajskiego, lubię sposób pokazania w Shtiselu codziennych problemów, a najbardziej lubię to, że przypomina mi, żeby za wszystko dziękować Bogu. Baruch HaSzem!

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki